Polityczne łamigłówki i połajanki

Platforma wciąż odgrywa rolę anty-PiS, partii kulturalnej i pokojowej. Choć nijak nie pasuje to do rzeczywistości, bo język PO nie ustępuje agresywnością retoryce PiS – pisze politolog Jacek Kloczkowski

Aktualizacja: 10.10.2008 03:13 Publikacja: 10.10.2008 03:12

Jacek Kloczkowski

Jacek Kloczkowski

Foto: Rzeczpospolita

Red

Już dawno spory polityczne w Polsce nie były tak jałowe jak obecnie. Mimo że batalia między największymi partiami toczy się w najlepsze, a skala wzajemnej agresji nie słabnie nawet na chwilę, w gruncie rzeczy niewiele z tego wynika.

Zmiany sondażowego poparcia PO i PiS są nieduże, konkurencja na razie nie potrafi wykorzystać ich potknięć, a przesłanek, że wkrótce można się spodziewać zasadniczego przełomu w tym względzie, nie widać.

[srodtytul]Twórcze konflikty[/srodtytul]

Wielu komentatorów, a także znaczna część opinii publicznej uważa, że międzypartyjne wojny szkodzą rozwiązywaniu największych polskich problemów. W harmidrze oskarżeń, ataków i inwektyw ginie troska o dobro wspólne, a pozytywne, merytorycznie uzasadniane projekty z miejsca są wikłane w polityczny kontekst i droga do ich realizacji znacznie się wydłuża. Niewątpliwie tak czasem bywa.

Z drugiej strony łatwo wskazać przykłady, że ostry konflikt polityczny miał pozytywne skutki dla zwalczania patologii utrudniających rozwój Polski. Najbardziej klasyczna pozostaje zawierucha, która obaliła rządy SLD po ujawnieniu afery Rywina. Dzięki ostrej kampanii propagandowej PiS i PO, wspartej przez czołowe media, klimat dla korupcji w Polsce znacznie się pogorszył, choć samo zjawisko nie ominęło później obu partii. Także przedwyborczy spór PO i PiS z 2005 r. w pierwszej fazie wniósł wiele ożywczego fermentu do dyskusji politycznej.

Często wyszydzana i kwestionowana alternatywa – państwo solidarne albo państwo liberalne – postawiona w centrum wyborczego boju zmusiła czołowe partie do ponownego określenia się wobec kluczowych problemów społecznych. Niektórzy liderzy PiS i PO mieli wiele ciekawych obserwacji i pomysłów.

Niestety, z czasem obie formacje skupiły się na wzajemnych połajankach i atakach. Swoją rolę odegrały media, obsesyjnie – nierzadko w celach politycznych – eksponując konflikty i nie tworząc dobrych warunków do podtrzymania debaty programowej. Nic dziwnego, że prym w medialnym sporze politycznym wiodą harcownicy, a nie partyjni eksperci. Partie nie wydają się zainteresowane zmianą tego stanu. Zdają się dobrze czuć w obecnych rolach, a te odbiegają od wizerunku, jaki próbowały kreować przed 2005 r.

[srodtytul]PO przyznaje się do winy[/srodtytul]

Mówi się niekiedy, że Platforma preferuje styl uprawiania polityki, w którym wszystko jest podporządkowane zdobywaniu i utrzymywaniu poparcia społecznego. Rezygnuje więc, jeżeli nie uczyniła tego już w czasie kampanii przed wyborami 2007 r., z wielu swoich tradycyjnych – lecz niepopularnych – haseł albo odkłada ich realizację na przyszłość, zasłaniając się a to groźbą weta prezydenckiego, a to koniecznością uporania się z fatalną spuścizną rządów PiS. Na podstawie wyników badań preferencji wyborczych Polaków wydaje się, że taka strategia odnosi sukcesy.

Platformerska bierność to jednak także swoiste przyznanie się do słabości programowej. Partia, która od swego powstania reklamowała się jako najbardziej merytoryczna i najlepiej przygotowana do rządzenia formacja w Polsce, w ciągu ostatnich miesięcy zrobiła bardzo niewiele w celu udowodnienia, że nie były to wyłącznie propagandowe deklaracje. Niezależni eksperci mieli dotąd niewiele okazji, aby chwalić rząd premiera Donalda Tuska za zainicjowanie zmian w oczekiwanej przez nich skali.

Dziwić może zwłaszcza mała skuteczność poczynań PO na polu walki z biurokracją i niemądrymi przepisami utrudniającymi np. inwestycje infrastrukturalne czy prowadzenie działalności gospodarczej. Gdzie jak gdzie, ale w tej dziedzinie po Platformie można było się spodziewać naprawdę wiele. Wszak to partia wyrosła w znacznej mierze ze środowiska biznesowego, kładąca nacisk na modernizację, odwołująca się chętnie do liberalnych doświadczeń innych krajów.

[srodtytul]Obietnice zweryfikowane[/srodtytul]

Zmiany wielu regulacji prawnych nie wymagają wielomiesięcznych deliberacji i analiz, dotyczą bowiem kwestii od lat wskazywanych przez ekspertów. Co prawda PO w październiku zaczęła wprowadzać pod obrady Sejmu duże pakiety ustaw – ale to, że ich opracowanie zajęło jej tyle miesięcy, dowodzi nieprzygotowania do rządzenia w obszarach, które wydawały się sztandarowe dla tej formacji.

Dziwi to tym bardziej, że przecież akurat ułatwienie przepisów dla biznesu, przyspieszenie budowy autostrad, uproszczenie procedur związanych z budową domów itp. to działania mogące poprawiać sondażowe słupki poparcia.

Niepowodzenia PO w obszarach potencjalnie mających być jej największą siłą nie będą jednak w stanie zachwiać jej pozycji tak długo, jak długo polska polityka będzie opanowana przez syndrom potrzeby anty-PiS. Ma być więc w miarę kulturalnie, w miarę pokojowo, bez wszczynania kolejnych wojen na górze i szukania następnych wrogów.

Co prawda wizja takiej polityki nijak nie pasuje do rzeczywistości rządów Platformy, której język nie ustępuje agresywnością retoryce PiS. Partii Donalda Tuska udaje się jednak grać rolę łagodniejszej strony politycznego boju i dopóki tak będą ją postrzegać wyborcy, dopóty wybaczą jej więcej niż konkurencji.

PO korzysta więc z premii bycia największym anty-PiS i jeszcze długo może się cieszyć pierwszym miejscem na szczycie sondaży, jeżeli nie uwikła się w żadne skandale korupcyjne i jeżeli nie dojdzie do załamania gospodarczego, którego skutki szybko odczują obywatele.

Platforma zyskuje tym samym czas, aby wprowadzić w życie rozwiązania pozwalające jej punktować w dziedzinach innych niż PR.

Wątpliwe jednak, aby zaryzykowała odejście od dotychczasowej ostrożnej polityki, skoro dobrze się ona sprawdza, jeśli za kryterium efektywności przyjąć poparcie w sondażach.

[srodtytul]Wizerunkowa pułapka[/srodtytul]

Największy konkurent PO nie potrafi na razie powstrzymać jej na drodze do zdominowania sceny politycznej na kolejne lata. Biorąc pod uwagę jedynie częstotliwość antyplatformerskich wystąpień, można oczywiście mówić o zmasowanej antyrządowej ofensywie, zresztą podobnej do tej, jakiej Prawo i Sprawiedliwość samo doświadczyło ze strony PO w latach 2005 – 2007.

Kłopot polega na tym, że wielokrotnie ataki PiS na PO potwierdzają złe opinie na temat partii Jarosława Kaczyńskiego, które rozpowszechniły się wśród wyborców w czasie jego rządów i przyczyniły do utraty władzy.

Nieważne, że część z tych opinii to albo niesprawiedliwe stereotypy, albo przesadzone lęki, albo zarzuty dotyczące cech przypisywanych tylko PiS, a przecież posiadanych w równym stopniu przez wszystkie bez wyjątku partie parlamentarne. Prawda i dokładność często niewiele znaczą w przeciętnym oglądzie polityki.

Liderzy PiS, brnąc w ślepe zaułki, w które wpychają ich konkurenci, wspierani przez sympatyzujące z PO i lewicą media, ograniczają swe szanse na powrót do władzy.

Miarą kryzysu w PiS są ostatnie tarcia na tle rodzinnych spraw Ludwika Dorna. Kwestie, które w ogóle nie powinny być przedmiotem publicznych dywagacji, stały się jednym z najważniejszych tematów politycznych. Nie wzmacnia to prestiżu partii i nie ułatwia jej przebicia się do opinii publicznej z ofertą programową.

W czasach prymatu politycznego marketingu owa oferta nie ma co prawda decydującego znaczenia, bo liczy się głównie opakowanie i PR. Tym bardziej jednak wizerunkowe wpadki PiS są dla tej partii bardzo kosztowne. Nie należy przeceniać ich wpływu na stabilność twardego PiS-owskiego elektoratu.

Jeżeli jednak PiS poważnie myśli o wygraniu kolejnych wyborów parlamentarnych, a przynajmniej o zmniejszeniu dystansu do PO, powinno się wykazywać większą roztropnością. Przede wszystkim musi spróbować ograniczyć swój elektorat negatywny – ponowna antypisowska mobilizacja dużej części opinii publicznej może całkowicie pozbawić Prawo i Sprawiedliwość szans na wyborcze sukcesy.

Być może jest tak, że wizerunku Prawa i Sprawiedliwości nic już zasadniczo nie zmieni i te dwadzieścia kilka procent poparcia, jakim teraz się legitymuje, to wszystko, na co może liczyć. Niemniej w przypadku ewentualnego spadku notowań Platformy – spowodowanego np. wielką aferą korupcyjną, gwałtownymi protestami społecznymi czy też kryzysem gospodarczym – tych parę procent poparcia, które można zyskać lub stracić roztropną lub nierozsądną polityką wizerunkową, może mieć niebagatelne znaczenie przy kolejnym rozdaniu wyborczym.

[srodtytul]Czekanie na nieoczekiwane[/srodtytul]

Elementów politycznej łamigłówki jest oczywiście znacznie więcej, ale w krótkiej analizie można wskazać jedynie wybrane czynniki wpływające na obecną sytuację na polskiej scenie partyjnej. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że kwestie programowe definitywnie zeszły na dalszy plan albo są jedynie pretekstem do propagandowych wystąpień. Nie zanosi się na żadną rewolucyjną zmianę na miarę odrzucenia korupcyjnego systemu ucieleśnionego przez aferę Rywina i kilka innych, które pogrążyły (choć nie zniszczyły) SLD.

Nie szykuje się będąca wynikiem starcia dwóch wizji Polski strategiczna przebudowa jej instytucji podobna do tej, jaką przeprowadził – z różnym skutkiem – rząd Jerzego Buzka. Czynnikami zmiany w polskiej polityce mogą być jedynie spektakularne wpadki i kryzysy. Na jakikolwiek ferment programowy na razie nie należy raczej liczyć.

[i]Autor jest politologiem, członkiem zarządu Ośrodka Myśli Politycznej[/i]

Już dawno spory polityczne w Polsce nie były tak jałowe jak obecnie. Mimo że batalia między największymi partiami toczy się w najlepsze, a skala wzajemnej agresji nie słabnie nawet na chwilę, w gruncie rzeczy niewiele z tego wynika.

Zmiany sondażowego poparcia PO i PiS są nieduże, konkurencja na razie nie potrafi wykorzystać ich potknięć, a przesłanek, że wkrótce można się spodziewać zasadniczego przełomu w tym względzie, nie widać.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?