Bardzo jestem wdzięczny paniom prof. Jolancie Choińskiej-Mice oraz dr Annie Radziwiłł za list ([link=http://www.rp.pl/artykul/9157,241223_Konca_historii_nie_bedzie_.html]„Końca historii nie będzie”[/link]), którego intencją było „wyjaśnić nieporozumienia dotyczące podstawy programowej i zmniejszyć niepokój o losy nauczania historii w szkole”.
[srodtytul]Bez poważnej konsultacji[/srodtytul]
Niestety, zapoznanie się z ich argumentami nie zmniejsza mojego niepokoju. Ten niepokój wzrasta, przechodząc już teraz raczej w przygnębienie, albowiem pani minister Katarzyna Hall podpisała już rozporządzenie wprowadzające reformę programową w życie. 23 grudnia. To – trzeba przyznać – doskonała data, by uniknąć „zbędnych” debat czy kontrowersji. Wszyscy i tak zajęci są świętami. Dyskutujemy już o tym, co i tak zostało rozstrzygnięte. Po cichutku. I bez poważnej konsultacji. Tu właściwie mógłbym urwać swoją odpowiedź, ponieważ sprawa została już rozstrzygnięta siłą: siłą ministerialnego rozporządzenia. Koniec dyskusji.
Z szacunku dla moich polemistek i czytelników ich listu, pozwolę sobie jednak odpowiedzieć im krótko. Pierwszy swój zarzut muszę podtrzymać – tym więcej, że autorki nie zechciały się do niego ustosunkować. Obecna reforma jest na pewno najbardziej rewolucyjną zmianą w zakresie nauczania historii, jaka dokonuje się od czasu PRL. Tak radykalna reforma wymagała, przynajmniej w mojej opinii, konsultacji ze środowiskiem nie tylko nauczycielskim. Nie oceniam, na ile to środowisko było rzeczywiście poważnie i szeroko pytane o zdanie, choć wiem, że na termin konsultacji wybrano maj – czerwiec, czyli absolutnie najgorszy okres w pracy nauczyciela, praktycznie uniemożliwiający cokolwiek innego niż skupienie na pracy bieżącej szkoły.
Upominałem się jednak o coś innego – o potrzebę zapytania o zdanie także historyków akademickich. Dlatego postawiłem pytanie, czy projekt zmian był przynajmniej przekazany do opinii najważniejszym instytucjom skupiającym historyków zawodowych: do Polskiego Towarzystwa Historycznego, wydziałów historycznych uniwersytetów: UJ, UW, UAM, Instytutu Historii PAN lub bodaj grupy najbardziej znanych i uznanych badaczy historyków, których przykłady w swoim artykule wymieniłem. Na to pytanie właśnie panie nie odpowiedziały, a pozwoliłem je sobie zadać, ponieważ pracuję na Wydziale Historycznym UJ oraz w Instytucie Historii PAN, i w żadnej z tych instytucji nie dotarły do mnie wiadomości, by takie konsultacje były przez MEN organizowane.