W upalny lipcowy dzień przed Pałacem Kultury w Warszawie między kupcami zrzeszonymi w KDT a agencją ochrony, Strażą Miejską i policją rozegrała się wielogodzinna bitwa. Wydarzenie to poruszyło całą Polskę. Warto więc zastanowić się, kim były strony konfliktu, dlaczego doszło do starcia i przede wszystkim, jaki jest bilans zysków i strat.
[srodtytul]Burdy w mieście[/srodtytul]
Spółka Kupieckie Domy Towarowe powstała w 1999 roku. Zdecydowaną większość udziałów miały w niej osoby, które wcześniej przez wiele lat nielegalnie handlowały na ulicach Warszawy. W następnym roku wzniesiono na placu Defilad gigantyczny blaszany pawilon handlowy, który kupcy mieli tymczasowo użytkować. Opłaty wnoszone za możliwość korzystania z ogromnego terenu przed Pałacem Kultury znacznie odbiegały w dół od stawek rynkowych. W ten sposób kierowane przez Pawła Piskorskiego władze stolicy dotowały działalność tego podmiotu gospodarczego. W tym samym czasie tysiące innych warszawskich przedsiębiorców nie mogły liczyć na żadne przywileje ze strony miasta.
Wspierany środkami publicznymi prywatny interes dobrze się kręcił, a zrzeszeni w KDT kupcy uznali, że stanowią kwiat polskiej przedsiębiorczości i w związku z tym należy ich traktować w sposób szczególny. Stanowczo oświadczyli, że nie ruszą się z pawilonu na placu Defilad, dopóki nie dostaną na preferencyjnych warunkach równie atrakcyjnego terenu.
Przez następne dziewięć lat kolejni prezydenci bali się zadzierać z agresywnymi kupcami, a przed Pałacem Kultury straszyła obskurna hala. I chociaż wszyscy od dawna mieli dość kaprysów rozpieszczonych handlarzy, to dopiero Hanna Gronkiewicz-Waltz odważyła się rozwiązać ten ciągnący się nieznośnie długo problem. Wypowiedziała kupcom umowę, a gdy ci nie chcieli dobrowolnie opuścić należącego do miasta terenu, wysłała do nich komornika.