Rząd przyjął harmonogram instalacji energetyki jądrowej w Polsce – causa finita. Mam jednak poważne wątpliwości, czy na pewno. Wypowiedzi Hanny Trojanowskiej, pełnomocnika rządu do spraw energetyki jądrowej oraz szefa PGE, tj. potencjalnego inwestora, wskazują, że dla rządu energetyka jądrowa jest problemem technicznym, prawnym i ekonomicznym. I tu zaczyna się mój niepokój, ponieważ uważam, iż istotny jest także kontekst społeczny.
[srodtytul]Historia sporów[/srodtytul]
Energetyka jądrowa w Polsce ma swoją historię. W latach 80. liczne protesty wywołała budowa elektrowni atomowej w Żarnowcu. Decydujący wpływ na nastroje miała katastrofa w Czarnobylu w 1986 roku.
Kwestia energetyki była też jedynym z problemów rozpatrywanym w trakcie obrad Okrągłego Stołu (podstolik ekologiczny), który zakończył się protokołem rozbieżności. Przedmiotem sporu była właśnie energetyka jądrowa. Strona koalicyjno-rządowa dość miękko broniła kontynuacji budowy elektrowni w Żarnowcu.
Strona opozycyjno-solidarnościowa wyrażała się zdecydowanie i jednoznacznie: „W sytuacji energetycznej i ekonomicznej naszego kraju nie ma obecnie przesłanek do realizowania wariantu polityki energetycznej z udziałem energetyki jądrowej, co potwierdza Raport Banku Światowego. Energetyka jądrowa w Polsce jest droga, kapitałochłonna, inflacjogenna, o przestarzałej technologii (obecnie się rozważa na świecie wprowadzenie reaktorów II generacji), źle zlokalizowana (jednocześnie w Polsce brak miejsc bezkonfliktowych na umieszczenie tego typu obiektu) oraz posiada wiele zagadnień jeszcze nierozwiązanych, jak np. składowanie odpadów czy likwidacja zużytego obiektu. W związku z tym domagamy się zrezygnowania z rozwoju energetyki jądrowej w naszym kraju, zatrzymania budowy EJ Żarnowiec wraz z ewentualną przebudową jej na elektrownię gazową oraz niekontynuowanie budowy EJ Warta w rejonie Klempicza, jak również projektowania następnych elektrowni jądrowych”.