Zmęczenie przed sezonem

Polska polityka uległa zasadzie doboru negatywnego. Ludzie zdolni, fachowi omijają ją szerokim łukiem. Garną się do niej nieudacznicy – pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 06.09.2009 20:28 Publikacja: 06.09.2009 19:44

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/09/06/zmeczenie-przed-sezonem/" "target=_blank]Skomentuj[/link] [/b]

Miałem kiedyś okazję pogadać parę godzin w garderobie z członkami bardzo swego czasu popularnego zespołu. Wciąż napełniali sale koncertowe i nieźle zarabiali.

Mimo to szybko zorientowałem się, że rozmawiam z ludźmi, którzy szczerze mają dość tego, co robią. Każdą piosenkę zaśpiewali i każdy greps ograli już tyle razy, że, widać było, myśl o kolejnym wyjściu na estradę przyprawia ich o mdłości.

Gdy w końcu spytałem, czemu nie spróbują czegoś nowego, wyjaśnili szczerze: tkwienie w koleinach może nie daje perspektyw, ale przynajmniej daje pewność, a jakakolwiek zmiana to byłby skok w niewiadome. Po czym wyszli na estradę, na której sprawiali wrażenie spontanicznych i bawiących się równie świetnie jak publiczność.

[srodtytul]Partyjno-mundurowa skleroza [/srodtytul]

Polska polityka u progu kolejnego sezonu nieodparcie przywodzi mi na myśl tych estradowych rutyniarzy. Zabetonowaną ordynacją wyborczą i ustawą o finansowaniu partii scenę polityczną zaludniają wciąż ci sami ludzie, coraz mniej liczni, coraz bardziej wypaleni. Na każdej innej scenie nazwano by ich starymi chałturnikami; jak nazwać mających te cechy polityków?

Można zaobserwować identyczną logikę, jaka kierowała postępowaniem znużonych showmanów: lepszy wróbel w garści. Do działaczy PSL nie może przecież nie docierać, że im bardziej Polska się zmienia, tym mniejszy jest elektorat wiejskiej biurokracji i szeroko rozumianych beneficjentów unijnej i państwowej polityki rolnej. Chętnie by oczywiście jakoś go poszerzyli, ale bez utraty swoistej wiarygodności, jaką daje stronnictwu na wsi opinia, że umie zadbać o swoich. Sęk w tym, że nepotyzm i załatwiactwo, które w owym wąskim elektoracie przydają mu poważania, poza nim kompromitują.

Identycznie jest z lewicą. Partyjno-mundurowa skleroza, zakochana w Gierku i Jaruzelskim, z wolna wymiera, ale zanim wymrze do reszty, minie jeszcze parę lat. Na razie jest wierna szyldowi SLD, nie chce słyszeć o żadnym innym i sojusz musi to doceniać. Nawet jeśli prywatnie jego działacze zachwycają się Zapatero i "Krytyką Polityczną", to konkretne posunięcia podpowiada im świadomość, od kogo zależą ich mandaty.

[srodtytul]Kaczyński wśród potakiwaczy[/srodtytul]

Prawo i Sprawiedliwość bardziej niż kiedykolwiek jest już tylko grupą potakiwaczy, ścigających się do łask Jarosława Kaczyńskiego. Ostatni politycy, którzy mogliby cokolwiek do partii wnieść, wycofali się na z góry upatrzone pozycje – najlepiej udało się to tym, którzy wylądowali w Parlamencie Europejskim – i czekają, aż dotychczasowy prezes padnie. Nadziei z jego pomysłami już nie wiążą, w znaczący wzrost notowań nie wierzą, ale równie nie wierzą w to, że cokolwiek się w PiS może zmienić, dopóki jego liderem jest Jarosław, a wszystko podporządkowane reelekcji Lecha; a to się nie zmieni. Co ambitniejsi działacze zdają się wręcz kierować przekonaniem, że występując w mediach jako ludzie Kaczyńskiego, szkodzą własnej przyszłości. Jeden entuzjasta w osobie Marka Migalskiego nie wyrwie partii z marazmu.

Marazm ten zresztą zdaje się Jarosławowi Kaczyńskiemu zupełnie nie przeszkadzać. Jak starałem się udowodnić w książce "Czas wrzeszczących staruszków", z całej swojej politycznej historii prezes PiS wysnuwa wniosek, że zawsze miał rację i zawsze zawodzili go sprzymierzeńcy bądź podwładni, którzy zamiast ściśle realizować wytyczne, mieli własne, głupie pomysły. To przekonanie o własnej nieomylności łączy się z doświadczeniem byłego działacza podziemia, który – jak całe jego pokolenie – przeżył cud i nikt go nie przekona, że cudów nie ma.

Polityczna strategia prezesa PiS przypomina więc konsekwentne obstawianie jednego, tego samego numeru na ruletce. Raz wydawało się już, że stracił w ten sposób wszystko, i wtedy właśnie rozbił bank, nie ma więc najmniejszych szans, żeby uwierzył, iż od tego czasu wszystko się zmieniło, inne jest społeczeństwo, inne rządzące nim emocje i ten popyt na zmiany, który po sprawie Rywina dał nośność hasłu IV Rzeczypospolitej, nie powtórzy się prędko.

Wciąż licznym wyznawcom Kaczyńskiego trudniej jest dziś wierzyć, że karta się odwróci. Przed wakacjami wierzyli w załamanie nastrojów spowodowane kryzysem. Sytuacja rozwinęła się jednak inaczej – mamy, owszem, kryzys finansów publicznych, ale uniknęliśmy załamania gospodarczego. Jedno jest z drugim związane; jak wyjaśniał m.in. profesor Stanisław Gomułka, utrzymanie wzrostu gospodarczego to zasługa dokonanej przez rząd PiS (z poparciem PO) obniżki podatków, która zmniejszyła dochody budżetu, ale zwiększyła dochody gospodarstw domowych. Do tego dodać trzeba – co ogłosił oficjalnie nawet MFW – błogosławione skutki niewejścia przez Polskę do strefy euro, co pozwoliło kosztem osłabienia waluty zachować polskim przedsiębiorstwom rentowność.

[srodtytul]Kompromitacje Tuska [/srodtytul]

Nie należy jednak sądzić, by jakaś istotna część wyborców zauważyła tę, jakkolwiek spojrzeć, kompromitację prorządowej propagandy, której główna recepta na kryzys jeszcze niedawno brzmiała "euro subito". Dotąd nic w ogóle nie jest w stanie zachwiać popularnością Tuska. W kraju dzieją się rzeczy horrendalne i skandaliczne. Nie za wszystkie odpowiada bezpośrednio rząd, choć gdyby nie rządziła partia otaczana przez większość mediów lizusowskim wręcz uwielbieniem, zapewne tak by je przedstawiano.

Państwo walczy z nędzą, sterylizując biedotę, aby się nie rozmnażała i odbierając normalnej, kochającej się rodzinie dzieci, ponieważ zdaniem sądu ma za mało pieniędzy. Państwo "likwiduje" drobną przestępczość poprzez zamykanie sądów grodzkich, które właśnie za drobne sprawy dotąd skazywały, psując statystki. Państwo karze lekarza za to, że przyjął i wyleczył większą od wyznaczonej liczbę pacjentów, zamiast kazać ponadlimitowym chorym zdychać w poczekalni.

A głośne afery ostatnich lat jedna po drugiej kończą się niczym wskutek niezdolności prokuratorów do sformułowania poprawnych aktów oskarżenia. Trudno uwierzyć, że to nieudolność, a nie sabotaż.

Tusk idzie śmiało od jednej kompromitacji do drugiej i wydaje się, że coraz bliższa mu jest filozofia Sienkiewiczowskiego Kuklinowskiego: "spełniło się niejeden uczyneczek, za który piorun powinien strzelić, a jakoś nie strzelił". Kompromitacja ze stoczniami wydaje się już szczytem wszystkiego – dla doraźnego poklasku rząd udawał, że znalazł inwestora, który będzie dalej budował w nich statki, choć wyrok Komisji Europejskiej likwidujący stocznie był w tej kwestii jednoznaczny, a specustawa usankcjonowała go, mówiąc wyraźnie o sprzedaży majątku stoczni. Gdy zaś dziwnie pachnąca transakcja ostatecznie nie doszła do skutku (logika podpowiada, że tym, co skłoniło tajemniczego nabywcę do rezygnacji, nie był żaden anonim, ale właśnie ogłoszenie przez ministra tak nierealistycznego oczekiwania wobec niego), premier oznajmił nam, że jeśli ktoś z grona krytyków rządu zna jakiegoś inwestora chętnego do nabycia stoczni, to on nie będzie przeszkadzał.

Od tego już tylko krok do stwierdzenia, że jak ktoś taki mądry, to proszę, niech sam buduje autostrady, reformuje szkolnictwo i buduje armię zawodową, a nie tylko krytykuje.

Wypada na to zadać pytanie: po co w takim razie utrzymujemy nieudolnego premiera i całą rzeszę jego dworaków?

$>

Tak czy owak, niesłabnąca popularność coraz bardziej Tuska demoralizuje. PO uległa przy tym identycznemu procesowi co PiS i jest podobną gromadą potakiwaczy, co gwarantuje Tuskowi bezpieczeństwo, a Polsce – że w partii rządzącej nie narodzi się żadna sensowna myśl.

[srodtytul]We własnym sosie [/srodtytul]

W ogóle polska polityka uległa w ostatnich latach zasadzie doboru negatywnego. Ludzie zdolni, fachowi, omijają ją szerokim łukiem, widząc lepsze drogi do życiowego sukcesu. Na najważniejszym, lokalnym poziomie do polityki garną się za to nieudacznicy zbyt głupi na cokolwiek innego, licząc, że podlizywaniem się miejscowym baronom i samemu prezesowi zdobędą posadę dla siebie i najbliższych.

Takie kadry nie są oczywiście w stanie nikogo za sobą porwać ani niczego do polityki wnieść. Stąd właśnie wynika ponury fakt, iż polska polityka jest kiszeniem się we własnym sosie wciąż tych samych kilkudziesięciu osób, których nie ma kto przepędzić. Po klapie Polski XXI, która chciała szukać lepszych kadr w samorządach, doszło do tego, że "nową jakością" w polityce ma być reanimowane SD i Paweł Piskorski, który na "nową twarz" wybrał Andrzeja Olechowskiego. Już się nawet nie chce śmiać.

Władza, po której nikt się już niczego nie spodziewa, nawet ciepłej wody w kranie, akceptowana jako mniejsze zło, opozycja, skostniała w retoryce utrzymującej przy niej "żelazne" elektoraty, "nowe twarze" znane od lat – wszystko to skutkuje totalnym zniechęceniem do demokracji i niewiarą, że procedury wyborcze mają jakiś sens, a politycy są kimkolwiek więcej niż pajacami zaludniającymi media, podobnymi do Joli Rutowicz, tylko mniej zabawnymi. Wysłuchamy jeszcze iluś tam bluzgów Niesiołowskiego, głupot Palikota, napuszonych jeremiad Kaczyńskiego i śliskich umizgów Tuska, ale, dalibóg, na pytanie, co przyniesie kolejny sezon polityczny, trudno znaleźć porywającą odpowiedź.

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/09/06/zmeczenie-przed-sezonem/" "target=_blank]Skomentuj[/link] [/b]

Miałem kiedyś okazję pogadać parę godzin w garderobie z członkami bardzo swego czasu popularnego zespołu. Wciąż napełniali sale koncertowe i nieźle zarabiali.

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska