Polska gospodarka miała swojego Leszka Balcerowicza. Nasz toporny system partyjny wyrąbany został natomiast „siekierą” Lecha Wałęsy, przybierając postać karłowatą i kompromitującą. A najmniej udanym produktem transformacji są polskie partie polityczne.
[srodtytul]Chromy system[/srodtytul]
Złożyły się na to co najmniej trzy przyczyny główne. Pierwsza z nich to historyczny, a nie ideowy bądź merytoryczny rodowód systemu partyjnego. To, co powstało na bazie PZPR, okrzyknięto lewicą. To, co wyłoniło się z „Solidarności”, zajmowało z natury prawicową część polskiej sceny politycznej. Spowodowało to zamieszanie i nikłą czytelność polskiej sceny politycznej. Na prawicy pełno jest ukrytych socjalistów, a na lewicy jawnie wręcz określających się liberałów.
Stworzyło to rzeczywistość partii nietrwałych, często rozpadających się i tworzących wciąż nowe konstelacje organizacyjne. Partii bez intelektualnego zaplecza, wyrazistej ideologii i bez stałych, stabilnych elektoratów. Stan ten najlepiej określił politolog Radosław Markowski, pisząc, że w Polsce praktycznie nie ma systemu partyjnego w pełnym tego słowa znaczeniu. To zaś, co w Polsce mamy, to zwykle zbiorowisko nieautentycznych i nietrwałych partii.
Stan taki utrwalony został obowiązującą ustawą o partiach politycznych faworyzującą finansowo byty już istniejące, a utrudniającą przebicie się na scenie partyjnej nowych inicjatyw politycznych.