Po kruchym lodzie

Dopóki nic nie tąpnie w USA czy Chinach, możemy się cieszyć z przyzwoitego wzrostu gospodarczego. Tak samo jak do ostatniej chwili przed krachem finansowym cieszyła się z całkiem przyzwoitych wskaźników Argentyna

Publikacja: 01.01.2010 23:01

Po kruchym lodzie

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W prognozach dla polskiej gospodarki panuje optymizm podszyty lękiem. Oczywiście to nie sama gospodarka jest przyczyną tego lęku. Mimo wzrostu bezrobocia i większego niż przeciętny wskaźnika upadłości firm wydaje się ona dość mocna. Nie najgorzej wyglądają nastroje konsumentów, stan przedsiębiorstw, sporo eksportujemy, bardzo wzrosła produkcja – podstawowe wskaźniki, za pomocą których zwykło się oceniać stan gospodarki, wyglądają dobrze.

Wskaźniki te nie mówią jednak wszystkiego. Jeśli wiemy o kimś tylko tyle, że w ubiegłym roku zarobił ponad 150 tysięcy, bez wahania uznamy, iż facet miał bardzo udany rok i jego sytuacja jest zupełnie niezła. Ale jeśli tę pierwszą informację uzupełnimy drugą – że w tym samym czasie pozaciągał ponad dwa razy więcej rozmaitych pożyczek i kredytów, to odpowiedź na pytanie, czy jego sytuacja w roku ubiegłym się poprawiła, czy nie, będzie już zupełnie inna.

Tak właśnie jest z krzepiącym mitem zielonej wyspy na morzu europejskiej recesji. Utrzymaliśmy wzrost PKB, z naszym 1,7 proc. staliśmy się najszybciej rozwijającym się państwem w całej Europie! Owszem, to dobra wiadomość i dowód na wielki potencjał polskiej przedsiębiorczości, zahartowanej w walce z rozmaitymi trudnościami, w radzeniu sobie bez kredytów bankowych i szybkim reagowaniu na problemy. Ale zadłużenie państwa wzrosło w stopniu zagrażającym budżetową katastrofą.

Stało się tak pomimo faktu, z dumą podkreślanego przez jego przedstawicieli, że gabinet Donalda Tuska, w przeciwieństwie do innych europejskich rządów, powstrzymał się przed pompowaniem w gospodarkę miliardów pożyczonych pod zastaw przyszłości. Ta powściągliwość w znacznym stopniu wynikła z tego, że możliwości pożyczkowe Polski są już na wyczerpaniu, nasze papiery wartościowe inwestorzy traktują coraz bardziej nieufnie i doliczają sobie słoną premię za ryzyko, mówiąc prosto – ten sam milion w sprzedanych obligacjach to z miesiąca na miesiąc coraz mniej realnie uzyskanej dla budżetu gotowizny. Możliwość zadłużenia się, z której państwa zachodnie skorzystały na tak szeroką skalę dopiero w imię walki z kryzysem, przez nas wykorzystywana była sukcesywnie od 20 lat i po prostu w znacznym stopniu została już wyczerpana.

Nie ma sensu szukanie pokrzepienia w porównaniach z Francją i Niemcami, w których po intensywnych działaniach antykryzysowych stosunek długu do rocznego PKB sięgnął 80 proc., podczas gdy u nas realnym zagrożeniem jest poziom 55 proc. Zdolność dźwigania zadłużenia jest dla każdej gospodarki inna i gdzie indziej znajduje się w różnych krajach punkt, w którym obciążenie staje się zbyt wielkie i doprowadza do załamania budżetu.

Rzecz w tym, że tego, gdzie dokładnie jest granica „bezpiecznego” zadłużenia, nie jest w stanie określić nikt. Można to tylko z grubsza oszacować (na takich szacunkach opierano się u nas, wprowadzając konstytucyjne progi ostrożnościowe, do których właśnie się zbliżamy), bez żadnej gwarancji. Być może uda się zadłużyć na ponad 100 proc. PKB bez krachu, a być może krach ten nastąpi już przy 70 proc.?

Co gorsza, na okoliczności, które o tym zadecydują, praktycznie nie mamy wpływu. Siedząc w kieszeni u tylu międzynarodowych lichwiarzy, możemy się tylko modlić, aby nie zdarzyło się nic, co mogłoby ich zdenerwować i skłonić do gwałtownego realizowania oczekiwanych zysków, a zwłaszcza, broń Boże, gwałtownego wyprzedawania się z naszych skryptów dłużnych, choćby ze stratą. Jesteśmy w sytuacji, którą Amerykanie nazywają chodzeniem po kruchym lodzie. Dopóki nic nie tąpnie w USA czy Chinach, możemy się cieszyć z przyzwoitego wzrostu gospodarczego. Tak samo jak do ostatniej chwili przed krachem finansowym cieszyła się z całkiem przyzwoitych wskaźników Argentyna. Ale…

Ciężaru długów, który każdy nasz krok na kruchej krze czyni niepewnym, nie da się zmniejszyć w ciągu roku ani nawet kilku lat. Chodzi o to, by rząd wreszcie się do tego wziął. Niestety, na razie obietnice brzmią mało wiarygodnie.

W prognozach dla polskiej gospodarki panuje optymizm podszyty lękiem. Oczywiście to nie sama gospodarka jest przyczyną tego lęku. Mimo wzrostu bezrobocia i większego niż przeciętny wskaźnika upadłości firm wydaje się ona dość mocna. Nie najgorzej wyglądają nastroje konsumentów, stan przedsiębiorstw, sporo eksportujemy, bardzo wzrosła produkcja – podstawowe wskaźniki, za pomocą których zwykło się oceniać stan gospodarki, wyglądają dobrze.

Wskaźniki te nie mówią jednak wszystkiego. Jeśli wiemy o kimś tylko tyle, że w ubiegłym roku zarobił ponad 150 tysięcy, bez wahania uznamy, iż facet miał bardzo udany rok i jego sytuacja jest zupełnie niezła. Ale jeśli tę pierwszą informację uzupełnimy drugą – że w tym samym czasie pozaciągał ponad dwa razy więcej rozmaitych pożyczek i kredytów, to odpowiedź na pytanie, czy jego sytuacja w roku ubiegłym się poprawiła, czy nie, będzie już zupełnie inna.

felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml