Jan Paweł II w 1991 roku we Włocławku powiedział, że kulturę europejską tworzyli męczennicy. Byli to męczennicy pierwszych wieków i męczennicy ostatnich dziesięcioleci, na zachodzie i na wschodzie. Niewątpliwie należał do nich ks. Jerzy Popiełuszko.
Pamiętam, że niejeden raz słowa kapłana z Żoliborza spotykały się z niezrozumieniem. Któryś z moich kolegów – w trakcie jednej z wielu dyskusji – zarzucił księdzu Jerzemu, że w jego wystąpieniach można dostrzec nutę polityki. Zarzut ten zmobilizował mnie do przeczytania jego kazań. Po ich lekturze upewniłem się, że nie wszyscy słuchacze księdza Popiełuszki pojmowali, co znaczy być wiernym prawdzie i przejść drogą krzyżową do chwały zmartwychwstania. Zasmuciło mnie to, gdyż zrozumiałem, że niekiedy pojmowanie ideałów wiąże się nie z poszukiwaniem prawdy, lecz z pragnieniem sukcesu, popularności i natychmiastowej skuteczności.
Zagrożenie dla komunistów
Ksiądz Jerzy, zamiast wskazywać wrogów i uzewnętrzniać agresję, promował chrześcijańską kulturę ducha, której finał przybrał formę męczeństwa. To męczeństwo pojawiło się jako odpowiedź na okrucieństwo komunistycznego świata pogańskiego.
Czym zatem jest męczeństwo? Otóż męczeństwo – jak pisał ks. Józef Tischner – jest „wolnym wyborem śmierci jako świadectwo prawdzie – prawdzie o tym, że ludzie mają dusze, że myślą, że kochają – słowem, że nie są monadami bez okien”. W tym duchu właśnie ks. Popiełuszko przypominał, że warunkiem wyzwolenia człowieka „ku zdobywaniu prawdy i życia prawdą, jest zdobycie cnoty męstwa. Oznaką chrześcijańskiego męstwa jest walka o prawdę”.
Będąc rzecznikiem prawdy, miał świadomość, że wszędzie tam, gdzie Boga uważa się za kwestię drugorzędną, na którą można zwrócić uwagę od czasu do czasu, tam ulegają zniszczeniu te sprawy, które uchodzą za rzekomo ważniejsze. Rozbudzając tę świadomość pośród wiernych, stawał się zagrożeniem dla władzy komunistycznej, która postanowiła położyć temu kres.