Przed kilkunastu laty mieliśmy w Polsce rozwiniętą sieć żłobków w wysokim standardzie. Oddane w gestię samorządów poznikały, podobnie jak przedszkola. Dziś tylko jedna na sześć gmin pozwala sobie na prowadzenie tak kosztownej placówki. Do tych, które pozostały – około 500 w całej Polsce – ustawiają się kolejki chętnych.
Sprawę potraktowała priorytetowo minister pracy Jolanta Fedak, która chyba jako jedyna w rządzie dostrzega uderzający na tle innych państw brak wsparcia dla rodziców. W wyniku jej starań rada ministrów przyjęła 14 września projekt ustawy o opiece nad dziećmi do lat trzech. Zakłada on ułatwienia w tworzeniu nowych placówek opieki nad małymi dziećmi, na przykład przy firmach. Na rozwiązanie problemu czekano tak wiele lat, że projekt przyjęty został z ogromnym entuzjazmem i niemal bezkrytycznie. Tymczasem dokładna lektura dokumentów do ustawy nie pozostawia wątpliwości. Nowe żłobki nie zawsze wyjdą dzieciom na zdrowie.
[srodtytul]Strategia rozstania [/srodtytul]
Założenia tzw. ustawy żłobkowej rząd zachwala jako realizację strategii lizbońskiej, która zakłada, że opieką instytucjonalną powinno być objęte co trzecie dziecko w wieku do lat trzech. Dziś w Polsce do żłobka chodzi lub jest przynoszone tylko co 50.
Strategia wywołała żywą dyskusję. Czesi podczas swojej prezydencji w UE zwrócili uwagę na fakt, że Bruksela przekracza swoje kompetencje, bo polityka rodzinna leży w gestii poszczególnych krajów. Ostrzegli też, że odgórne ustalanie procenta maluchów w żłobkach spowoduje, że „państwa członkowskie będą musiały szukać mechanizmów przymusu, by umieścić dzieci w placówkach dziennej opieki, kosztem wolności rodzin, przez ograniczenie urlopów rodzicielskich, obniżenie zasiłku rodzinnego itp.”. Ze swojej strony zadeklarowali, że dadzą rodzinom realny wybór.