Polskie rolnictwo jest twardym dowodem wyższości rynku nad interwencjonizmem. Po wejściu Polski do Unii zwyciężyło konfrontację z silnie dotowanym i administracyjnie ubezwłasnowolnionym rolnictwem krajów starej Europy. Ze wszystkich branż polskiej gospodarki po wejściu do Unii to rolnictwo osiągnęło największy rynkowy sukces, i to bez jej dotacji, które zaczęły pojawiać się później.
[srodtytul]Ziemia obiecana[/srodtytul]
Dotacje mają upodobnić polskie rolnictwo do zachodnioeuropejskiego. Tak się najprawdopodobniej nie stanie z prostego powodu. Jest nim brak pieniędzy na podtrzymanie w dotychczasowym kształcie wspólnej polityki rolnej. Kilka lat temu “Economist” określił ją jako najbardziej absurdalną politykę gospodarczą na naszej planecie.
Odzyskiwanie rolnictwa europejskiego dla rynku, jeżeli nie będzie kolejnego krachu finansowego w Unii, potrwa dłużej niż przejście Polski z księżycowej gospodarki realnego socjalizmu do rynkowej. Dziś sytuacja rolnictwa w Polsce jest na tyle dobra, że rząd nie musi jeszcze ogłaszać jak w innych krajach unijnych amnestii dla “nielegalnych” hodowców krów, owiec czy innych zwierząt objętych biurokratyczną reglamentacją.
Polska końca XX wieku stała się ponownie ziemią obiecaną, tym razem dla rolnictwa. Przez całe lata przed przystąpieniem do UE w Polsce osiedlali się rolnicy – uchodźcy ze starej Europy, gdzie administracyjnie zostali wykluczeni z możliwości hodowania krów czy uprawy roli. Zasilali polskie rolnictwo doświadczeniem, technologiami, sposobami zarządzania czy nowymi odmianami upraw i ras zwierząt. Polskie rolnictwo było podówczas niezwykle atrakcyjne i z przyszłością.