Jezus nie urodził się i nie działał na małej wyspie, otoczony jedynie rodziną. Żył i umarł w świecie, który pod wieloma względami był podobny do naszego: struktury społeczne, stereotypy, myślenie korporacyjne. Denerwował innych ludzi właśnie dlatego, że naruszał zastany przez siebie system. Inaczej myślał. Zupełnie inaczej się zachowywał. Ale za to żył prawdziwie. Zapraszam do rozważania korporacyjnej drogi krzyżowej. W świecie ograniczeń też można być człowiekiem.
Skazanie na śmierć
"Nie wychylaj się" – to podstawowa reguła w wielu korporacjach, a także w małych firmach. Najczęściej plotkuje się o tych, którzy coś robią. Ci, którzy nic nie robią, mają czas, by osądzać innych. Jednak tak naprawdę możemy być dumni z tego, że inni nas osądzają. Przynajmniej wiadomo, że stajemy się kimś.
Jezus bierze krzyż
To jest duży problem wielu ludzi w firmach. Jeśli pokażesz, że ci się chcę, że umiesz i że radzisz sobie, prawdopodobnie dostaniesz więcej pracy. Ludzie akceptują to, że komuś innemu się nie chce lub nie jest w stanie niczego się nauczyć. Przyzwyczają się. I tak trudno takie osoby zwolnić. Firma musi jednak działać. Tworzy się instytucja konia pociągowego. I to właśnie osoba w takiej roli jest najczęściej atakowana za to, że czegoś nie zrobiła lub że nie chce podjąć się nowych obowiązków. Przecież wszystkim robota kojarzy się właśnie z nią. Ja uważam, że warto ciężko pracować i podejmować obowiązki. Z jedną całkiem wewnętrzną różnicą. Koń pociągowy ciągnie, ale się nie rozwija. Krzyż to nie tylko ciężar, ale też rozwój.
Jezus upada po raz pierwszy
Nie ma biznesu bez porażek. Wszelka działalność wolnorynkowa oparta jest na ryzyku. W czasie ostatniego krachu finansowego okazało się, że wiele osób na całym świecie uznało, iż ryzyko łączy się z pewnym zyskiem. To, co w Stanach jest naturalną częścią mitu drogi na szczyt – czyli porażka i bankructwo – u nas jest zjawiskiem nieakceptowanym społecznie. Tak samo w szkole: uczeń ma mieć same sukcesy. Uczymy się jednak na błędach. Jezus, biorąc krzyż, miał świadomość możliwych upadków.
Spotkanie z matką
Jeden z mitów wyniesionych z PRL dotyczył rozdzielenia świata pracy i życia rodzinnego. Praca jest pracą, rodzina to co innego. Czy można jednak żyć podwójnie. Przecież każdy z nas ma tylko 24 godziny na dobę i wszystko to, co się dzieje w tym czasie, nas tworzy. Kształtujemy się w pracy i niesiemy to w sobie do domu. To, jaki jest dom, wpływa na to, co myślimy i robimy w pracy. Zaakceptowanie tej jedności pozwala zupełnie inaczej popatrzeć na pracę, która powinna rozwijać, a nie tylko dawać pieniądze. Osiągnięcia i porażki w pracy mogą tworzyć klimat rodziny. Wielka misja Jezusa i jego matki – są razem. Nie w domu, ale w drodze.