Grzegorz Górny o Węgrzech Viktora Orbana

Sukces Viktora Orbana i Fideszu może pokazać środowiskom prawicowym w Europie, że nie ma konieczności dziejowych, które nieubłaganie pchają świat na lewo – uważa publicysta

Aktualizacja: 22.04.2011 00:31 Publikacja: 22.04.2011 00:29

Grzegorz Górny o Węgrzech Viktora Orbana

Foto: ROL

We współczesnej politologii popularna jest tzw. teoria wahadła. Mówi ona, że system demokratyczny jest stabilny, gdy wahadło wyborów politycznych wychyla się raz na lewo, raz na prawo, tzn. gdy na przemian rządzą lewica i prawica. Dzięki temu w demokracji panuje równowaga.

Teoria ta okazuje się jednak fałszywa, gdyż zazwyczaj, kiedy do władzy dochodzi lewica, to przeprowadza radykalne zmiany prawne, np. legalizuje aborcję i eutanazję, obdarza związki jednopłciowe przywilejami małżeńskimi czy zezwala na badania na embrionalnych komórkach macierzystych. Gdy do władzy dochodzi prawica, to zazwyczaj nie próbuje odzyskiwać utraconego już terenu, lecz godzi się z prawem uchwalonym przez lewicę. Kiedy natomiast kolejne wybory ponownie wynoszą do władzy socjalistów, ci znów dążą do zmian w prawodawstwie. W efekcie więc wahadło wychyla się stale tylko w jedną stronę – na lewo.

Jakby tego było mało, owym przemianom towarzyszy dyskurs o nieuchronnej konieczności dziejowej. Legislacyjna ofensywa lewicy przedstawiana jest jako wyraz obiektywnych praw historii. Po prostu świat musi zmierzać w kierunku wytyczonym przez siły postępu. Komuś, kto próbuje temu zaprzeczać lub – nie daj Boże – przeciwdziałać, od razu przypina się łatkę zacofanego obskuranta tkwiącego mentalnie w średniowiecznym ciemnogrodzie.

Odrzucić stalinowską konstytucję

Niezwykle rzadko dochodzi dziś w Europie do sytuacji, gdy wahadło wychyla się w prawą stronę. Każda taka próba od razu spotyka się z wściekłym atakiem socjalistów, których wspierają wpływowe ośrodki opiniotwórcze.

Dlatego prawicowy polityk, który pragnie odrzucić zmianę prawodawstwa ustanowioną pod dyktando lewicy, musi cechować się odwagą osobistą i kierować zasadami. Ma bowiem jak w banku, że stanie się obiektem bezpardonowych napaści z rozmaitych stron. Taki los spotyka obecnie premiera Węgier Viktora Orbana oraz jego partię Fidesz.

Węgierska lewica już w tej chwili zapowiada, że będzie się starała zrobić wszystko, by wyjąć dzieci poczęte spod ochrony prawa

Ostatnio przyczyną zmasowanej krytyki pod adresem prawicowej większości zasiadającej w parlamencie w Budapeszcie stało się uchwalenie nowej konstytucji Węgier. Poprzednia ustawa zasadnicza pochodziła z roku 1949 i miała osobistą akceptację Stalina. Po upadku komunizmu była co prawda nowelizowana, ale jej kościec pozostał bez zmian. Nic więc dziwnego, że Viktor Orban od dawna powtarzał: „My, Węgrzy, przegapiliśmy wielką możliwość odnowy duchowej po zakończeniu komunizmu".

Szansa takiej odnowy nastąpiła po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych. Wynik, jaki osiągnął Fidesz, wprawił w zdumienie całą Europę. Partia Orbana uzyskała 68 proc. miejsc w parlamencie, zdobywając większość konstytucyjną. Tym samym dostała od wyborców niezwykle silną legitymację do przeprowadzenia gruntownych zmian w państwie.

Obrona małżeństwa i życia nienarodzonych

Tuż po objęciu rządów premier Orban zapowiedział, że w ciągu roku uchwalona zostanie nowa konstytucja – i słowa dotrzymał. Jak można się było spodziewać, spotkała się ona z atakiem środowisk lewicowych i liberalnych. Jej przegłosowanie było bowiem równoznaczne z powstrzymaniem ruchu wahadła w lewą stronę i wychyleniem go nieco na prawo.

Co wzburzyło tak bardzo przeciwników konstytucji? Otóż jednym z najczęściej krytykowanych zapisów jest ten, który mówi, że „Węgry chronią instytucję małżeństwa rozumianą jako wspólnota życia zawiązana między mężczyzną a kobietą na podstawie dobrowolnej decyzji". Ten konstytucyjny zapis powoduje, że bardzo trudno będzie w przyszłości przeforsować wprowadzenie przywilejów małżeńskich dla par homoseksualnych. Wymagałoby to dwóch trzecich głosów w parlamencie i zmiany konstytucji.

Innym fragmentem oprotestowanym przez lewicę jest zapis, że „każdy człowiek ma prawo do życia i ludzkiej godności, życie płodu od momentu poczęcia podlega ochronie". Do tej pory na Węgrzech obowiązuje uchwalone jeszcze przez komunistów prawo zezwalające na dokonywanie aborcji. Zasada nadrzędności konstytucji nad ustawami niższego rzędu powoduje, że stanie się konieczne dostosowanie obowiązujących praw do wymogów ustawy zasadniczej. Należy się więc wkrótce spodziewać, że przedmiotem obrad i głosowania w węgierskim parlamencie stanie się ochrona życia dzieci nienarodzonych.

Lewica już w tej chwili zapowiada, że będzie się starała zrobić wszystko, by wyjąć dzieci poczęte spod ochrony prawa.

Wierność, wiara i miłość

Ostry sprzeciw socjalistów i liberałów budzi także tekst preambuły do konstytucji zaczynający się od słów hymnu narodowego: „Boże, błogosław Węgrów". Zdaniem konstytucjonalistów preambuła wyraża „telos" i „etos" narodu, czyli jego cel i wspólne wartości. Pokazuje, na jakich podstawach duchowych i moralnych opiera się jedność wspólnoty.

Media lewicowe i liberalne zaatakowały tekst preambuły m.in. za zawarty w nim potencjał aksjologiczny. Nie do przyjęcia okazały się dla nich np. zdania: „Jesteśmy dumni, że nasz pierwszy król, święty Stefan, przed tysiącem lat osadził węgierskie państwo na trwałych fundamentach, a naszą ojczyznę uczynił częścią chrześcijańskiej Europy. (...) Uznajemy kluczową dla podtrzymania naszego narodu rolę chrześcijaństwa. (...) Wyznajemy, że najważniejszymi ramami naszego współistnienia są rodzina i naród, a podstawowymi wartościami naszej jedności pozostają wierność, wiara i miłość".

Zdaniem węgierskich socjalistów powyższe sformułowania powodują, że jest to konstytucja Fideszu, a nie całego narodu, gdyż pod tego typu stwierdzeniami nie podpisałaby się większość obywateli – podobnie jak pod zapisem, że to „Święta korona ucieleśnia konstytucyjną ciągłość państwową Węgier i jedność narodu". Według lewicy takie sformułowania cofają Węgrów w mroki średniowiecza.

Tymczasem przeprowadzone na początku kwietnia tego roku badania opinii publicznej pokazują, że najważniejszym symbolem węgierskiej państwowości pozostaje bezapelacyjnie korona św. Stefana – wskazało na nią aż 55 proc. obywateli, podczas gdy na flagę narodową tylko 17 proc. (a na kostkę Rubika – 2,5 proc.). Inny sondaż przeprowadzony przez Instytut Nézőpont Intézet wskazał, że od 60 do 80 proc. Węgrów popiera różne zapisy konstytucji.

Lewicowa wspólnota strachu

Węgierskich socjalistów w atakach na Fidesz wspiera lewica z innych krajów. Z dnia na dzień Orban stał się dla nich wrogiem publicznym nr 1. Można zapytać, dlaczego niemieckich, hiszpańskich czy belgijskich towarzyszy tak bardzo obchodzi jakiś prawicowy przywódca z dalekich Węgier. Otóż obchodzi, i to bardzo, gdyż sukces Fideszu może pokazać środowiskom prawicowym w Europie, że nie ma nieubłaganych konieczności dziejowych, które pchają świat na lewo, i że możliwe jest wychylenie się wahadła w prawo. Taki przykład mógłby się okazać zaraźliwy dla innych, a do tego nie można dopuścić.

Dwa lata temu w rozmowie ze mną Orban stwierdził: „Bez wątpienia istnieje i działa pewna solidarność i system wspomagania się europejskiej lewicy. To ma bardzo mocne podstawy i sięga korzeniami jeszcze okresu oświecenia. To nie jest zwykłe wspieranie się na podstawie wspólnoty korzyści, ale na zasadzie podzielanych idei, do których należy m.in. silny opór wobec wartości chrześcijańskich i narodowych. Europejską lewicę wciąż jednoczy myśl: jeśli nie będą rządzić siły postępowe, czyli lewicowe, to czeka nas okres czarnej reakcji, a zjednoczone siły nacjonalizmu i fundamentalistycznego chrześcijaństwa zamienią cały kontynent w ciemnogród. I oni w to szczerze wierzą. Dlatego też tworzy to bardzo mocną platformę porozumienia dla nich i mogą na sobie polegać w sposób automatyczny nawet w najbardziej odległych od ideologii problemach".

Dziś Orban pada ofiarą owej lewicowej solidarności, którą niegdyś opisał. Jak sam jednak zastrzega: „nie powinniśmy wypracowywać podobnego koszmarnego systemu myślowego o naszych przeciwnikach, ale musimy dostrzec, że walka lewicy ma głębsze podstawy ideowe, niż wskazywałaby na to debata codziennej polityki".

I to jest także jedno ze źródeł sukcesów Orbana – fakt, że nie odpowiadał nienawiścią na nienawiść, nie demonizował przeciwników politycznych. Dzięki temu stał się później możliwy tak masowy przepływ elektoratu. Przecież pięć lat temu na socjalistów głosowało 48 proc. wyborców. Dziś to już tylko wspomnienie.

Autor jest publicystą, redaktorem naczelnym pisma „Fronda"

We współczesnej politologii popularna jest tzw. teoria wahadła. Mówi ona, że system demokratyczny jest stabilny, gdy wahadło wyborów politycznych wychyla się raz na lewo, raz na prawo, tzn. gdy na przemian rządzą lewica i prawica. Dzięki temu w demokracji panuje równowaga.

Teoria ta okazuje się jednak fałszywa, gdyż zazwyczaj, kiedy do władzy dochodzi lewica, to przeprowadza radykalne zmiany prawne, np. legalizuje aborcję i eutanazję, obdarza związki jednopłciowe przywilejami małżeńskimi czy zezwala na badania na embrionalnych komórkach macierzystych. Gdy do władzy dochodzi prawica, to zazwyczaj nie próbuje odzyskiwać utraconego już terenu, lecz godzi się z prawem uchwalonym przez lewicę. Kiedy natomiast kolejne wybory ponownie wynoszą do władzy socjalistów, ci znów dążą do zmian w prawodawstwie. W efekcie więc wahadło wychyla się stale tylko w jedną stronę – na lewo.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?