We współczesnej politologii popularna jest tzw. teoria wahadła. Mówi ona, że system demokratyczny jest stabilny, gdy wahadło wyborów politycznych wychyla się raz na lewo, raz na prawo, tzn. gdy na przemian rządzą lewica i prawica. Dzięki temu w demokracji panuje równowaga.
Teoria ta okazuje się jednak fałszywa, gdyż zazwyczaj, kiedy do władzy dochodzi lewica, to przeprowadza radykalne zmiany prawne, np. legalizuje aborcję i eutanazję, obdarza związki jednopłciowe przywilejami małżeńskimi czy zezwala na badania na embrionalnych komórkach macierzystych. Gdy do władzy dochodzi prawica, to zazwyczaj nie próbuje odzyskiwać utraconego już terenu, lecz godzi się z prawem uchwalonym przez lewicę. Kiedy natomiast kolejne wybory ponownie wynoszą do władzy socjalistów, ci znów dążą do zmian w prawodawstwie. W efekcie więc wahadło wychyla się stale tylko w jedną stronę – na lewo.
Jakby tego było mało, owym przemianom towarzyszy dyskurs o nieuchronnej konieczności dziejowej. Legislacyjna ofensywa lewicy przedstawiana jest jako wyraz obiektywnych praw historii. Po prostu świat musi zmierzać w kierunku wytyczonym przez siły postępu. Komuś, kto próbuje temu zaprzeczać lub – nie daj Boże – przeciwdziałać, od razu przypina się łatkę zacofanego obskuranta tkwiącego mentalnie w średniowiecznym ciemnogrodzie.
Odrzucić stalinowską konstytucję
Niezwykle rzadko dochodzi dziś w Europie do sytuacji, gdy wahadło wychyla się w prawą stronę. Każda taka próba od razu spotyka się z wściekłym atakiem socjalistów, których wspierają wpływowe ośrodki opiniotwórcze.
Dlatego prawicowy polityk, który pragnie odrzucić zmianę prawodawstwa ustanowioną pod dyktando lewicy, musi cechować się odwagą osobistą i kierować zasadami. Ma bowiem jak w banku, że stanie się obiektem bezpardonowych napaści z rozmaitych stron. Taki los spotyka obecnie premiera Węgier Viktora Orbana oraz jego partię Fidesz.