Wiktor Świetlik: PO i inne partie jak korporacje

Polscy politycy coraz bardziej traktują swoje partie jak menedżerowie korporacje. I z podobnych powodów je zmieniają: ze względu na ambicje, relacje z szefostwem, model zarządzania – pisze publicysta

Aktualizacja: 27.06.2011 20:17 Publikacja: 27.06.2011 20:12

Wiktor Świetlik

Wiktor Świetlik

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Pani K., ważny menedżer w dużej korporacji, popadła w konflikt z szefem i dużą częścią współpracowników. Zdecydowała się – wraz z częścią kolegów – odejść i założyć własny interes. W tym segmencie jednak nowym firmom trudno się przebić, więc ostatecznie pani K. znalazła pracę w drugiej wielkiej korporacji.

Krótko wcześniej pan A. robił w swojej firmie oszałamiającą karierę. Jak się okazało, zbyt szybką. Sukces rozbudził ambicje pana A., a zarazem sprawił, że zagrożony poczuł się prezes firmy. Atmosfera stała się nie do zniesienia. Pana A. uratowała konkurencja – zaproponowała mu względnie wysokie stanowisko. Pan A. co prawda niegdyś ostro atakował podkupującą go dziś firmę, ale tym bardziej jest dla niej wartościowy. W końcu dla klubu piłkarskiego też lepszym zakupem jest gracz, który strzelał gole, a nie taki, którzy ciepło się uśmiechał z ławki rezerwowych.

Czyż nie tak w jednym i drugim głośnym wypadku wyglądały ostatnie transfery polityczne?

Była pepsi, jest coca-cola

Ostatnim znanym polskim politykiem, który opuścił swoją partię z przyczyn programowych, ideologicznych, był Marek Jurek. Wiosną 2007 roku zostawił PiS i fotel marszałka Sejmu ze względu na kłopoty z wpisaniem ochrony życia poczętego do konstytucji. Ale i tu ważne były względy ambicjonalne – polityk czuł się oszukany przez Jarosława Kaczyńskiego.

Kolejne głośne transfery czy odejścia nie udawały już nawet programowych. Jan Rokita wypadł z polityki, bo przegrał rywalizację o władzę, a w dodatku jego żona znalazła posadę u konkurencji. Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski i Paweł Zalewski zbuntowali się nie przeciwko programowi, ale przeciwko systemowi zarządzania partią. Janusz Palikot ostentacyjnie podważał autorytet przełożonych. W końcu późniejsi PJN-owcy poczuli się – wedle ich wersji – odrzuceni przez szefa, a wedle drugiej wersji próbowali tego szefa ubezwłasnowolnić i przejąć władzę w partii.

Joanna Kluzik-Rostkowska nawet specjalnie już się nie krygowała, przeszła do krytykowanej przez siebie Platformy, zostawiając kolegów, bo duża partia stwarzała jej możliwości. Kompletnie niewiarygodnie brzmiały tłumaczenia się Bartosza Arłukowicza, ostrego krytyka PO z komisji śledczej. Zaczynał w bardzo lewicowej Unii Pracy. Medialną karierę zawdzięczał efektownemu wpisaniu się w tezę, która w uproszczeniu mówi, że w sprawie afery hazardowej PO, łącznie ze swoim liderem, nie była uczciwa. A potem przeszedł do tej PO jak szef działu marketingu, który dostaje lepszą pracę i zaczyna promować konkurencyjny produkt.

Żakiet trwalszy niż poglądy

Mówi się, że tylko krowa nie zmienia poglądów, i być może to samo tyczy się zmian barw partyjnych. Ale wydawałoby się, że te zmiany powinny nieco trwać. W Polsce przykładem wolnej ewolucji politycznej był Jan Rokita. Jako młody polityk, wychowanek profesora Geremka, u progu lat 90. niechętny szybkiej dekomunizacji ustrojowej, potem jej gorący zwolennik.

Do wrogich partii przechodzili wielcy tego świata. Amerykańscy antykomuniści – neokonserwatyści czy Ronald Reagan – zaczynali na lewicy Partii Demokratycznej, a kończyli na prawicy Partii Republikańskiej. Tyle że to te partie się zmieniły, a nie oni. Orientację polityczną radykalnie zmienili kiedyś radykalni lewacy Joschka Fischer czy Bernard Kouchner. Ale prawdziwe ewolucje światopoglądowe i polityczne trwają latami, a nawet dziesiątkami lat bądź są spowodowane przełomowymi doświadczeniami, takimi jak dla obecnego szefa francuskiego MSZ widok rozbitków mordowanych przez wietnamskich i kambodżańskich komunistów.

U nas wszystko to trwa tyle, ile zakup posiłku w McDonaldzie. Przemiany dokonują się w ciągu tygodnia albo nawet 45 minut, a za bodziec je wywołujący, "otwierający oczy", starcza telefon z ofertą. Jeszcze w środę "Platforma szkodziła Polsce", a politycy PJN deklarowali, że "Aśka ich nie zdradzi", a już w sobotę Tusk ją przytulał. Przytaczając celną obserwację "Super Expressu", tylko żakiet ciągle pozostawał ten sam, czerwony. Przetrwał trzy formacje. Staje się coraz bardziej sławny, ale i – tak naprawdę – coraz mniej wpływowy.

Bo oczywisty jest fakt, że decyzje i w PO, i w PiS zapadają w zaciszu gabinetów, w gronie kilku osób. Poselska gołota jest po to, by decyzje te legitymować, podnosić ręce, gdy trzeba, a gdy trzeba, wychodzić oburzonym z sali. I tylko taka rola czeka Joannę Kluzik-Rostkowską i Bartosza Arłukowicza.

Na tym tle opowieści tego ostatniego o własnej przyszłości brzmią jak marzenia niewinnej pensjonarki na temat życia płciowego. Arłukowicz deklaruje, że poglądów – także w sprawie afery hazardowej – nie zmienił i będzie przekonywał premiera, że to on miał rację. Choć, niestety, nie wyjaśnił, czy przekona ładną buzią, interesującą dykcją czy sympatyczną naiwnością. Bo siłą polityczną nie dysponuje żadną. Nacisk na tak silnego lidera jak Tusk może wywrzeć tylko bądź polityk dysponujący wpływami w partii, taki jak Schetyna, bądź konkurent surowo patrzący na ręce.

Jako polityk SLD i były gwiazdor komisji Arłukowicz miał podmiotowość i potencjał. Mógł być ewentualnym przyszłym przywódcą lewicy i ostrym krytykiem władzy. Za cenę komfortu pozostał mu los podnóżka Tuska, niegroźnej – bo pozbawionej zaplecza – maskotki, którą sadza się w pierwszym rzędzie na zjazdach, by przyciągnęła kilka głosów. Można by powiedzieć, że Arłukowicz po prostu wybrał karierę w stylu europejskim, a nie amerykańskim – przedłożył bezpieczeństwo socjalne nad możliwości samorealizacji.

Koncentracja pozioma

Przejścia między partiami wyglądają jak transfery managementu wyższego szczebla między koncernami (ten niższego szczebla częściej wiąże się emocjonalnie z firmą), bo i partie funkcjonują jak koncerny. Dostosowują produkt do odbiorcy, często odrzucając swoje pozorne linie programowe. Kuriozalne jest to, że gdy wydawałoby się wyrazista polityk, jaką jest Kluzik-Rostkowska, odeszła z PiS, wszystkie inne partie stwierdziły, że chętnie zobaczyłyby ją na swoich listach. Więc czym się te formacje różnią?

Co najwyżej stopniem elastyczności. PO jest dziś dobrym miejscem dla Arłukowicza i byłej przybocznej Kaczyńskiego, dlatego że okazała się formacją najbardziej gumową w polskich dziejach. Może być jednocześnie za i przeciw in vitro, za i przeciw lustracji, za centralizacją i decentralizacją, za zaostrzeniem i łagodzeniem kar, liberalizacją i zaostrzeniem przepisów antynarkotykowych, zwiększeniem i zmniejszeniem roli Kościoła w państwie, za i przeciw postulatom środowisk homoseksualnych. Wokoło Platformy mogą orbitować i Cimoszewicz, i Giertych.

Co jest twardym programowym spoiwem, rdzeniem kręgowym Platformy Obywatelskiej? Czemu partia ta musi być wierna, by istnieć? Chyba już tylko tej plastyczności i rozciągliwości. Jak grupa kapitałowa, czebol czy koncern, który dokonuje koncentracji poziomej, jest w stanie zapewnić każdego rodzaju produkt każdego rodzaju odbiorcy. Subtelna różnica polega tylko na tym, że w przypadku partii politycznych to produkt nieprawdziwy.

Umowa niespołeczna

Polityczni wędrowcy, menedżerowie, piarowcy, marketingowcy, gwiazdorzy do wynajęcia korzystają z dobrodziejstwa, bez którego ich los byłby marny: ordynacji proporcjonalnej i wielomandatowych okręgów wyborczych. Tylko one zapewnią im powrót do Sejmu. Odbędzie się on z woli nowego szefa, który zagwarantował im to w umowie transferowej. Te bezideowe polityczne pielgrzymki po listach wyborczych szybko skończyłyby się eliminacją, gdyby wybierano ich w jednomandatowych okręgach wyborczych według zasady "pierwszy na mecie". Dawna gwiazda PiS, potem orędowniczka rozbicia sceny politycznej, dziś głaskana po głowie przez Tuska byłaby łatwym przeciwnikiem dla sprawnego, wiernego swoim wyborom i elektoratowi lokalnego lidera.

To chyba właśnie ordynacja plus sposób finansowania partii tak zczebolizowały naszą politykę. Jeśli przypomnieć sobie dawną Unię Wolności czy AWS, to cechą, która wykształciła się w polskich współczesnych partiach, jest żelazna zasada posłuszeństwa wobec lidera. To posłuszeństwo może być jednak łatwo zmienione na posłuszeństwo wobec innego lidera i innej partii. Pełny profesjonalizm – patrząc kategoriami biznesowymi.

Pozostaje oczywiście jeszcze pytanie, a co z kolegami, których pani K. pozostawiła w swojej dawnej firmie? I co z naiwnym wyborcą, który głosował na złotoustego pediatrę ze Szczecina, wierząc, że jego lewicowe przekonania są równie szczere jak jego uśmiech? Szanowni Naiwni, przypomnijcie sobie, co mawiano w "Ojcu chrzestnym", gdy kogoś zdradzano lub zabijano: "To nic osobistego, to tylko biznes".

Autor jest dziennikarzem i publicystą, felietonistą "Uważam Rze" i "Super Expressu". Jest także dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. W 2010 r. opublikował książkę "Bronisław Komorowski. Pierwsza niezależna biografia"

Pani K., ważny menedżer w dużej korporacji, popadła w konflikt z szefem i dużą częścią współpracowników. Zdecydowała się – wraz z częścią kolegów – odejść i założyć własny interes. W tym segmencie jednak nowym firmom trudno się przebić, więc ostatecznie pani K. znalazła pracę w drugiej wielkiej korporacji.

Krótko wcześniej pan A. robił w swojej firmie oszałamiającą karierę. Jak się okazało, zbyt szybką. Sukces rozbudził ambicje pana A., a zarazem sprawił, że zagrożony poczuł się prezes firmy. Atmosfera stała się nie do zniesienia. Pana A. uratowała konkurencja – zaproponowała mu względnie wysokie stanowisko. Pan A. co prawda niegdyś ostro atakował podkupującą go dziś firmę, ale tym bardziej jest dla niej wartościowy. W końcu dla klubu piłkarskiego też lepszym zakupem jest gracz, który strzelał gole, a nie taki, którzy ciepło się uśmiechał z ławki rezerwowych.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?