Wybory 2011: Piotr Skwieciński o kampanii wyborczej

PiS jednoznacznie utożsamiło się ze smoleńskim mesjanizmem i z wizją Polski jako kraju niemalże okupowanego. A takie poglądy są odrzucane przez większość Polaków

Aktualizacja: 31.08.2011 19:45 Publikacja: 31.08.2011 19:40

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Już dziś można wyciągnąć pewne wnioski z kampanii wyborczej. Po pierwsze – Donald Tusk, któremu w ciągu ostatniego półtora roku parokrotnie wieszczono polityczną śmierć, nie tylko przeżył, ale pozostaje głównym personalnym atutem Platformy. A w zasadzie jej personalnym atutem jedynym. Oczywiście – widać, że jego magnetyzm to nie to, co kiedyś, że w pewnym stopniu się zgrał. Ale wielokrotnie mniej niż wszyscy chyba jego współpracownicy.

Tuskowi udało się to głównie dlatego, że zdołał konsekwentnie doprowadzić do personalnego utożsamienia go z czymś, co nazwałbym "antykaczyzmem skutecznym". Początek tego procesu to ostatnie pięć minut debaty Tusk – Kwaśniewski sprzed czterech lat, gdy lider PO zwrócił się do potencjalnych wyborców SLD, aby zagłosowali na jego partię, bo "tylko my mamy szansę odsunąć PiS".

Zjawisko to trwało przez następne lata, trwa i teraz. Nie rozumiał go Palikot, który zakładał, że da się obejść Tuska i wygrać na demonstrowaniu postawy "antykaczyzmu" jeszcze bardziej radykalnego. Nie pojmował, że wyborcy antykaczystowscy nie poszukują w ogromnej większości radykalizmu, tylko skuteczności.

Po drugie – widać, że antypisowskie emocje, które parokrotnie wydawały się kończyć, osłabły, ale istnieją nadal. Politycy PiS tłumaczą to z reguły nagonką mediów. To prawda, ale ta nagonka jedynie intensyfikuje emocje, które istnieją samodzielnie. A związane są głównie z faktem, że – po prostu – większość Polaków nie chce narodowo-katolickiej rewolucji, którą wydaje się proponować ta partia.

PiS jednoznacznie utożsamiło się bowiem z konsekwentnym konserwatywnym protestem przeciw współczesności, z wizją Polski jako kraju niemalże okupowanego i ze smoleńskim mesjanizmem. A te poglądy są całkiem zwyczajnie odrzucane przez większość Polaków, i to tu leży przyczyna relatywnie słabych sondaży PiS.

W kampanii Jarosław Kaczyński łagodzi kanty, wciągnął na listy dorzeczne osoby, przygasił smoleńską frazeologię. Nie sądzę jednak, aby wiele to pomogło. Rzecz bowiem przede wszystkim nie w drażniącej większość Polaków formie, tylko w nieodpowiadającej im treści. A tej Kaczyński zmienić nie chce. Skądinąd chyba też nie bardzo już może, bo konsekwentnie ukształtował i własną partię i elektorat.

W tej sytuacji jedyną – ale długofalową – szansą dla PiS wydaje się totalne załamanie państwa i gospodarki. Chyba tylko to mogłoby bowiem doprowadzić do takiej demobilizacji elektoratu antypisowskiego, która mogłaby przynieść zwycięstwo Kaczyńskiemu. Powiedziawszy to trzeba stwierdzić, że odrzucenie przez lidera PiS propozycji debaty na równych z innymi partiami zasadach jest postępowaniem konsekwentnym, i w ramach przyjętej logiki – słusznym. Decyzja odwrotna oznaczałaby bowiem krok w stronę przyjęcia tezy, że Polska jest obecnie normalnym krajem, w którym toczy się normalny spór polityczny, a nie wojna narodowowyzwoleńcza z rządzącą targowicą. A cała linia PiS opiera się przecież na tej drugiej tezie.

Wreszcie należy odnotować, że trwałym efektem tej kampanii może być przekształcenie PO w coś w rodzaju ugrupowania o charakterze ogólnoestablishmentowym. Ku temu zmierza Tusk przez politykę absorpcji rozmaitych postaci z prawej (Kluzik, Libicki) i przede wszystkim lewej (Arłukowicz, Rosati, Pisalski, Gintowt-Dziewałtowski) strony sceny.

To perspektywa groźna. Nie dla PiS, któremu taka linia sporu wpisuje się w wizję świata i propagandowo służy, ale dla kraju. Bo oznaczałoby uwiąd i tak słabych mechanizmów wzajemnej kontroli w ramach elit. Musiałoby to zaowocować wzrostem poczucia bezkarności tychże elit. Czemu trudno byłoby się dziwić w sytuacji, w której cała Polska zaczęłaby funkcjonować według wzorca symbolizowanego przez 40. piętro hotelu Marriott w momencie, gdy spotykali się tam Krauze z Kaczmarkiem.

Efektem byłaby zapewne ekspansja korupcji na skalę, którą trzeba by określić widowiskową – gdyby nie to, że można wątpić, czy byłoby jakiekolwiek widowisko. Bo połączone elity potrafiłyby przecież kontrolować ogromną większość mediów...

Trudno nie odczuwać strachu przed taką perspektywą.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne