Za samą sceptyczną minę można tu sobie zasłużyć na pełne politowania uwagi: mięczak albo wspólnik. Kempa obsztorcowana niedawno, i słusznie, przez swego prezesa za poręczenie za „Starucha" odgrażała się sama, że zrezygnuje, co było zachętą do kawałów. Ale będąc na prawicy, trzeba się pogodzić: kawałów nie ma! Są służby – tajne, jawne i dwupłciowe...
Te kręgi pieszczą podejrzenia jak ukochane dzieci. Niedługo złapią Kaczyńskiego na współudziale. W imieniu Kaczyńskiego.
Hi, hi, ha, ha. Niemniej przypomnijcie sobie: kto wykrywał afery w małych społecznościach? Upierdliwcy! Podejrzliwcy! Często ludzie mało sympatyczni, przewrażliwieni, widzący w innych raczej zło niż dobro. Aby uwierzyć na początku lat 90., że transformacja ma drugie dno, swoje kulisy, wręcz trzeba było mieć w sobie coś takiego. A była to teza generalnie prawdziwa. Choć owocująca ubocznymi obsesjami.
Zabawniej jest, gdy spiskowe teorie pojawiają się w ustach ich wrogów. Oto Witold Gadomski polemizuje ze mną w „Wyborczej" w sprawie ograniczenia historii w szkołach. Polemika to kulturalna, co dziś rzadkie. Ale Gadomski odkrywa: Zarembie nie chodzi o historię, ale o politykę historyczną. I to nie każdą: o wykazywanie, jak byliśmy gnębieni przez sąsiadów.
A jeśli chodzi mi o to, aby młodzi ludzie wiedzieli, dlaczego jest tak, jak jest? Nie tylko w związku z sąsiadami. Ależ nie ukrywaj się, podstępna duszo!