W sumie nic dziwnego, bo jest to ten rzadki moment, gdy najważniejsza osoba w państwie wynurza się ze swojej twierdzy i fizycznie kontaktuje się z własnym zapleczem politycznym. Zaplecze dzięki temu poznaje kilka nowych poszlak wskazujących na zamierzenia rządu, a następnie dzieli się przemyśleniami z łaknącą tej wiedzy opinią publiczną.
Tak było i w ostatni wtorek w czasie kolejnego historycznego spotkania Klubu PO w Jachrance. Publika ekscytuje się przepychankami między platformerską konserwą a lewicą. A najważniejsze - dla tej publiki - było co innego. Coś, co będzie dotyczyło wszystkich, niezależnie nawet od stosunku do in vitro.
Chodzi o słowa Donalda Tuska, że jesień będzie czasem trudnych decyzji, a resort finansów stanie się ministerstwem trudnych kroków (oby nie głupich). Obecni tam ministrowie spojrzeli po sobie, bo po raz pierwszy usłyszeli, że będą podejmować trudne decyzje i wraz z ministrem Rostowskim ćwiczyć trudne kroki. Zapowiedź premiera była ogólnikowa, bez żadnej dokładnej specyfikacji owych niepopularnych decyzji. W kuluarach ministrowie wypytywali się wzajemnie, czy któryś wcześniej słyszał, o co konkretnie chodzi. Niestety, nikomu nie była dana ta wiedza.
Ale za kilka dni, we wtorek, będzie dobra okazja, aby zapytać premiera. Najbliższe posiedzenie rządu będzie poświęcone dociekaniom, co który resort musi przyciąć, gdzie będą oszczędności, a gdzie zwolnienia. Wreszcie, który minister musi wziąć „na klatę" najbardziej niepopularne działania. Czyli na ustalenie, kto ma słabą pozycję w rządzie, a kto mocną, więc będzie mógł mniej oszczędzać.
W porównaniu z platformerskimi klawe życie mają ministrowie PSL-owscy. Ich nie dotyczą trudne kroki. Oni mogą być dobrymi wujkami - liberalizować, obiecywać, zgłaszać ustawy. Bo warto wiedzieć, że grzeczny platformerski minister może zgłosić projekt ustawy tylko w trzech przypadkach: aby dostosować nasze prawo do unijnego, gdy każe tak orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego lub gdy wynika to z exposé premiera.