„Nikt z nas, ani przez moment nie próbował wykorzystać czy to pracy komisji, czy jakichkolwiek innych ustaleń, by odpowiedzieć polityczną tezą na polityczną tezę" – mówił w trakcie smoleńskiej debaty w Sejmie premier.
Donald Tusk mija się z prawdą. Już w pierwszych dniach po tragedii usilnie lansowano wizję nacisku na pilotów („ląduj, dziadu"). Oczywiście politycy Platformy nie robili tego publicznie (choć taki na przykład Janusz Palikot, wtedy czołowy polityk PO, zaczął otwarcie rzucać takie insynuacje zaraz po przerwaniu krótkiego okresu ciszy). Ale dyskretnie czynili to już w pierwszych posmoleńskich dniach.
Generał Petelicki publicznie powiedział, że już 10 kwietnia posłowie PO otrzymali esemesowy „przekaz dnia" o treści: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił". Petelicki uważał, że instrukcja ta „wyszła z trójkąta Donald Tusk-Tomasz Arabski-Paweł Graś". Nie ma dotąd dowodu, że bezpośrednio po tragedii kierownictwo rządu i Platformy rozesłało takiego esemesa. Dotąd nie ma jednak również jednoznacznego dementi.
A festiwal fałszywych przecieków (rzekoma kłótnia gen.Błasika z kapitanem Protasiukiem,; rzekome odnalezienie zwłok Błasika w kokpicie; rzekome słowa o „debeściakach" – i tak można by długo) ewidentnie ukierunkowanych na utrwalenie wizji o winie śp.prezydenta? To nie jest lansowanie politycznej tezy?
Donald Tusk powiedział, że dotąd ze względu na dobrą pamięć o ofiarach strona rządowo-platformerska nie zadawała drugiej stronie pewnych pytań. I zaraz sam je zadał: kto organizował fatalny wyjazd? Kto zapraszał na pokład samolotu? Przesłanie jest jasne: za katastrofę miałaby być odpowiedzialna kancelaria prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a najpewniej on sam. Premier przytomnie uchylił się od ukonkretnienia tych zarzutów. Wyleciałby w powietrze. Nikt nie jest bowiem w stanie zaprzeczyć, że organizacja takich wyjazdów jest wyłączną kompetencją kancelarii premiera, ona jest koordynatorem lotów polskich vip-ów. Stwierdziła to jednoznacznie Najwyższa Izba Kontroli; zresztą zawsze była taka praktyka i tak jasno stanowiły przepisy.