Euro zmienia kształt

Niemcy czy Austria zdają się popierać bardziej scentralizowany model integracji, by wymusić na pozostałych krajach niemiecki model polityki fiskalnej – twierdzi brytyjski ekspert

Publikacja: 17.12.2012 17:58

Stephen Davies

Stephen Davies

Foto: archiwum prywatne

Red

Negocjacje nad perspektywą budżetową Unii Europejskiej na lata 2014–2020 mogłyby się wydawać sporem o oszczędności w dobie kryzysu, sporem między Brytyjczykami a apologetami polityki spójności, zwolennikami konserwowania wspólnej polityki rolnej a popierającymi jej reformy i tak dalej. Te zagadnienia przesłaniają nam o wiele poważniejszy problem, przed jakim stanęła Unia Europejska, a jest on związany z kondycją strefy euro.

Groźba podziału

Przywódcy państw członkowskich strefy euro zdali sobie sprawę, że wspólna waluta jest projektem, który nie może zostać zachowany w obecnym kształcie. Nie ma pieniądza we współczesnym świecie, funkcjonującego bez scentralizowanego rządu ze wszystkimi prerogatywami polityki fiskalnej. Większość państw europejskich będzie zatem zmierzała do jego powołania.

Przypominam, że w medialnych przekazach mieliśmy okazję usłyszeć o pewnym konflikcie interesu między budżetem unijnym we współczesnym kształcie a potrzebą większej redystrybucji dóbr w strefie euro. Redystrybucji między państwami, dla których wprowadzenie waluty było korzystne, a tymi, które przez zbyt mocną wartość euro zostały poszkodowane. Tę redystrybucję miałaby prowadzić nowa europejska instytucja podobna do Ministerstwa Finansów.

Ponieważ nikt nie chce tworzyć odrębnych instytucji dla strefy euro i państw takich jak Polska czy Węgry, które zobowiązały się do przystąpienia do strefy euro, ale jeszcze tego nie zrobiły, narzędziem tym będzie perspektywa budżetowa. W przeciwnym razie ziści się zagrożenie podziału instytucji, które niektórzy nazywają Europą dwóch prędkości. Perspektywa budżetowa ma być w zamierzeniu ratujących strefę euro narzędziem scentralizowanej władzy fiskalnej w Brukseli.

Projekt polityczny

Spójrzmy najpierw na strefę euro. Dziesięć lat temu była czym innym, niż jest teraz. Niestety, została wprowadzona w obszarze, który nie spełnia wymogów teorii optymalnych obszarów walutowych. Na czym ta obco brzmiąca teoria polega? Nie wchodząc w szczegóły, należy wymienić dwa elementy, by waluta mogła funkcjonować. Pierwszym jest zintegrowany, wspólny rynek pracy, gdzie ludzie mogą migrować między krajami, znajdując zatrudnienie. To nie działa zbyt dobrze ze względu na bariery językowe między narodami Europy. Drugim wymogiem jest rząd centralny, który będzie mógł interweniować, by podtrzymywać koniunkturę w państwach przeżywających kryzysy gospodarcze.

Gdyby taki model funkcjonował prawidłowo, podczas obecnego kryzysu część Greków powinna wyemigrować na północ Europy. Grecja dostałaby też zastrzyk pieniędzy z europejskiego ministerstwa finansów. Grecy jednak nie emigrują na masową skalę, a ministerstwa finansów na wzór amerykański w Europie nie ma. Politycy wprowadzając projekt, który pomijał te wyżej wymienione wymogi, sprawili, że nabrał on cech projektu politycznego. Teraz chcą zniwelować ekonomiczne tego konsekwencje, czyli między innymi wprowadzić wspólny rząd. Na jego rzecz państwa członkowskie będą musiały zrzec się suwerenności, na początek w postaci swobody wydatkowania unijnych środków. Bowiem tak w warunkach kryzysu mogą działać rządy Stanów Zjednoczonych, Brazylii, Indii czy Rosji, reagując na regionalne szoki. W Europie to niemożliwe. Politycy muszą naprawić ten „błąd”. W przeciwnym razie europejska waluta może upaść.

Jaki to ma związek z negocjacjami budżetowymi? Najważniejszym narzędziem, które pozwala na prowadzenie polityki gospodarczej z Brukseli, są środki unijne, z polityką spójności na czele.

Myślę, że Niemcy i ich sojusznicy za pomocą kolejnej perspektywy budżetowej chcą zaprowadzić logikę, która będzie w większym stopniu odpowiadała wymogom funkcjonowania strefy euro. Dzięki temu scentralizowana władza w Brukseli będzie mogła kontrolować Włochów, Greków czy Węgrów i ich sposób prowadzenia polityki gospodarczej. Aktualna perspektywa budżetowa cechuje się tym, że beneficjenci polityki spójności mają swobodę wydatkowania środków. W następnej perspektywie takiej swobody nie będzie. A to problematyczne. O ile każdy beneficjent z entuzjazmem wita dziś europejskie pieniądze, o tyle w następnej perspektywie straci dużą część kontroli nad nimi. Wreszcie państwa takie jak Polska czy Węgry stracą iluzję pewnej asertywności wobec strefy euro z opóźnianiem swego wejścia włącznie.

Czasu coraz mniej

Niemcy czy Austria zdają się popierać bardziej scentralizowany byt, by wymusić na pozostałych krajach niemiecki model polityki fiskalnej. To władza, która ma uchronić strefę euro przed upadkiem.

Odmienną wizję mają Szwedzi, którzy prawnie także są zobowiązani do przystąpienia do strefy euro. Ich koncepcja polega jednak na uznaniu, że walucie ma towarzyszyć wspólny rynek, bez silnej władzy w Brukseli i politycznej integracji. Podobnego modelu chce Holandia, która jest w strefie, oraz Wielka Brytania i Dania, które zachowały prawo do utrzymania własnej waluty. W kłopotliwej sytuacji są kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które posługują się walutami narodowymi, a przystępując do Unii zdecydowały się na przyjęcie euro. Jednocześnie są beneficjentami dość elastycznej polityki spójności, a będą musiały zaakceptować surowsze ramy przyszłej perspektywy.

Wielu komentatorów uznało, że najwięcej kłopotów sprawia Wielka Brytania. Wyspiarze są jednak w szczególnie trudnej sytuacji. Polska, Czechy czy Węgry, które zamierzają przystąpić do strefy euro, pośrednio zdecydowały się na federalizację czy centralizację Unii Europejskiej. Wielka Brytania stroniła i będzie stronić od takich decyzji. Państwa kontynentalne to irytuje.

W związku z problemami strefy euro czasu na podjęcie decyzji jest coraz mniej. Sądzę, że Europa, która za wszelką cenę chce ratować strefę euro, będzie się centralizowała, być może nawet z ustalaniem wspólnych podatków włącznie. Dlaczego tak myślę? Otóż zdaje się, że europejskie elity uważają, że strefa euro bez tego nie przetrwa.

Europejskie elity wierzą w federalną Europę. Niektóre państwa, w tym Wielka Brytania, mogą tych zmian nie zaakceptować i nie unikną decyzji o przyłączeniu się do procesu lub wyjściu z Unii Europejskiej.

—not. rafm

Dr Stephen Davies jest brytyjskim historykiem, dyrektorem ds. edukacji w Institute of Economic Affairs, wolnorynkowym think tanku, którego pomysłodawcą był noblista Friedrich August von Hayek. IEA to najważniejszy ośrodek myśli ery Margaret Thatcher. Autor doktoryzował się na prestiżowym, szkockim St Andrews University. Wykładał między innymi na George Mason University w USA

 

 

Negocjacje nad perspektywą budżetową Unii Europejskiej na lata 2014–2020 mogłyby się wydawać sporem o oszczędności w dobie kryzysu, sporem między Brytyjczykami a apologetami polityki spójności, zwolennikami konserwowania wspólnej polityki rolnej a popierającymi jej reformy i tak dalej. Te zagadnienia przesłaniają nam o wiele poważniejszy problem, przed jakim stanęła Unia Europejska, a jest on związany z kondycją strefy euro.

Groźba podziału

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?