Przypomnijmy sobie czas kampanii prezydenckiej w 2010 roku, gdy Donald Tusk traktował Bronisława Komorowskiego niemal protekcjonalnie, wściekał się na jego kolejne wpadki w kampanii, a sam wyścig do prezydentury ostentacyjnie lekceważył, mówiąc o „żyrandolu”. Po wygranej Komorowskiego pilnował go zaś za pośrednictwem wiernego Sławomira Nowaka, który zresztą męczył się w Kancelarii Prezydenta niemiłosiernie. Obecnie kontrast pomiędzy pozycją szefa rządu i zarazem lidera PO, a głowy państwa jest uderzający i w niczym nie przypomina to stosunku sił z lata 2010 roku.
Sfrustrowany Donald Tusk
Dzisiaj akceptacja dla Komorowskiego sięga 70 procent, podczas gdy z działalności Tuska zadowolonych jest w najlepszym wypadku dwa razy mniej respondentów. W wyścigu o sympatię Polaków prezydent jest niekwestionowanym zwycięzcą, a jego polityczna przyszłość jawi się względnie bezpiecznie, w przeciwieństwie do przyszłości coraz wyraźniej zmęczonego Tuska, nad którego głową zbierają się chmury społecznego rozczarowania i niezadowolenia.
Bronisław Komorowski jest prezydentem wszystkich Polaków, ale tylko tych począwszy od Jarosława Gowina, a na Januszu Palikocie skończywszy. Ci od Jarosława Kaczyńskiego już się nie łapią
Jeśli pomiędzy Tuskiem a Komorowskim wytworzyła się „szorstka, męska przyjaźń”, jak niegdyś pomiędzy Leszkiem Millerem a Aleksandrem Kwaśniewskim, to na razie niewiele o niej wiemy. Możemy o niej jedynie wnioskować z pojedynczych wypowiedzi i deklaracji głowy państwa, gdy ta decyduje się skrytykować rządowe plany lub poglądy ministrów. Nigdy jednak nie czyni tego przesadnie konfrontacyjnie.
Ot, tu i tam padnie jakieś zdanie, które można zinterpretować jako polemikę z poglądami Tuska i jego ludzi. A to prezydent powie, że nie zgadza się z tezą, iż skończył się czas państw narodowych, a to rzuci, że słabo definiujemy swoje interesy, a to znowu zatroska się tym, że polskie wojsko jest źle i słabo dowodzone. Nigdy jednak te stwierdzenia nie są ostre na tyle, aby można było jednoznacznie stwierdzić, że Bronisław Komorowski przeciął pępowinę i oderwał się od Platformy Obywatelskiej. Nie jest to zresztą jego zamiarem.