Zdaje się, że ci wszyscy wybitni specjaliści z sektora finansowego, którzy za ciężkie miliardy mieli zarządzać odebranymi nam pieniędzmi, nie bardzo potrafili tego robić nawet ze swoimi. Źle też skalkulowali ryzyko długowieczności, czyli to, że ludzie będą dłużej żyć i oni będą musieli dłużej wypłacać im emerytury. Nie przewidzieli na dodatek, że obligacje, które kupowali od Skarbu Państwa, pobierając z tego tytułu od 3,5 proc. do 10 proc. prowizji (choć na poczcie każdy mógł je kupić sam bez żadnej prowizji), mogą nie starczyć na wypłaty emerytur.

Dziś mają problem, bo ich propozycji, że będą wypłać emerytury nie do końca życia, tylko przez jakiś czas, zwykłą głupotą wytłumaczyć się nie da. Więc ich kalkulacja może być taka: co już wzięliśmy, to nasze. Niech nas teraz zlikwidują – przynajmniej nie będziemy musieli ponosić finansowego ryzyka w przyszłości. A może jeszcze jakiś procesik da się wygrać? Wszelkie przesłanki pozwalają bowiem przypuszczać, że specjaliści od prawa w Prokuratorii Generalnej, która będzie reprezentowała Skarb Państwa w ewentualnych sporach, są tak samo wybitnymi specjalistami od prawa jak ci od finansów w OFE.

Dlatego Prokuratoria zajmuje się głównie podzlecaniem roboty za grube miliony zagranicznym kancelariom adwokackim, co – o zgrozo – nie tak dawno chwalił jeden taki określający się mianem „dziennikarza śledczego”. Nie żartuję: po raz pierwszy w historii tegoż dziennikarstwa „wyśledził” on, że te głupie 50 milionów złotych, które Skarb Państwa wydał na adwokatów, to były bardzo dobrze wydane pieniądze! Żebyśmy nie wiedzieli, jakie potencjalne ryzyko nam grozi, to nadzorowana nie wiedzieć czemu przez Ministerstwo Skarbu Państwa, a nie Ministerstwo Sprawiedliwości, Prokuratoria Generalna bardzo dba o utajnienie procesów arbitrażowych, które aktualnie prowadzi z inwestorami zagranicznymi. Zatem awantura może się skończy tak jak z Eureko – z tym że OFE zażądają nie 40, tylko 100 miliardów, a dostaną nie 10, tylko 25, co minister Skarbu Państwa, który właśnie stanął w obronie OFE, razem z jakimś „dziennikarzem śledczym” znów uznają za wielki sukces. Nie wiadomo tylko czyj!

Jak mawiał ksiądz Bozowski, „nie ma przypadków, są tylko znaki”. Więc może tym razem zawczasu przyjrzyjmy się tym znakom.

Autor jest adwokatem, profesorem prawa, prezydentem Centrum im. Adama Smitha