Zespół Laska i dziennikarze. Nie dzielić dziennikarzy

Zamknięte dla wielu redakcji spotkania zespołu Macieja Laska zamiast wyjaśniać sprawę katastrofy smoleńskiej, podgrzewają jedynie medialny spór – pisze dziennikarz „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 20.05.2013 18:55

Paweł Majewski

Paweł Majewski

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski KS Krzysztof Skłodowski

Prace nad powołaniem zespołu, który działając z ramienia rządu, ma objaśniać opinii publicznej raport komisji Millera i polemizować z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej hipotezami na temat katastrofy smoleńskiej, trwały wiele miesięcy. Mimo to w dniu startu nic nie było przygotowane, a zespół zaczyna od zera. Wciąż nie wiadomo, kto w Centrum Informacyjnym Rządu odpowiada za jego obsługę medialną, choć decyzja o powstaniu zespołu została podpisana ponad miesiąc temu.

Z kolei kontakt z Maciejem Laskiem lub jego współpracownikami jest utrudniony ze względu na ich pracę w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Na pytania dziennikarzy związane z katastrofą smoleńską mogą odpowiadać jedynie po godzinach pracy.

Jednak nie to jest największym problemem. Członkowie zespołu popełnili duży błąd wizerunkowy. Rozpoczęli pracę od spotkań z wybranymi dziennikarzami, a to wystawia ich na ataki o stronniczość i stawia barykadę, która utrudnia im realizację stawianych przed nimi zadań. Taka taktyka budzi także moje wątpliwości, choć należę do tej uprzywilejowanej grupy, która miała okazję już dwukrotnie (ostatnio w miniony czwartek) rozmawiać z ekspertami.

Co prawda w spotkaniach uczestniczą dziennikarze, którzy krytycznie odnosili się do niektórych ustaleń komisji Millera, ale sam fakt tworzenia ekskluzywnego grona z dostępem do informacji wywołuje złe skojarzenia, które nie mogą mieć miejsca w przypadku ciała, które ma prostować, a nie mnożyć kolejne domysły.

Można wierzyć członkom zespołu, że nie mieli złej woli i słabo orientują się na rynku medialnym. Ale brnięcie w formułę zamkniętych spotkań jest zachowaniem irracjonalnym, które pogłębia jedynie podziały, wzmaga nieufność i budzi podejrzliwość.
Nie ma nic złego w formule „off the record”. To codzienność w pracy polityków, urzędników i dziennikarzy, korzystna dla wszystkich uczestników tego typu spotkań.

Jednak byli członkowie komisji Millera powinni zdawać sobie sprawę, że oprócz przekładania na bardziej zrozumiały język wyników swoich prac muszą zmierzyć się z wieloma wątpliwościami, które narosły przez wiele miesięcy ich milczenia.

By dyskusja była pełna, musi mieć do niej dostęp każdy dziennikarz zajmujący się tematem. Dobieranie sobie rozmówców przez urzędników to odwrócenie logiki funkcjonowania systemu medialnego.

Nie jest tajemnicą, że w sprawie katastrofy smoleńskiej redakcje się podzieliły. Logikę często zastąpiła „wiara”, a argumenty merytoryczne zastąpiły argumenty polityczne.

Członkowie PKBWL podkreślają swoją niezależność i apolityczność. Jednak funkcjonują w obrębie resortu, którego zwierzchnik jest politykiem i został wyznaczony przez konkretną partię.

Także powołany niedawno zespół znajduje się w obrębie rządu, a nie w politycznej próżni. Jego członków oburzać mogą zarzuty utraty bezstronności, które formułują niektóre media. Mają do tego pełne prawo, skoro w ich mniemaniu dochowali zawodowej staranności. Nie mogą jednak zamykać oczu na rzeczywistość, w której funkcjonują. Każdy ma prawo do publicznej informacji. Jeśli zespół ma wyjaśniać wątpliwości, to musi odpowiadać na pytania. Ze wszystkich stron.

Prace nad powołaniem zespołu, który działając z ramienia rządu, ma objaśniać opinii publicznej raport komisji Millera i polemizować z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej hipotezami na temat katastrofy smoleńskiej, trwały wiele miesięcy. Mimo to w dniu startu nic nie było przygotowane, a zespół zaczyna od zera. Wciąż nie wiadomo, kto w Centrum Informacyjnym Rządu odpowiada za jego obsługę medialną, choć decyzja o powstaniu zespołu została podpisana ponad miesiąc temu.

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?