Dzisiejsze niedostatki unijnej polityki energetycznej, zarówno tej wewnętrznej, jak i zewnętrznej, nie sprzyjały wyeliminowaniu sytuacji, w której niektóre państwa Unii, uzależnione od jednego energetycznego dostawcy, takie jak Polska czy Litwa, są skazane na płacenie zawyżonych, dyktowanych przez monopolistę cen za gaz. W dobie kryzysu jest to szczególnie dotkliwe i skutkuje spowolnieniem wzrostu gospodarczego oraz utratą miejsc pracy w całej Unii, a dotyka szczególnie tych, którzy ponoszą konsekwencje dyktatu cenowego.
Cele dotychczasowego pakietu energetyczno-klimatycznego znajdują odzwierciedlenie w tzw. strategii 20-20-20, która zakłada, że do 2020 roku efektywność energetyczna w Unii Europejskiej ma wzrosnąć o 20 proc., przy jednoczesnym wzroście udziału odnawialnych źródeł energii o 20 proc. i redukcji emisji CO2 o tyleż samo. O ile cele dotyczące efektywności energetycznej, udziału odnawialnych źródeł energii oraz redukcji emisji CO2 są określone liczbowo i mają umocowanie w istniejących w prawie europejskim mechanizmach sprawczych systemowego stymulowania, wymuszania i sankcjonowania, o tyle konkurencyjność europejskiego rynku energii (czytaj: poziom cen) pozostaje tylko zadeklarowanym życzeniem. Nie jest ona opatrzona żadnymi mechanizmami sprawczymi ani określonym liczbowo, choćby orientacyjnie, celem. Konkurencyjna i dostępna energia jest zatem zadaniem sformułowanym w Unii Europejskiej, na razie, życzeniowo, tym samym nieskutecznie.
Brutalna rywalizacja
Dlaczego zatem, dla osiągnięcia równowagi w ramach owej triady celów, nie wyznaczyć w Unii docelowego zmniejszenia do 2020 roku cen energii także o 20 proc., analogicznie jak czyni się to w części klimatycznej, dotyczącej energii odnawialnej i emisji CO2? Ustanowiłoby to wówczas równowagę trzech celów i mechanizm presji na uruchomienie i egzekwowanie unijnego wolnego rynku energii oraz dywersyfikacji i demonopolizacji cen zewnętrznych. Mogłoby też dać w efekcie tak pożądane potanienie energii.
Proponuję korektę i zarazem zrównoważenie owej triady w moich poprawkach do raportu Parlamentu Europejskiego o wewnętrznym rynku energii, biorąc pod uwagę zwłaszcza to, że w 2012 roku unijna gospodarka płaciła średnio cztery do pięciu razy tyle za gaz co jej amerykański odpowiednik, a europejskie ceny energii wzrosły o rekordowe wśród rozwiniętych gospodarek 27 proc. w latach 2005 –2012. W tym samym czasie, naznaczonym przecież również przez wynikający ze spowolnienia gospodarczego malejący wzrost popytu, rachunki za energię dla europejskich odbiorców wzrosły o 14 proc. więcej niż za Atlantykiem. Jak w tej sytuacji geoenergetycznej Unia ma być konkurencyjna wobec USA i innych rosnących potęg gospodarczych, o niższych zdecydowanie cenach energii i nieczułych na apele o światową solidarność klimatyczną?
Pytanie to stawiają coraz donośniej przemysł, kręgi gospodarcze Unii, Parlament Europejski i w sposób oczywisty Polska. Sprawa ta zaczyna także docierać do świadomości konsumentów odczuwających bolesne skutki kryzysu. Nadchodzący szczyt Rady Europejskiej poświęcony energii jest na to spóźnioną, ale pozytywną odpowiedzią. Kryzys z energią w tle może stać się także jednym z kluczowych tematów w nadchodzącej unijnej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.
Konieczność wspólnego działania
Aby Unia Europejska mogła być gospodarczo konkurencyjna w ramach gospodarki światowej, w sytuacji znacznego i rosnącego uzależnienia od importu energii oraz wobec globalnej konkurencji o jej źródła, niewątpliwym priorytetem Unii, wręcz imperatywem, musi być działanie wspólne. Aby mieć szansę realizować wspólną europejską politykę energetyczną, o którą apelowałem w moim raporcie o bezpieczeństwie energetycznym już w 2007 roku, i której ważne elementy udało nam się w Parlamencie Europejskim włączyć do rozporządzenia gazowego, trzeba doprowadzić do sfinalizowania budowy konkurencyjnego i bezpiecznego rynku energii. Potrzebne po temu są wspólne: negocjacje, zakupy i infrastruktura.