Sierpniowy protest po raz kolejny budzi namiętności, rozpala spory. Rok temu dotyczyły one roli i znaczenia ekspertów, w tym kwestii strajkowego przywództwa. Obawiam się, że za kolejne 12 miesięcy będzie to (kompletnie ahistoryczna) dyskusja, czy protesty były dziełem Służby Bezpieczeństwa, czy też może KGB lub CIA...
Tegoroczną burzę rozpętała swą wypowiedzią Henryka Krzywonos. Ta sama, która jakiś czas temu protestowała przeciwko odebraniu jej miana osoby inicjującej strajk gdańskiej komunikacji. Rozpoczęło to medialną kampanię z udziałem głównego zainteresowanego Lecha Wałęsy, który uznał, że odbiera się mu pozycję lidera. W jej trakcie – po raz kolejny zresztą – fakty zeszły na dalszy plan. Warto je zatem przypomnieć.
Pierwszy protest
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że głównym organizatorem strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. był Bogdan Borusewicz. Bezpośrednim impulsem do jego zorganizowania było zwolnienie z pracy w stoczni (na pięć miesięcy przed osiągnięciem przez nią wieku emerytalnego) działaczki Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża Anny Walentynowicz. Protest organizował on w ścisłej tajemnicy. Początkowo oprócz niego (ze względów bezpieczeństwa) wiedzieli o nim tylko trzej młodzi stoczniowcy, będący współpracownikami WZZ Wybrzeża: Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński. Jak wspomina, Borusewicz przekonywał ich: „To jest kwestią czasu, że was zwolnią. Walczycie o siebie".
Strajk planowany początkowo na 13 sierpnia (środę) poprzedziła akcja ulotkowa i plakatowa. Kilka tysięcy ulotek (notabene bez informacji o planowanym proteście, lecz „jedynie" z apelem o wystąpienie w obronie Walentynowicz) wydrukowali Piotr Kapczyński (u Józefa Przybylskiego) oraz Anna Gadziałowska i Krzysztof Jankowski. Z kolei kilka plakatów z żądaniem przywrócenia do pracy Walentynowicz, podwyżki płac o tysiąc złotych oraz przyznania dodatku drożyźnianego wykonali Grzegorz i Tomasz Petryccy. W skład ekipy kolportującej ulotki weszli m.in.: Jan Karandziej, Mieczysław Klamrowski, Tomasz Wojdakowski czy Lech Zborowski.
To właśnie ze względu na konieczność wydrukowania ulotek i ich rozkolportowania Borusewicz zdecydował o przesunięciu rozpoczęcia protestu ze środy na czwartek. Tak na marginesie nie była to pierwsza próba zorganizowania w stoczni strajku, poprzednia zakończyła się niepowodzeniem, gdyż jak wspominała Alina Pienkowska: „na moście przy Stoczni przed pracą z rana nie było kolportażu".