Generał Borusewicz, kapral Wałęsa?

Zwycięstwo robotników w Sierpniu '80 było możliwe dzięki zaangażowaniu wielu osób, wszystkich nie sposób wymienić. O części z nich dzisiaj nikt już niestety nie pamięta – zauważa historyk.

Publikacja: 22.05.2013 19:31

Grzegorz Majchrzak

Grzegorz Majchrzak

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Red

Sierpniowy protest po raz kolejny budzi namiętności, rozpala spory. Rok temu dotyczyły one roli i znaczenia ekspertów, w tym kwestii strajkowego przywództwa. Obawiam się, że za kolejne 12 miesięcy będzie to (kompletnie ahistoryczna) dyskusja, czy protesty były dziełem Służby Bezpieczeństwa, czy też może KGB lub CIA...

Tegoroczną burzę rozpętała swą wypowiedzią Henryka Krzywonos. Ta sama, która jakiś czas temu protestowała przeciwko odebraniu jej miana osoby inicjującej strajk gdańskiej komunikacji. Rozpoczęło to medialną kampanię z udziałem głównego zainteresowanego Lecha Wałęsy, który uznał, że odbiera się mu pozycję lidera. W jej trakcie – po raz kolejny zresztą – fakty zeszły na dalszy plan. Warto je zatem przypomnieć.

Pierwszy protest

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że głównym organizatorem strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. był Bogdan Borusewicz. Bezpośrednim impulsem do jego zorganizowania było zwolnienie z pracy w stoczni (na pięć miesięcy przed osiągnięciem przez nią wieku emerytalnego) działaczki Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża Anny Walentynowicz. Protest organizował on w ścisłej tajemnicy. Początkowo oprócz niego (ze względów bezpieczeństwa) wiedzieli o nim tylko trzej młodzi stoczniowcy, będący współpracownikami WZZ Wybrzeża: Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński. Jak wspomina, Borusewicz przekonywał ich: „To jest kwestią czasu, że was zwolnią. Walczycie o siebie".

Strajk planowany początkowo na 13 sierpnia (środę) poprzedziła akcja ulotkowa i plakatowa. Kilka tysięcy ulotek (notabene bez informacji o planowanym proteście, lecz „jedynie" z apelem o wystąpienie w obronie Walentynowicz) wydrukowali Piotr Kapczyński (u Józefa Przybylskiego) oraz Anna Gadziałowska i Krzysztof Jankowski. Z kolei kilka plakatów z żądaniem przywrócenia do pracy Walentynowicz, podwyżki płac o tysiąc złotych oraz przyznania dodatku drożyźnianego wykonali Grzegorz i Tomasz Petryccy. W skład ekipy kolportującej ulotki weszli m.in.: Jan Karandziej, Mieczysław Klamrowski, Tomasz Wojdakowski czy Lech Zborowski.

To właśnie ze względu na konieczność wydrukowania ulotek i ich rozkolportowania Borusewicz zdecydował o przesunięciu rozpoczęcia protestu ze środy na czwartek. Tak na marginesie nie była to pierwsza próba zorganizowania w stoczni strajku, poprzednia zakończyła się niepowodzeniem, gdyż jak wspominała Alina Pienkowska: „na moście przy Stoczni przed pracą z rana nie było kolportażu".

Borusewicz rozmawiał również (oddzielnie) z Wałęsą. Przekonywał go, jak wspomina, „że powinien przyłączyć się, że powinien poprzeć". Ten jednak miał się wahać. Ostatecznie obaj ustalili, że Lech Wałęsa w momencie rozpoczęcia strajku przedostanie się na teren stoczni. Miał on bowiem ten atut, którego nie miała „trójka inicjatywna" – zdecydowanie większy od nich autorytet wśród robotników.

Przez płot

Zgodnie z ustaleniami protest (około 5.30) od rozwieszenia plakatów rozpoczęli Borowczak, Felski i Prądzyński. Pod nimi zaczęli gromadzić się pracownicy stoczni, którym wręczano ulotki. Jedna z trzech grup ulotkujących zaspała...

Wówczas jeszcze nie było powiedziane, że rozpoczyna się strajk, ale rosło wzburzenie stoczniowców. Jak wspominała Anna Walentynowicz, hasło do niego rzucił Borowczak, a „Koło godziny 10.00 przez płot dostał się na teren Stoczni [tak na marginesie o kilka godzin spóźniony – GM] Wałęsa i stanął na czele strajku, na czele Komitetu Strajkowego".

Jego skład się zmieniał, ostatecznie do KS weszli przedstawiciele wszystkich wydziałów stoczni, razem ponad 20 osób. Strajkujący sformułowali pierwsze postulaty: przywrócenie do pracy Walentynowicz i Wałęsy, wzniesienie pomnika ofiar Grudnia '70, podwyżka płac o 2 tysiące złotych, gwarancje bezpieczeństwa dla protestujących, zasiłki rodzinne w wysokości tych wypłacanych funkcjonariuszom Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa.

Rozpoczęły się negocjacje dyrekcji z komitetem strajkowym. Prym w nich wiódł Lech Wałęsa, wspierany od trzeciego dnia przez Bogdana Borusewicza, który – jak wspominał – nie odgrywał roli doradcy, lecz raczej obserwatora. „Usiadłem za Wałęsą i byłem" – wspominał po latach. Rozmowy były jawne, transmitowane przez zakładowy radiowęzeł. Zakończyły się po dwóch dniach (16 sierpnia) podpisaniem porozumienia, które wydawało się sukcesem stoczniowców.

Protestujący wywalczyli zgodę na przywrócenie do pracy Walentynowicz i Wałęsy (zwolnionego ze Stoczni Gdańskiej w 1976 r.), podwyżkę płac o 1500 złotych, specjalny dodatek drożyźniany oraz zgodę na umieszczenie tablicy ku czci poległych w Grudniu '70. Uczestnicy strajku otrzymali ponadto gwarancję bezpieczeństwa. Pozostałe postulaty (w kolejnych dniach i godzinach protestu doszły nowe) dyrekcja zobowiązała się przekazać odpowiednim władzom. Wałęsa (w imieniu Komitetu Strajkowego) ogłosił zakończenie strajku. Kiedy jednak stwierdził: „Zwyciężyliśmy!", usłyszał od jednego z kolegów: „Ch... żeś zwyciężył. Ty żeś przegrał!"

Kobiety ratują strajk

Taka reakcja wynikała z faktu, że w ciągu trzech dni sytuacja się zmieniła diametralnie – do protestu przyłączyły się kolejne, mniejsze niż Stocznia Gdańska zakłady pracy Wybrzeża, które bez jej wparcia znalazłyby się w trudnej sytuacji. Doskonale ujęła to Krzywonos: „Zdradziliście, zakończyliście strajk, nas wyduszą jak pluskwy".

Większość stoczniowców opuściła zakład. Jednak część z nich, około tysiąca osób, udało się, głównie dzięki zaangażowaniu Anny Walentynowicz, Aliny Pienkowskiej i Ewy Ossowskiej, zatrzymać w stoczni. Jak wspominała ta pierwsza: „Dobiegłyśmy do bramy nr 3 i tam próbowałam ludziom wytłumaczyć, że w obronie małych zakładów musimy teraz ogłosić strajk solidarnościowy. Nie słuchano mnie [...]. Rozpłakałam się. Alinka wskoczyła na beczkę i zaczęła mówić o konieczności wykazania solidarności z tymi, którzy nas poparli. Ktoś z tłumu zawołał: Ona ma rację [...]. I zamknięto bramę".

W tej sytuacji Wałęsa zmienił decyzję i ogłosił strajk solidarnościowy. Jak wspominał dyrektor stoczni Klemens Gniech: „Za jakiś czas [...] wraca do mnie i mówi: panie dyrektorze, w tej sytuacji strajkujemy dalej [...]. Podpisał się pod porozumieniem, ale potem, gdy go przekonali, że źle zrobił, to z ciężkim sercem zgodził się strajkować dalej".

21 postulatów

Zakończenie strajku w Stoczni Gdańskiej wywołało nieufność innych zakładów. Doskonale ilustruje to fakt, że w Gdańskiej Stoczni Remontowej Ossowską i Walentynowicz powitano okrzykami: „Zdrajcy!", „Łamistrajki!", a brama między oboma stoczniami została przez robotników z GSR zamknięta na kłódkę.

Mimo to jeszcze 16 sierpnia został utworzony Międzyzakładowy Komitet Strajkowy (pierwotnie nazwany Miejskim Komitetem Strajkowym). W skład MKS weszło 28 zakładów pracy. Na jego czele stanął Wałęsa (mimo formułowania pod jego adresem zarzutów za zakończenie strajku w stoczni), wiceprzewodniczącym został Bogdan Lis, a potem również Andrzej Kołodziej. W skład Prezydium weszli również m.in. Andrzej Gwiazda, Joanna Duda-Gwiazda, Henryka Krzywonos i Anna Walentynowicz – zresztą skład MKS w kolejnych dniach zmieniał się, był uzupełniany o przedstawicieli kolejnych protestujących zakładów z całego kraju (28 sierpnia liczył już ponad 600 osób).

To był już zupełnie inny strajk niż ten rozpoczęty dwa dni wcześniej. Zdawały sobie z tego zresztą doskonale sprawę władze. Nie przypadkiem właśnie 16 sierpnia w związku z trwającym kryzysem utworzono dwa specjalne sztaby.

W nocy z 16 na 17 sierpnia Międzyzakładowy Komitet Strajkowy sformułował 21 żądań (nazwanych później postulatami). O ich kolejności zdecydował Borusewicz, który (zmęczony) ich ustaleniem po prostu przespał. „Na pierwsze miejsce wysunąłem Wolne Związki Zawodowe. Skreśliłem punkt o wolnych wyborach, bo to było żądanie oddania władzy". Podstawowy był punkt 1: „Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych, wynikająca z ratyfikowanej przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącej wolności związkowych". Protestujący zdawali sobie sprawę, że bez autentycznej reprezentacji – której dotychczas nie mieli – wszelkie zdobycze strajkowe mogą okazać się tymczasowe, nietrwałe.

Robotnicy i ich doradcy

Rozpoczęte 23 sierpnia negocjacje MKS z komisją rządową nie były łatwe. Ważną w nich rolę odgrywali eksperci. Zwłaszcza utworzona 24 sierpnia Komisja Ekspertów, na której czele stanął Tadeusz Mazowiecki. W jej skład weszli: Bohdan Cywiński, Bronisław Geremek, Tadeusz Kowalik, Waldemar Kuczyński, Jadwiga Staniszkis i Andrzej Wielowieyski. Później dokooptowano do niej jeszcze Jerzego Stembrowicza. Strajkującym doradzali również doradcy niewchodzący w jej skład (np. Lech Kaczyński, Romuald Kukołowicz, Andrzej Stelmachowski czy Jan Strzelecki).

Przedstawiciele władz szybko zaakceptowali większość postulatów, głównie ekonomicznych i socjalnych. Głównym punktem spornym pozostawał punkt 1, czyli kwestia utworzenia wolnych związków zawodowych. Ostatecznie jednak dzięki uporowi strajkujących, a także „rozlaniu się" protestów robotniczych na cały kraj (ogarnęły one m.in. Górny Śląsk, „kolebkę" I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edwarda Gierka) komisja rządowa zmuszona była do ustępstw. Przywódcy PRL wybrali „mniejsze zło", za jakie uważali zawarcie porozumienia ze strajkującymi i zaakceptowanie niezależnych od siebie związków.

To niewątpliwe zwycięstwo robotników było możliwe dzięki zaangażowaniu wielu osób, wszystkich nie sposób w tym miejscu wymienić. O wielu z nich dzisiaj nikt niestety nie pamięta. A wracając do sporu o rolę Wałęsy i Borusewicza, najlepszym podsumowaniem wydają się słowa Krzysztofa Wyszkowskiego: „Szefem strajku był Lech Wałęsa, ale pomagało mu wiele osób [...]. To był zespół wiedziony jednym przekonaniem, jedną myślą".

I pozostaje tylko mieć nadzieję, że w przyszłości bohaterowie Sierpnia ewentualne spory będą toczyć podczas konferencji naukowych czy sesji wspomnieniowych, a nie w świetle kamer czy przed mikrofonami dziennikarzy często szukających sensacji, newsa, a nie prawdy. I że największy Polski powojenny sukces, jakim był Sierpień '80 i „Solidarność", nie będzie rozmieniany na drobne przez niepotrzebne kłótnie i awantury.

Autor jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN

Fragment zapisu rozmów przedstawicieli komitetu strajkowego z dyrekcją Stoczni Gdańskiej z dnia 16 sierpnia 1980 r. (nagranie udostępnione przez Marka Owsińskiego):

Klemens Gniech:

Ja w sprawie tego pana, który wszedł, ponieważ mamy umowę [niezrozumiałe zdanie]

Lech Wałęsa:

A więc od początku z panem Bogdanem Borusewiczem współpracowaliśmy. W związku z tym, że ja rzeczywiście już mam..., jestem tak zmęczony, że nie wszystkie rzeczy załatwiam, tak jak ludzie sobie życzyli, po prostu przegrywam sprawę poprosiłem żeby troszeczkę nam pomógł [gwar]

Klemens Gniech:

Ja proponuję przegłosować czy dopuszczamy do udziału w naszym posiedzeniu [gwar]

Lech Wałęsa:

Kto jest za tym, żeby ktoś mi pomógł? [gwar]

Formalnej decyzji w sprawie udziału Bogdana Borusewicza w negocjacjach nie została podjęta, gdyż pojawił się nowy wątek Stoczni im. Komuny Paryskiej...

Sierpniowy protest po raz kolejny budzi namiętności, rozpala spory. Rok temu dotyczyły one roli i znaczenia ekspertów, w tym kwestii strajkowego przywództwa. Obawiam się, że za kolejne 12 miesięcy będzie to (kompletnie ahistoryczna) dyskusja, czy protesty były dziełem Służby Bezpieczeństwa, czy też może KGB lub CIA...

Tegoroczną burzę rozpętała swą wypowiedzią Henryka Krzywonos. Ta sama, która jakiś czas temu protestowała przeciwko odebraniu jej miana osoby inicjującej strajk gdańskiej komunikacji. Rozpoczęło to medialną kampanię z udziałem głównego zainteresowanego Lecha Wałęsy, który uznał, że odbiera się mu pozycję lidera. W jej trakcie – po raz kolejny zresztą – fakty zeszły na dalszy plan. Warto je zatem przypomnieć.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?