Strach Platformy przed obywatelami. Pisze Piotr Ikonowicz

Samorządowcy z PO obrywają za efekty rządzenia Platformy nie tylko w Bytomiu czy Elblągu, ale w całym kraju. Kto jak kto, ale partia liberalna, która ma obywateli w nazwie, nie powinna ich mieć w nosie – pisze publicysta.

Publikacja: 25.06.2013 20:11

Piotr Ikonowicz

Piotr Ikonowicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Nasze miasto potrzebuje spokoju, rozwoju i dalszych zmian. Wszystkich mieszkańców Bytomia proszę o to, aby nie brali udziału w referendum – takie ogłoszenie, podpisane przez Piotra Koja, prezydenta Bytomia, ukazało się w lokalnej prasie. Uzasadniając swój kuriozalny apel, prezydent z Platformy Obywatelskiej określał inicjatywę referendum „polityczną awanturą”. W jej wyniku stracił stanowisko.

Pamiętam, że sam uczestniczyłem w pierwszym zorganizowanym przez Stowarzyszenie Młodzi Socjaliści proteście przeciw Kojowi, kiedy ten postanowił rozwiązywać problem mieszkań socjalnych dla eksmitowanych, wznosząc osiedle kontenerowe, na długo przed referendum, w którym został on odwołany.

Żelazna miotła

Przez lata przepis mówiący o tym, że można odwołać władzę samorządową na drodze referendum, pozostawał martwy. Niemożliwe okazywało się namówienie mieszkańców do licznego w nim udziału i osiągnięcie frekwencji na przewidzianym ustawą poziomie. Półmetek kadencji w całym kraju przyniósł wysyp wniosków referendalnych. Od początku tego roku niemal w każdą niedzielę mieszkańcy którejś z polskich gmin głosowali nad odwołaniem wójta, burmistrza czy prezydenta. Te, których wynik jest ważny, można policzyć na palcach.

Władza samorządowa była więc niezależna nie tylko od rządowej centrali, ale i od samych mieszkańców, i wobec powszechnej apatii nie tylko nie można jej było ukarać, ale zwykle była ponownie wybierana i to po wielokroć. Następowała jej stopniowa oligarchizacja. W wielu miejscowościach, zwłaszcza tych dotkniętych wysoką stopą bezrobocia, stawała się głównym pracodawcą. Los tysięcy rodzin zależał więc od jej podtrzymywania. Praca na stanowisku woźnej w szkole po referentów w urzędzie zależała właśnie od ciągłości tej władzy.

Zmiana oznaczała, że żelazna miotła głodnego wpływów i stanowisk rywala wymiecie tych, którzy zapewnili sobie spokojną, stabilną egzystencję na samorządowych posadach. Jednocześnie budżet samorządowy był wydawany zwykle bardziej z myślą o kolejnych wyborach niż o racjonalnym, efektywnym zaspokajaniu potrzeb mieszkańców.
Stąd zadłużanie samorządowych budżetów na wielkie, spektakularne inwestycje często ponad stan, takie jak stadiony, baseny, wielkie, okazałe biblioteki (często pozbawione równie okazałych księgozbiorów). Istne pomniki urzędującego prezydenta, burmistrza czy wójta. Złośliwi twierdzili nawet, że rotacja na samorządowych szczytach władzy jest w Polsce mniejsza niż w Biurze Politycznym Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.
Co się zatem stało, że niemożliwe stało się możliwe? Po Bytomiu przyszła kolej na Ostródę. Zanim go odwołano, blokowano drogi. I tu charakterystyczne są zarzuty i postulaty mieszkańców. Organizatorzy pikiet zarzucali burmistrzowi Olgierdowi Dąbrowskiemu prowadzenie chybionej polityki inwestycyjnej. Chcieli, by zamiast amfiteatru czy budowy stadionu miasto zbudowało przejazd nad torami czy kanalizację.

Do odwołania burmistrza wystarczył udział 3/5 liczby tych, którzy brali udział w jego wyborze, to jest 2816 osób, tymczasem do urn poszły 8173 osoby, czyli prawie 300 proc. tej liczby. Mieszkańcy Lewina Kłodzkiego odwołali swojego wójta, ponieważ byli niezadowoleni z braku koncepcji rozwoju gminy i prowadzonej przez Henryka Szczypkowskiego polityki inwestycyjnej.

Wredna opozycja

Po wakacjach w całej Polsce zapowiada się wysyp referendów o odwołanie dotychczasowych władz samorządowych. Finiszuje ze zbieraniem podpisów Łódź. Prezydent Hannę Zdanowską z PO chce odwołać grupa kilkunastu osób. Mówią, że brakuje im tylko 6 tys. podpisów. Nowość to referendum w Olsztynie. Prezydenta Piotra Grzymowicza z PSL chce odwołać Ruch Palikota. O referendach mówi się też m.in. we Włocławku, w Płocku, w Sopocie – przeciwko Jackowi Karnowskiemu z PO, w Jeleniej Górze – przeciwko związanemu z PO Marcinowi Zawile, w Pułtusku, Gostyninie, Wyszkowie, Ornecie.

Punktem przełomowym wydaje się udane referendum odwołujące prezydenta Elbląga. W głosowaniu w sprawie odwołania przed końcem kadencji prezydenta Grzegorza Nowaczyka oddano 23 970 ważnych głosów, w tym 23 087 za jego odwołaniem. Minimalna liczba głosujących potrzebna do ważności tego referendum wynosiła 18 242 osoby. Czarę goryczy mieszkańców przelała, wzorowana na Gdańsku, podwyżka czynszów komunalnych o 100 proc.

Zamiast rozwiązywać istotne problemy społeczne, prezydent miasta skupiał się na kolejnej bizantyjskiej, niekoniecznie potrzebnej budowie aquaparku. Miasto jest biedne, bezrobocie wysokie, knajpy i ogródki piwne wyludnione, a prezydent funduje miastu drogą inwestycję, której zresztą nie ma szans dokończyć. Efekt murowany. Ludzie już tego nie kupują. Zrozumiał to nawet sam premier Donald Tusk, który w końcu stwierdził, że gdyby był elblążaninem, sam głosowałby za odwołaniem prezydenta z PO.

Jednak rządowi propagandyści i liberałowie starają się przedstawiać przetaczające się przez kraj referenda jako wynik zaostrzającej się walki politycznej i partyjne rozgrywki, z góry zakładając, że protestujący i głosujący mieszkańcy są ofiarami manipulacji partii opozycyjnych, a nie podmiotem tego procesu. Zdaniem Aleksandra Smolara z Fundacji Batorego za częścią akcji referendalnych stoją politycy, bo chcą osłabić PO przed wyborami.

W jakiejś mierze Aleksander Smolar ma rację. Ale to nie politycy, lecz mieszkańcy idą do urn i wyrażają swoje niezadowolenie z powodu pogarszającej się sytuacji materialnej i socjalnej. Samorządowcy z PO obrywają za efekty rządzenia Platformy nie tylko w Bytomiu czy Elblągu, ale w całym kraju. Kto jak kto, ale partia liberalna, która ma obywateli w nazwie, nie powinna ich mieć w nosie. Stąd obywatelskie przebudzenie jest procesem dojrzewania demokracji, któremu trzeba stawić czoła, podtrzymywać, a nie zbywać uwagami o grze partyjnej, która wszakże jest właśnie solą demokracji.

Opowiadanie o tym, że za wszystkim stoi wredna opozycja, to retoryka, która bardziej pasowałaby do „władzy ludowej” i PRL niż do partii, która szczyci się swym demokratycznym rodowodem.

Wbrew wielu urzędowym optymistom nie uważam polskiego systemu samorządności lokalnej za pasmo sukcesów. Nie tylko z powodu arogancji lokalnej władzy, korupcji, lokalnych układów gospodarczo-samorządowo-biznesowych czy wręcz mafijnych, gdzie nierzadko lokalny bogacz trzęsie wszystkim od ratusza po prokuraturę, policję i sądy. Ale także z powodu chybionych rozwiązań systemowych, takich jak kosztowne i nikomu niepotrzebne powiaty.

Ostatnio widać to było na przykładzie Gorzowa, gdzie po to, by ocalić powiat przed bankructwem i likwidacją, starosta konsekwentnie odmawia pielęgniarkom ze szpitala w Kostrzynie wypłaty zaległych rocznych wynagrodzeń. Zbędne jest także utrzymywanie udzielnych księstw w postaci sejmików samorządowych urzędów marszałkowskich powielających zadania wojewodów. Chory jest system, w którym na samorządy nakłada się coraz to nowe zadania bez przydzielenia adekwatnych środków czy udziału w podatkach.

Kiedy burmistrz Ursynowa Piotr Guział poprosił mnie, abym wraz z czternastoma innymi osobami wystąpił o odwołanie pani prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, zrobiłem to bez wahania.

Powstrzymać aktywność

Od ponad dziesięciu lat nie jestem politykiem, tylko działaczem społecznym. Codziennie próbuję ratować warszawskie rodziny przed skutkami neoliberalnej, bezdusznej i szkodliwej polityki warszawskiego ratusza. W ośrodkach pomocy społecznej na warszawskiej Pradze zabrakło środków nie tylko na zasiłki socjalne, ale nawet pogrzebowe. Miasto eksmituje na potęgę i pod byle pretekstem zubożałych lokatorów, chociaż utrzymuje 4,3 tysiąca pustostanów.

Arogancja urzędników sięgnęła zenitu. A pieniądze wydaje się głównie na igrzyska, zamiast na zaspokojenie takich elementarnych potrzeb mieszkańców jak centralne ogrzewanie, toaleta w każdym mieszkaniu, przedszkola, żłobki itp. Podwyżka cen biletów komunikacji, pierwsza z zapowiedzianej serii, sprawia, że istotnym problemem staje się dojazd do nisko płatnej pracy. Lista grzechów pani prezydent dotyczy przede wszystkim złej polityki finansowej, co dziwi tym bardziej u osoby, która kierowała Narodowym Bankiem Polskim.

Miasto jest nadmiernie zadłużone, bo pani prezydent szasta pieniędzmi, aspirując do grona europejskich metropolii. Tunel metra pod Wisłą zamiast tańszego wiaduktu czy dofinansowanie stadionu Legii wykorzystywanego przez prywatną spółkę to tylko wierzchołek góry lodowej.

Platforma Obywatelska od dłuższego już czasu z rosnącym przerażeniem obserwuje referendalną aktywność obywateli. Stąd zachowującego jeszcze wysokie wskaźniki popularności prezydenta Bronisława Komorowskiego obarczyła niewdzięczną misją powstrzymania tej ofensywy oddolnej demokracji. Najwyższą władzą na szczeblu lokalnym jest wspólnota samorządowa, czyli ogół dorosłych mieszkańców, który sprawuje ją bezpośrednio w drodze referendum. I tę właśnie władzę postanowił ograniczyć prezydent, zgłaszając zmianę w prawie podnoszącą próg frekwencji, od którego zależy ważność referendum odwołującego organ władzy samorządowej.

Dotychczas wystarczyło, że w referendum weźmie udział 60 proc. wyborców, którzy brali udział w wyborze odwoływanego prezydenta, burmistrza wójta czy rady. Komorowski chce podnieść ten próg do 100 proc., co zwłaszcza w dużych miastach praktycznie zablokuje możliwość odwoływania samorządowców.

Kiedy wraz z „Majorem” z Pomarańczowej Alternatywy Waldemarem Fydrychem i posłem Ryszardem Kaliszem zorganizowaliśmy konferencję prasową w tej sprawie przed Pałacem Prezydenckim, byliśmy pewni, że zdołamy chociaż wywołać na ten temat publiczną debatę. Jednak mimo obecności kamer i dziennikarzy informacja ta została zablokowana w mediach. W myśl zasady: władzy raz zdobytej…

Autor jest działaczem społecznym. W latach 80. był działaczem „Solidarności”, następnie współtwórcą odrodzonej PPS. W latach 1993–1997 był posłem wybranym z listy SLD, w roku 2011 został doradcą Ruchu Palikota

Nasze miasto potrzebuje spokoju, rozwoju i dalszych zmian. Wszystkich mieszkańców Bytomia proszę o to, aby nie brali udziału w referendum – takie ogłoszenie, podpisane przez Piotra Koja, prezydenta Bytomia, ukazało się w lokalnej prasie. Uzasadniając swój kuriozalny apel, prezydent z Platformy Obywatelskiej określał inicjatywę referendum „polityczną awanturą”. W jej wyniku stracił stanowisko.

Pamiętam, że sam uczestniczyłem w pierwszym zorganizowanym przez Stowarzyszenie Młodzi Socjaliści proteście przeciw Kojowi, kiedy ten postanowił rozwiązywać problem mieszkań socjalnych dla eksmitowanych, wznosząc osiedle kontenerowe, na długo przed referendum, w którym został on odwołany.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska