Nasze miasto potrzebuje spokoju, rozwoju i dalszych zmian. Wszystkich mieszkańców Bytomia proszę o to, aby nie brali udziału w referendum – takie ogłoszenie, podpisane przez Piotra Koja, prezydenta Bytomia, ukazało się w lokalnej prasie. Uzasadniając swój kuriozalny apel, prezydent z Platformy Obywatelskiej określał inicjatywę referendum „polityczną awanturą”. W jej wyniku stracił stanowisko.
Pamiętam, że sam uczestniczyłem w pierwszym zorganizowanym przez Stowarzyszenie Młodzi Socjaliści proteście przeciw Kojowi, kiedy ten postanowił rozwiązywać problem mieszkań socjalnych dla eksmitowanych, wznosząc osiedle kontenerowe, na długo przed referendum, w którym został on odwołany.
Żelazna miotła
Przez lata przepis mówiący o tym, że można odwołać władzę samorządową na drodze referendum, pozostawał martwy. Niemożliwe okazywało się namówienie mieszkańców do licznego w nim udziału i osiągnięcie frekwencji na przewidzianym ustawą poziomie. Półmetek kadencji w całym kraju przyniósł wysyp wniosków referendalnych. Od początku tego roku niemal w każdą niedzielę mieszkańcy którejś z polskich gmin głosowali nad odwołaniem wójta, burmistrza czy prezydenta. Te, których wynik jest ważny, można policzyć na palcach.
Władza samorządowa była więc niezależna nie tylko od rządowej centrali, ale i od samych mieszkańców, i wobec powszechnej apatii nie tylko nie można jej było ukarać, ale zwykle była ponownie wybierana i to po wielokroć. Następowała jej stopniowa oligarchizacja. W wielu miejscowościach, zwłaszcza tych dotkniętych wysoką stopą bezrobocia, stawała się głównym pracodawcą. Los tysięcy rodzin zależał więc od jej podtrzymywania. Praca na stanowisku woźnej w szkole po referentów w urzędzie zależała właśnie od ciągłości tej władzy.
Zmiana oznaczała, że żelazna miotła głodnego wpływów i stanowisk rywala wymiecie tych, którzy zapewnili sobie spokojną, stabilną egzystencję na samorządowych posadach. Jednocześnie budżet samorządowy był wydawany zwykle bardziej z myślą o kolejnych wyborach niż o racjonalnym, efektywnym zaspokajaniu potrzeb mieszkańców.
Stąd zadłużanie samorządowych budżetów na wielkie, spektakularne inwestycje często ponad stan, takie jak stadiony, baseny, wielkie, okazałe biblioteki (często pozbawione równie okazałych księgozbiorów). Istne pomniki urzędującego prezydenta, burmistrza czy wójta. Złośliwi twierdzili nawet, że rotacja na samorządowych szczytach władzy jest w Polsce mniejsza niż w Biurze Politycznym Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.
Co się zatem stało, że niemożliwe stało się możliwe? Po Bytomiu przyszła kolej na Ostródę. Zanim go odwołano, blokowano drogi. I tu charakterystyczne są zarzuty i postulaty mieszkańców. Organizatorzy pikiet zarzucali burmistrzowi Olgierdowi Dąbrowskiemu prowadzenie chybionej polityki inwestycyjnej. Chcieli, by zamiast amfiteatru czy budowy stadionu miasto zbudowało przejazd nad torami czy kanalizację.