Gdy w raszyńskim markecie ogorzały tubylec o miejscowym zaśpiewie rzuca córce dumne: Co ty, ze wsi jesteś? – to widzisz właśnie osobnika, który najliczniej po wojnie zasiedlił stolicę. Zrodziła go piaszczysta ziemia byłego, rosyjskiego zaboru. Miasto wessało obrzeża. Po Powstaniu 1944 nie wszyscy wrócili w warszawskie gruzy. Z Wrocławia, Szczecina, Krakowa, Polanicy Zdroju czyli z prowincji. Do stolicy gruchnął za to masą okoliczny i nieco dalszy lud. Wzniósł Mariensztat i wielką płytę.

Wymyślił archetyp słoika. Czyli pierwowzór okazów w rodzaju Lisa z Lisową, Beaty Tadli, Kory, Durczoka, Jandy, Stenki, Zapendowskiej, Steczkowskiej, a nawet Maryli Rodowicz. Słoików jak Tusk, Sikorski, Zdrojewski, Rostowski, Szumilas, Kwiatkowski. Jak słoików legiony. Nie wiadomo, czy naprawdę aż tak zdolnych i cudnych, a jednak często zdolniejszych, pracowitszych, lepiej wykształconych, zamożniejszych, bardziej przebojowych i wpływowych od tych, którzy mają im to za złe.

Wnuk murarza Mariensztatu z Kobyłki lub spod Kielc i wnuczka ślusarza klepiącego Syrenki rodem z Wołomina patrzą dziś krzywym okiem na wnuków warszawiaka z Wrocławia albo doktora własnego dziadka z Bodzentyna, którzy pomykają niezłymi autkami na Wigilię do swoich. Po weekendzie burżujskie słoiki wracają obładowane. Żeby ich za to kochać, trzeba byłoby fruwać, a Miasto Aniołów to jest, ale w USA.

Słoiki świata ściąga Nowy Jork. Prawem metropolii. Dzięki przyjezdnym Warszawa też ma szansę stać się metropolią. Do reszty, stolica jest dla wszystkich. Jak Berlin, Paryż, Moskwa, Rio. W Genewie i Brukseli miejscowemu także przez to trudniej dopchać się do roboty w tych najwyższych wieżowcach, jednak stołeczności – zgody na większą konkurencję - powojenni lokatorzy Warszawy muszą się w końcu nauczyć.