Pewien francuski lotnik z okresu drugiej wojny światowej (co odnotował Mieczysław Grydzewski w „Wiadomościach") po powrocie z lotu bojowego nad Francją zaczął strasznie kląć i groził, że przestanie walczyć. Zapytany o powód powiedział: mój zapał patriotyczny doprowadził mnie do absurdu; bombardowaliśmy dzisiaj zakłady przemysłowe, których jestem akcjonariuszem.
Podobnie do opisanej sytuacji mają się dzisiaj sprawy w Polsce; akcjonariusze ojczyzny, niepomni tragicznych losów własnego narodu, w pogardzie mają mechanizmy demokracji, manipulując nimi w imię własnych, wydumanych ideologii, kariery czy partykularnych interesów. I to, moim zdaniem, doprowadzić nas może do kolejnej katastrofy. Bo katastrofą nie tylko jest wojna. Katastrofą dla narodu jest także chaos. Brak punktu odniesienia, zawieszenie w przestrzeni nie wiadomo z jakiego powodu i po co. Systematyczne wykpiwanie wszelkich wartości, które ochroniły naszą państwowość; laicyzacja, deprecjacja wiary (nie tylko katolickiej), manipulacja pojęciem patriotyzmu, honoru, szacunku dla słowa powszechnie dzisiaj brutalizowanego i zwulgaryzowanego – wzmacniają poczucie bezsensu i bezradności, a knajackie wręcz poczynania współplemieńców spod znaku ryby mają się nijak do szlachetności tego symbolu.
Nie sposób wręcz wyobrazić sobie dzisiaj, że w listach do Delfiny Potockiej tak mógł kiedyś pisać o Polsce Zygmunt Krasiński: „Polska była w XVI wieku i na początku XVII najświetniejszym krajem w Europie pod względem umysłowej dyskusji, wolności druku, śmiałości filozoficznej – tym, czym Niemcy i Francja dziś. Wszyscy prześladowani, skoro się dotknęli ziemi polskiej, byli bezpieczni i uniwersytety polskie słynęły jako pierwsze w świecie. (...) wszystko, co dziś najśmielsze umysły Zachodu mówią, dowodzą, pragną, czy to prawdą, czy też błędem jest, już w XVI wieku Polska mówiła, oznajmiała, dyskutowała". Dziś wszyscy bombardujemy nasze państwo. Nie ma sensu dowodzić tej tezy, wydzierać się na puszczy na wyznawców poglądów i przekonań, że ich mniemania wyrosły na drożdżach merytorycznych dyskusji, argumentacji czy logiki. Współczesny Polak to typ emocjonalny, skłonny prędzej oddać życie, niż przyznać się do tego, że jego przekonania to herezje niewytrzymujące konfrontacji z faktami. Tak jest od dawien dawna, o czym już w jakimś felietonie wspomniałem.
Dzisiaj do „wojen wyznaniowych" (wierzę w Tuska, nienawidzę Kaczyńskiego – wierzę w Kaczyńskiego, nienawidzę Tuska) dołączyły poruta i chamstwo.
Pani dyrektor teatru z Poznania (przypomnę) ordynarnym słowem nazywa papieża, bez pardonu pisze się o księżach, że są zboczeńcami, stawia wszystkich w jednym szeregu, poszczególne przypadki wpisując w regułę. Sutanna w odpowiedzi czyni wykład o wydzielinie z pochwy czy odbytu. Naród zwariował. Staliśmy się przaśni i straszni. Być może z upojenia wolnością nie tylko słowa, której od wieków nam zabraniano. Pchli czy diabli taniec zatuptuje historię, niszczy wspaniałe jej karty.