Gorzej niż za Piłsudskiego

Sztuczny, cukierkowy i nierealny świat III RP musi wywołać ostry sprzeciw. ?A wtedy łatwo ustawić kontrast: ?po jednej stronie zadowoleni Polacy, ?po drugiej oszołomy, pokrzykujące ?coś o „Bolku" i o tym, że w Rosji zamordowano jakiegoś prezydenta ?– pisze publicysta.

Publikacja: 06.06.2014 01:42

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

To już 25 lat odrodzonej Polski. Nigdy w ponad tysiącletniej historii państwowości polskiej nasz kraj nie był w tak dobrej sytuacji" – napisał w środę na Twitterze pracownik Kancelarii Premiera Konrad Niklewicz. Wpis ten jest charakterystyczny dla tego byłego dziennikarza „Gazety Wyborczej", wychwalającego władzę bez zachowania choćby pozorów umiaru, ale i dla całego środowiska, które reprezentuje.

Brakuje imponderabiliów

Tromtadracja Niklewicza może się wydać jawnie absurdalna, ale po przeciwnej stronie znajduje równie radykalną odpowiedź: III Rzeczpospolita jest jedną wielką porażką, nie udało się nic, a państwo za moment się zawali. Tym razem prawda nie leży pośrodku, bo III RP jest istotnie bardziej porażką niż sukcesem. Skalą porównawczą nie powinien być stan z roku 1989. Po ten punkt odniesienia najchętniej sięgają apologeci obecnego status quo, co zresztą nie dziwi. Łatwo jest się zachwycać tym, że po 25 latach jest parę tysięcy kilometrów autostrad, jesteśmy w NATO i UE, i możemy paszporty trzymać w domu. Tyle że to nie sukces, ale oczywistość. Jeszcze większy byłby nasz tryumf, gdyby za punkt odniesienia przyjąć czasy Bolesława Krzywoustego.

Punktu odniesienia powinniśmy raczej szukać w naszych własnych (no dobrze, naszych pradziadów) osiągnięciach z międzywojennego dwudziestolecia.

Na tym tle, przy zachowaniu proporcji, III RP wypada bardzo blado. II Rzeczpospolita, łącząc trzy zabory, była w stanie zrealizować olbrzymie i ambitne projekty, takie jak połączenie sieci kolejowych, Gdynia czy Centralny Okręg Przemysłowy – bez grosza dotacji z Unii Europejskiej. Potrafiła stworzyć sprawny aparat administracji, wprowadzić mocną walutę, ale także – co ogromnie ważne – oprzeć działanie państwa na etosie służby. To imponderabilia, których III RP dramatycznie brakuje.

Jasne, nie była II Rzeczpospolita rajem na ziemi. Były i korupcja, i nepotyzm, i skleroza elity rządzącej, zwłaszcza po śmierci Marszałka. Ale przy wszystkich tych wadach III Rzeczpospolita na tle II RP jest karłem – jej osiągnięcia w nieporównywalnie korzystniejszych warunkach są skromniejsze, jej wady znacznie poważniejsze.

Przekleństwo ?plemiennego podziału

II RP miała problem z mniejszościami narodowymi czy w stosunkowo skromnej skali z ideologiczną, antypaństwową dywersją. III RP ma problem znacznie poważniejszy, który właśnie 4 czerwca widać było jak na dłoni: mimo etnicznej homogeniczności od paru już lat zamieszkują ją trzy plemiona. Jest plemię „fajnopolaków", które świętowało właśnie „najlepszą sytuację Polski od tysiąca lat"; jest plemię wykluczonych, którzy wszystkie wady widzą w postaci zwielokrotnionej nierzadko za sprawą osobistych problemów, a nawet jeśli osiągnęli osobisty sukces, mają świadomość, że ich zastrzeżenia, poglądy, uwagi do III RP nie są uwzględniane w najmniejszym stopniu; jest wreszcie, największe może, plemię tych, którzy mają wszystko gdzieś i dążą do jednego: jak najprędzej wyjechać na stałe do takiego kraju, w którym będą mogli normalnie żyć.

Na sentymentach „fajno-Polaków" grać łatwo, bo to grupa cierpiąca na ogromne kompleksy i sycąca się czczymi pochwałami

Przy okazji uroczystości 25-lecia częściowo wolnych wyborów ujawnia się ze zdwojoną siłą przekleństwo plemiennego podziału. Postarajmy się choć przez moment popatrzeć na tę rocznicę i towarzyszące jej wydarzenia bez emocji.

Po pierwsze – choć przyjazd Baracka Obamy nie oznacza jeszcze przełomu w relacjach Ameryki z naszą częścią Europy, to na pewno jest istotnym zdarzeniem. Obama przybywa do Polski przed rocznicą lądowania w Normandii, kiedy także symboliczne wsparcie dla naszego bezpieczeństwa jest istotne – choć niewystarczające. Szału oczywiście nie ma – obiecany (pod warunkiem zgody Kongresu, o którą może być trudno) miliard dolarów na obronność to śmieszne pieniądze, ale w kontekście zdarzeń na Ukrainie mamy znaczną zmianę w stosunku do stanowiska Obamy wobec Rosji i Europy Środkowej z jego pierwszej kadencji. To Polska została wybrana na przedstawiciela regionu, to tu po raz pierwszy Obama spotyka się z nowym prezydentem Ukrainy. Taka sytuacja może być wstępem do korzystnego dla nas przebiegu szczytu NATO w Walii, a w planie bardziej strategicznym – może dać impuls dla rozbudzenia na nowo stosunków transatlantyckich. Może, choć nie musi. Dlatego zbyt duży entuzjazm nie jest wskazany.

Po drugie – choć III RP nie jest wielkim sukcesem, to jednak przypominanie o tym, że polskie kontraktowe wybory poprzedziły zmiany w innych państwach bloku, leży zwyczajnie w naszym interesie. To powinien być element polityki historycznej. Od dawna symbolem zmian było zburzenie muru berlińskiego, Polska pozostawała w jego cieniu. Powinno nam zależeć na tym, żeby to polski symbol, jakkolwiek obarczony wadami, wyszedł na pierwszy plan i tegoroczne uroczystości taką szansę stwarzały.

Teoretycznie. Bo w praktyce byliśmy świadkami zmarnowania wielkiej okazji. Żadna ze stron konfliktu nie jest już w stanie wyjść z ograniczeń plemiennej logiki, przy czym większa za to odpowiedzialność spoczywa na rządzących. To od nich zależało, w jaki sposób uroczystości zostaną zorganizowane, jaka będzie ich oprawa medialna, kto znajdzie się w pierwszych rzędach. I nie ma najmniejszej wątpliwości, że całość została wprzęgnięta w mechanizm napędzania konfliktu pomiędzy „fajnopolakami" a „malkontentami". Na sentymentach tych pierwszych szczególnie łatwo grać, bo to grupa żywiąca ogromne kompleksy i sycąca się łatwo czczymi pochwałami.

Niezaproszeni krytycy rządu

Spójrzmy na konkrety. Na pierwszym planie bryluje Lech Wałęsa – postać dla świata symboliczna, w Polsce będąca także symbolem, ale dziś niestety bardziej walki o zatarcie nieciekawej przeszłości wielu konfidentów. Wałęsy oczywiście pominąć nie było można i byłoby to wobec niego niesprawiedliwe. Ale przecież nie tym kierowali się rządzący, przemianowując po cichu Nagrodę „Solidarności" na Nagrodę „Solidarności" im. Lecha Wałęsy. Ten zabieg jest spójny z taktyką ustawiania Wałęsy jako jedynego sprawcy upadku komunizmu, kosztem tysięcy zwykłych działaczy, którzy dziś są na marginesie.

Nie przypadkiem w kapitule nagrody umieszczono Henrykę Krzywonos, trzeciorzędną działaczkę związków zawodowych, której główną zasługą było to, że kilka lat temu ustawiła się w opozycji do PiS. Do dziś korzysta z konfitur, które z tego wynikły. Na obchody nie zaproszono przedstawicieli dzisiejszej „Solidarności", bo dla krytyków rządu nie ma tam miejsca. Próżno szukać w kręgu osób honorowanych przy okazji 25-lecia takich ludzi, jak Kornel Morawiecki czy małżeństwo Gwiazdów. Oni zresztą, nawet gdyby zostali zaproszeni, najpewniej zaproszenia by nie przyjęli, ale to także jest konsekwencją decyzji rządzących, którzy dopiero co zdecydowali, żeby zdrajcę polskiego interesu pochować z najwyższymi honorami. I którzy swoją opowieść o III RP ustawili na poziomie absurdalnego zachwytu, a priori wykluczając wszystkich krytyków – nie tylko tak radykalnych jak Gwiazdowie, ale nawet umiarkowanych.

W oficjalnej opowieści o tych 25 latach nie ma miejsca na sceptycyzm ani historyczny, ani dotyczący czasów dzisiejszych. Nadal obowiązuje wersja, że nie było alternatywy ani dla programu politycznego opartego na nierozliczaniu komunistów, ani dla brutalnego programu gospodarczego. Nie może być mowy o agenturze w „Solidarności" ani tym bardziej o niechlubnej karcie z życiorysu Wałęsy. Nie ma Gwiazdów i Walentynowicz, jest Krzywonos.

W opisie rzeczywistości III RP nie istnieją ani kolejne afery, ani korupcja, ani głodujący emeryci, ani niszczone przez skarbówkę firmy, ani sypiąca się służba zdrowia, ani podejrzane przetargi. Jeśli już w ogóle się o tym niechętnie wspomina, to są to „incydenty", „detale", a całość funkcjonuje znakomicie. Nie ma skandalicznie prowadzonego śledztwa w sprawie Smoleńska, tak jak nie ma w stolicy pomnika ofiar katastrofy. Te wszystkie zjawiska nie istnieją.

Usłużni komentatorzy

To oczywiście zaplanowana strategia. Ten sztuczny, cukierkowy i nierealny świat III RP musi po przeciwnej stronie wywołać ostry sprzeciw, a wtedy łatwo ustawić kontrast: po jednej stronie zadowoleni, dumni i spełnieni Polacy, po drugiej oszołomy pokrzykujące coś o „Bolku" i o tym, że w Rosji zamordowano jakiegoś prezydenta.

Czy jest w tym wszystkim miejsce na interes państwa? Bynajmniej. Jeśli jest on w jakimś niewielkim stopniu realizowany – na przykład za sprawą wizyty prezydenta Obamy – to tylko przy okazji. Na pierwszy plan wysuwa się wizerunkowa korzyść Tuska i Komorowskiego. Dodajmy do tego usłużnych komentatorów, którzy normalne wydarzenie dyplomatyczne obłudnie i fałszywie usiłują przedstawić jako potwierdzenie przez wielkich tego świata, że III RP jest wspaniała i pozbawiona wad. Odpowiedź drugiej strony, choć sprowokowana, jest równie szkodliwa: skoro Obama przyjechał „do Tuska i Komorowskiego", to zdyskredytujmy wizytę amerykańskiego prezydenta i jego samego. Niemądre to i krótkowzroczne.

To bardzo gorzka rocznica. Od lat kręcimy się w powolnym, usypiającym chocholim tańcu.

Nic nie słysom, nic nie słysom,

ino granie, ino granie,

jakieś ich chyciło spanie...?!

Autor jest publicystą tygodnika „W Sieci"

To już 25 lat odrodzonej Polski. Nigdy w ponad tysiącletniej historii państwowości polskiej nasz kraj nie był w tak dobrej sytuacji" – napisał w środę na Twitterze pracownik Kancelarii Premiera Konrad Niklewicz. Wpis ten jest charakterystyczny dla tego byłego dziennikarza „Gazety Wyborczej", wychwalającego władzę bez zachowania choćby pozorów umiaru, ale i dla całego środowiska, które reprezentuje.

Brakuje imponderabiliów

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?