Alibaba wejdzie na giełdę w Nowym Jorku, nie w rodzinnym Hong Kongu. Stanie się tak, ponieważ kierownictwo chce zachować prawo do ostatecznego decydowania o losach firmy, a nie oddać całą władzę w ręce akcjonariuszy. Tego nie można zrobić w Chinach, za to ten typ akcjonariatu wybierają duzi gracze IT w USA. Główni managerowie, którzy nie chcą zrezygnować z Alibaby działają jako Lakeside Partners. To o nich poinformowała firma w dodatkowym dokumencie dołożonym do kompletu informacji wymaganych przez amerykańskie prawo. Dodatkowo mianowano dyrektorów niezależnych. Jest wśród nich m.in. Chee Hwa Tung, pierwszy szef Hong Kongu z czasów, gdy Wielka Brytania zwróciła Chinom miasto, Jerry Yang, współzałożyciel Yahoo oraz Michael Evans, były wysoki manager z Goldman Sachs.
Zanim przyjdzie IPO można pograć w piłkę
Nazwa najwyższego kierownictwa firmy pochodzi od osiedla dzielnicy Hong Kongu Sai Kung. Teren należy do tzw. Nowych Terytoriów, największej i najrzadziej zaludnionej części kraju. Określa się je jako sypialnię Hong Kongu. Sai Kung z kolei to półwysep, który służy jako cel weekendowych wycieczek.
Przyszłość firmy rysuje się malowniczo. Alibaba coraz bardziej przybliża się do giełdowego debiutu. Jej IPO może wg analityków pobić rekordy w branży IT i zebrać nawet 20 mld dolarów. Chińczycy poinformowali o swoich wynikach finansowych – w ciągu pierwszych trzech miesiącach roku zyski wzrosły rok do roku o 31 proc. do prawie 884 mln dolarów, a przychody o 38 proc. do poziomu 1,9 mld dolarów. Dodatkowo kluczem do zdobycia dalszych części chińskiego rynku ma być strategia mobilna, w końcu w obecnych czasach każdy, kto chce zyskać miliardy, musi być mobile. Alibaba zdaje sobie z tego sprawę i pracuje nad jak najlepszymi rozwiązaniami. Pod koniec 2013 roku rozpoczęto wprowadzanie mobilnych reklam, które napędzają wzrost przychodów z tego segmentu. W pierwszym kwartale 2014 roku odpowiadały za 12,4 proc. całego przychodu firmy, notując blisko sześciokrotny wzrost wobec analogicznego okresu minionego roku. Wciąż nie wiadomo, na którym nowojorskim parkiecie odbędzie się oczekiwany debiut. Alibaba do wyboru ma Nasdaq i NYSE.
Jack Ma na futbolu się nie zna
Wiadomo jednak, że Jack Ma, twórca Alibaby, nie zna się na piłce. Nie ukrywa tego w wywiadach, podobnie jak tego, że chce zrozumieć futbol. Stać go na dość nietypowy kurs doszkalający – niedawno kupił 50 proc. udziałów największego chińskiego klubu piłkarskiego, Guangzhou Evergrande. Wartość transakcji wyniosła prawie 200 mln dolarów. Tego w Chinach jeszcze nie było. Choć kraj na mundial dostał się jedynie raz w 2002 roku i nie wyszedł z grupy przegrywając wszystkie 3 mecze i nie strzelając ani jednej bramki, to klub Evergrande może znaleźć się w pierwszej dwudziestce najdroższych drużyn świata tworzonej przez Forbesa. Kapitał od Jacka Ma z Alibaby umieściłby go na 16. miejscu wyceniając na 385,6 mln dolarów. Dla porównania pierwsza trójka świata to Real Madryt, Barcelona i Manchester United szacowane odpowiednio na: 3,44, 3,2 oraz 2,81 mld dolarów.
Evergrande zdobył w ubiegłym roku po raz pierwszy w historii puchar Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Choć narodowa kadra Chin w rankingu FIFA znajduje się na miejscu 103. w doborowym towarzystwie Gwinei Równikowej i Iraku, to przed klubem z Guangzhou może stać świetlana przyszłość. Piłkarzy trenuje znany włoski trener Marcello Lippi, dlatego fani z uwagą będą śledzić losy drużyny. Dla Alibaby to znakomita szansa na ugruntowanie wizerunku firmy w tak ogromnym kraju jak Chiny oraz wyjście z informacją o swoich usługach do pozostałych krajów Azji. Potecjalny sukces Evergrande może także pomóc w popularyzacji sportu w Państwie Środka. Obecnie konkurencja wśród dzieci jest tak wielka, że młodzi Chińczycy spędzają po szkole długie godziny na skrupulatnym odrabianiu prac domowych, żeby tylko dostać się na studia. Nauka sportu nie zapewnia praktycznie nic.