Mieszkańcy innych regionów Polski – poza Śląskiem i Wielkopolską, niewiele wiedzą na temat volkslisty. „Przez pierwszy rok proces przyznawania obywatelstwa Rzeszy był dobrowolny i nie cieszył się dużą popularnością” – wskazują autorzy ekspozycji. Ale potem był przymus.
Nikt nie ma wątpliwości, że wprowadzenie Deutsche Volksliste służyło szybkiej germanizacji. Mieszkańców podzielono na cztery grupy. Do pierwszej zaliczono osoby o narodowości niemieckiej, aktywne politycznie. Na drugą wpisywano osoby przyznające się do niemieckiej narodowości, zachowujące język i kulturę niemiecką, ale politycznie bierne. Osoby z pierwszej i drugiej uznawano za pełnoprawnych obywateli III Rzeszy. Trzecia grupa obejmowała głównie autochtonów (np. Kaszubów), uważanych za częściowo spolonizowanych. Czwarta – osoby narodowości polskiej, uznane za „rasowo wartościowe”, działające na rzecz III Rzeszy. Odmowa podpisania Volkslisty mogła być uznana za akt „zdrady”. W 1942 r. Himmler wydał rozporządzenie, że osoby, które nie przyjmowały obywatelstwa Rzeszy stawały się wrogami tego państwa. Ale postawy ludzi były różnie motywowane, wynikały także z prób przystosowania się lub po prostu potrzeby znalezienia pracy. Na wystawie jest wniosek Stanisława Szuca o zmianę grupy z czwartej na trzecią, aby mieć lepsze warunki przeżycia „i wsparcia rodziny w trudnym czasie”. W konsekwencji milion osób z okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie wpisano na listę, a prawie 85 proc. otrzymało trzecią grupę.
– Czy nie przynosi to niejako skojarzenie ze zjawiskiem, które dzisiaj widzimy na okupowanych przez Rosjan terenach Ukrainy? – zapytała mnie siedemdziesięciolatka, która z tej wystawy dowiedziała się, że jej kuzyn był w Wehrmachcie, a potem wstąpił do armii Andersa. – Dlatego że zdezerterował, został bohaterem, jest pochowany w alei zasłużonych na cmentarzu Srebrzysko – powiedziała.
Nasi chłopcy
w niemieckich mundurach
Masowe wcielenia do wojska były konsekwencją tego prawa – szczególnie od lutego 1942 r. „Gdy wyjeżdżali z rodzinnych miejscowości, towarzyszył im strach, przygnębienie, ale nierzadko też ekscytacja wywołana nowym doświadczeniem i możliwością zobaczenia nieznanych dotąd stron” – czytamy na wystawie.
I właśnie takie można odnieść wrażenie, patrząc na zdjęcia uśmiechniętych chłopców w niemieckich mundurach, z rodzinami w czasie urlopu. „Wehrmacht oczekiwał od dowódców, aby żołnierze przypisani do trzeciej niemieckiej listy narodowościowej nie byli dyskryminowani, licząc, że w ten sposób zostanie wzmocniona ich więź z kolegami a tym samym wzrośnie ich wartość bojowa” – uważają autorzy. Jakby zapominając o szykanach organizowanych wobec tych żołnierzy w jednostkach wojskowych. Zdaniem kuratorów „ochotnicy byli zjawiskiem marginalnym na Pomorzu Gdańskim” – to byli głównie „pomorscy Niemcy lub osoby identyfikujące się z narodem niemieckim”. Ten wątek – moim zdaniem – został zmarginalizowany, autorzy prześliznęli się po nim, nie pokazując żadnych danych, czy wyników prowadzonych badań.