Reklama

Mariusz Cieślik: Chłopcy z wystawy „Nasi chłopcy” wcale nie są naszymi chłopcami

Gdańska wystawa „Nasi chłopcy” zupełnie mnie nie oburza, bo przymusowa służba Polaków w armii III Rzeszy była faktem. Z pewnością nie byli to jednak „nasi” chłopcy.

Publikacja: 18.07.2025 07:55

Wystawa "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska, 15 bm. Budząca kontrowersje ekspozycja opowiada o losach dz

Wystawa "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska, 15 bm. Budząca kontrowersje ekspozycja opowiada o losach dziesiątek tysięcy mieszkańców Pomorza, którzy zostali wcieleni do armii III Rzeszy.

Foto: PAP/Adam Warżawa

Jesteśmy dziećmi epoki/epoka jest polityczna” – powiada, jak najbardziej słusznie, Wisława Szymborska. „Wszystkie twoje, nasze, wasze/ dzienne sprawy, nocne sprawy/ to są sprawy polityczne”. A najbardziej polityczną z politycznych spraw jest historia.

Nie czas tu i nie miejsce, żeby to analizować, ale wszyscy, którzy śledzą wydarzenia w Polsce wiedzą, jaki wpływ mają historycy (a zwłaszcza pseudohistorycy) np. na dyskusję o Holokauście, a zatem pośrednio na stosunki Polski z Izraelem i USA. Rzecz jasna doskonale wiedzą to twórcy wystawy „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. Tym bardziej powinni więc podchodzić do kwestii tak delikatnych jak udział Polaków w wojnie po stronie III Rzeszy z namysłem i ostrożnością. Mówiąc najbardziej trywialnie: dla ludzi, których kompletnie nie interesuje historia naszego kraju, czyli dla niemal wszystkich poza nami samymi, komunikat, że „nasi chłopcy” walczyli po stronie Hitlera, jest równoznaczny z tym, że byliśmy w tej wojnie agresorami. Nikt nie będzie się zagłębiał w szczegóły, bo dla wszystkich, poza samymi Polakami, to są jakieś nieistotne didaskalia.

Czytaj więcej

Estera Flieger: „Nasi chłopcy”, nasza prowokacja, nasza histeria

Oburzony Andrzej Duda, Adam Szłapka i Władysław Kosiniak-Kamysz. Brakowało tylko dziadka z Wermachtu Donalda Tuska

Początkowo wszystko przebiegało według dobrze znanego schematu. Najpierw światło dzienne ujrzała informacja o otwarciu wystawy, a potem, ze strony prawicowej opozycji, rozpoczął się ostrzał w stronę jej autorów. Bardzo ostro przeciw twórcom ekspozycji wystąpił prezydent Andrzej Duda, który zwykle zachowuje umiar w słowach. W przeciwieństwie do kilku innych polityków, jemu akurat przeszkadza tytuł wystawy, a nie pomysł jej zorganizowania. Byli jednak i tacy, którzy w ogóle kwestionowali ideę pokazania udziału Polaków w wojnie po stronie III Rzeszy. Z tym jednak trudno się zgodzić, bo ta tragiczna historia zasługuje na opowiedzenie. Znaczna większość wcielanych trafiała na front wbrew własnej woli, a próbę dezercji wielu przypłaciło życiem (w niektórych przypadkach dotyczyło to też rodzin). A przecież, mimo to, wielu Kaszubów i Pomorzan (a także Ślązaków), włącznie z osławionym „dziadkiem z Wehrmachtu” Donalda Tuska, przechodziło na stronę aliantów. W odpowiedzi na ataki polityków autorzy wystawy wydali oświadczenie niby to koncyliacyjne, a w sumie konfrontacyjne i kiedy wydawało się, że awantura skończy się jak zwykle, po stronie prezydenta Dudy stanęli rzecznik rządu Adam Szłapka i wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Obaj zakwestionowali tytuł wystawy.

Gdybym był wyznawcą teorii spiskowych, uznałbym, że tytuł wystawy w Muzeum Gdańska to celowa prowokacja. Że to działanie w stylu walenia kijem w klatkę, żeby rozjuszyć małpy – jak mawiają klasycy politycznego marketingu. 

Reklama
Reklama

Bo to właśnie on jest problemem. Autorzy wystawy pomysł na tytuł ponoć wzięli od Luksemburczyków. Tyle że trudno porównać historię obu krajów. W Luksemburgu działał ruch oporu przeciw poborowi do armii Hitlera, ale pobór był jednak powszechny. Tymczasem Polacy walczyli na wszystkich frontach II wojny światowej przeciwko III Rzeszy, a do Wehrmachtu trafiła kilkuprocentowa mniejszość. Jako wnuk uczestnika kampanii wrześniowej 1939 roku, mam inne wyobrażenie o tym, kim byli podczas II wojny światowej „nasi chłopcy”. Podejrzewam, że podobnie myśli 90-kilka proc. Polaków. Ci z Wehrmachtu to jednak są „ich chłopcy”, a upieranie się, że z tytułem wystawy wszystko jest OK, prowadzi nie do zasypania, tylko do pogłębienia podziału.

Gdybym był wyznawcą teorii spiskowych, uznałbym, że tytuł wystawy w Muzeum Gdańska to celowa prowokacja. Że to działanie w stylu walenia kijem w klatkę, żeby rozjuszyć małpy – jak mawiają klasycy politycznego marketingu. To zaś wystawiałoby jej twórcom i patronom jak najgorsze świadectwo, bo oznaczałoby, że zamierzonym efektem jest sianie politycznego zamętu. Akurat historycy są ostatnią grupą zawodową, która powinna się tym zajmować. Ich działaniom towarzyszyć musi refleksja, a pożądanym efektem jest edukacja odbiorców. Tak zatem na klasyczne pytanie „idiota czy prowokator”, muszę odpowiedzieć: mam nadzieję, że idiota. Jedno tylko mnie w tym niepokoi i przemawia na rzecz tezy o prowokacji: autorzy wystawy nie chcą przyznać się do błędu. A powinni.

Jesteśmy dziećmi epoki/epoka jest polityczna” – powiada, jak najbardziej słusznie, Wisława Szymborska. „Wszystkie twoje, nasze, wasze/ dzienne sprawy, nocne sprawy/ to są sprawy polityczne”. A najbardziej polityczną z politycznych spraw jest historia.

Nie czas tu i nie miejsce, żeby to analizować, ale wszyscy, którzy śledzą wydarzenia w Polsce wiedzą, jaki wpływ mają historycy (a zwłaszcza pseudohistorycy) np. na dyskusję o Holokauście, a zatem pośrednio na stosunki Polski z Izraelem i USA. Rzecz jasna doskonale wiedzą to twórcy wystawy „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. Tym bardziej powinni więc podchodzić do kwestii tak delikatnych jak udział Polaków w wojnie po stronie III Rzeszy z namysłem i ostrożnością. Mówiąc najbardziej trywialnie: dla ludzi, których kompletnie nie interesuje historia naszego kraju, czyli dla niemal wszystkich poza nami samymi, komunikat, że „nasi chłopcy” walczyli po stronie Hitlera, jest równoznaczny z tym, że byliśmy w tej wojnie agresorami. Nikt nie będzie się zagłębiał w szczegóły, bo dla wszystkich, poza samymi Polakami, to są jakieś nieistotne didaskalia.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
Obława Augustowska to zbrodnia niemal doskonała. Ile ofiar pochłonęła naprawdę?
Plus Minus
Skąd popularność „Chłopek”? Elity uprawiają chłopomanię, gdy mają zysk polityczny
Plus Minus
Zamknąć dla migrantów zewnętrzne granice Unii? Drożyzna i destrukcja gospodarki
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Największa herezja biskupa Meringa
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Plus Minus
Kataryna: Jarosław Kaczyński niby krytykuje Grzegorza Brauna, ale obrywają inni
Reklama
Reklama