Gdy Jarosław Kaczyński nie może zignorować kolejnego wyskoku Grzegorza Brauna, zawsze stara się znaleźć odpowiednio dalekiego od prawicy winnego jego skandalicznego zachowania, żeby zdystansować się od Brauna, ale go nie atakować w sposób, który mógłby zaszkodzić ewentualnej przyszłej koalicji. Prezes nie jest wybredny, nie ma takiej podłości, która by w jego oczach dyskwalifikowała kogoś, kto może mu się kiedyś przydać w zdobyciu władzy. Nic dziwnego, że i tym razem samego Brauna ledwie musnął, cały swój udawany gniew kierując na rzekomo koordynującą jego akcje rządzącą koalicję. Nie ma na prawicy nikogo wystarczająco odważnego, żeby się od Brauna odciąć raz i na zawsze, bez żenującego kalkulowania i obudowywania każdej krytyki w piętrowe „ale”, żeby ulubiony oszołom prawicy nie poczuł się za bardzo urażony.
Czytaj więcej
Zdumiewa mnie, że przy okazji wyborczej kampanii prezydenckiej nikt nie wpadł na pomysł, żeby zap...
Grzegorz Braun pod specjalną ochroną Jarosława Kaczyńskiego. Przecież nie można drażnić potencjalnego koalicjanta
Gdy półtora roku temu Grzegorz Braun zgasił w Sejmie chanukową świecę, Jarosław Kaczyński nie mógł milczeć, ale podobnie jak dzisiaj – nie chciał zbyt ostrą krytyką skrzywdzić potencjalnego koalicjanta, dlatego całą winę za wywołany przez niego skandal zrzucił na… kobiety protestujące po zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej oraz osoby zakłócające obchody miesięcznic smoleńskich. „Sądzę, że to jest wynik tego, że wolno było atakować kościoły. Nieustannie są atakowane uroczystości żałobne, to miesiąc w miesiąc się dzieje. Są zachęty w tym kierunku ze strony obecnej większości parlamentarnej. (...) Niszczone są podstawy kulturowe naszego porządku nie tylko politycznego, ale cywilizacyjnego i niszczone są w sposób zamierzony. I to jest skutek” – tłumaczył prezes, szukając usprawiedliwienia dla zachowania Brauna i sposobu na obciążenie odpowiedzialnością za jego zachowanie tych, którzy akurat z Braunem nie mają nic wspólnego. Braun został po prostu sprowokowany demonstracjami i akurat na widok świec chanukowych mu się ulało. Dlatego prezes nie żądał pociągnięcia do odpowiedzialności samego Grzegorza Brauna, ale domagał się dymisji Szymona Hołowni, który Brauna nie powstrzymał.
Prezes nie jest wybredny, nie ma takiej podłości, która by w jego oczach dyskwalifikowała kogoś, kto może mu się kiedyś przydać w zdobyciu władzy.
Krzysztof Bosak, zmuszony w którymś wywiadzie do skomentowania najnowszego skandalu w wykonaniu swojego niedawnego partyjnego kolegi, winę za kolejne wyskoki Brauna zrzucił na prokuraturę, która zbyt ślamazarnie go rozlicza. Nie trzeba dodawać, że gdyby to zależało od Konfederacji, nie rozliczałaby go wcale, bo klub stanął murem za Braunem, gdy trzeba było bronić jego immunitetu. Tusk, Hołownia, Bodnar – zawsze znajdą się jacyś „oni”, na których można zrzucić winę za to, że hasający przy prawej ścianie kolega znowu zrobił coś, od czego wypadałoby się odciąć.