"Gazeta Wyborcza" opublikowała 16 lipca 2014 roku dwie ważne opinie na temat afery podsłuchowej: wybitnego amerykańskiego historyka prof. Timothy'ego Snydera oraz wybitnego lewicowego polityka, adwokata prof. Jana Widackiego. Ich argumenty różnią się między sobą, lecz bez wątpienia zasługują na uwagę.
Według Snydera człowiek cywilizowany powinien zignorować materiały z podsłuchu, bo podsłuchy „nie tylko są przestępstwem, ale także obrażają każdego członka przyzwoitego społeczeństwa". Tej ocenie etyczno-estetycznej towarzyszy opinia, że „jeżeli zatrzemy różnice między tym, co publiczne, a tym, co prywatne jeżeli uwierzymy, że wszystko jest publiczne, to znajdziemy się w świecie opisanym przez Orwella w „Roku 1984". Snyder potępia na gruncie zasad etyczno-estetycznych nie tylko fakt podsłuchu, ale i upublicznienie jego efektów.
Cenię wysoko Snydera jako człowieka i badacza, lecz problem wydaje mi się bardziej złożony. Zacznę od Orwella. W jego opisie społeczeństwa totalitarnego przedmiotem śledzenia był obywatel: polityk – Wielki Brat – był jego wszechobecnym i wszechwładnym nadzorcą. W przypadku podsłuchu czołowych polskich polityków dzięki nagraniom zwykli obywatele dowiedzieli się o ich zakulisowych rozmowach, także na tematy służbowe.
Co to są prywatne negocjacje?
Snyder uważa, że „polityk musi mieć możność prowadzenia prywatnych negocjacji, a następnie publicznego oznajmiania ich efektów". To opinia ryzykowna, albowiem polityk jako osoba publiczna, rozporządzająca środkami publicznymi, może prowadzić poufne negocjacje dotyczące spraw służbowych, ale w żadnym przypadku nie można ich uznać za „prywatne". Nawet gdy negocjacje są poufne, muszą podlegać formalnemu nadzorowi przez upoważnione do tego instytucje, chociaż informacja o nich nie musi być upubliczniona.
Należałoby zresztą zapytać, jak Snyder wyobraża sobie upublicznienie „prywatnej" umowy między ministrem a prezesem banku centralnego, w której trakcie prezes banku obiecuje psuć pieniądz, by ułatwić sukces wyborczy jednej partii rządzącej, w zamian za zmianę na stanowisku ministra finansów oraz korzystne dla siebie rozwiązanie ustawowe. Zgodność takiej transakcji z interesem publicznym, a także jej konstytucyjność są co najmniej wątpliwe. Mamy tu raczej do czynienia z knowaniem przeciwko interesowi publicznemu.