Wyborcy zostaną w domu - analiza Ryszarda Bugaja

Rządzą nami ludzie, którzy posługują się rynsztokowym językiem, bez zahamowań korzystają z materialnych przywilejów, załatwiają sobie bezkarność, knują na wpół mafijne spiski i kłamią – pisze ekonomista i polityk.

Publikacja: 07.08.2014 01:57

prof. Ryszard Bugaj, ekonomista PAN

prof. Ryszard Bugaj, ekonomista PAN

Foto: Fotorzepa, Dariusz Golik Dariusz Golik

Red

Od kilku tygodni jesteśmy pod ciśnieniem dwu wydarzeń: podsłuchów i sprawy Chazana. Obydwie te kwestie są ostrym sygnałem świadczącym o stanie państwa i jego elit – politycznych, medialnych i intelektualnych. To właśnie elity zasadniczo podzieliły się w obydwu tych sprawach zarówno na płaszczyźnie etycznej, jak i politycznej. Doświadczamy pęknięcia znamionującego różnice tak wielkie, że skłaniającego do postawienia pytania, czy wspólnota narodowa może oprzeć się na uzgodnionym fundamencie choćby nielicznych powszechnie podzielanych przekonań.

Spór o wartości

Obrońcy postępowania prof. Bogdana Chazana zachowują się tak jakby bezwzględna ochrona wszelkiej formy życia była wartością, której podporządkować trzeba jakiekolwiek inne wartości. Narzucają retorykę, która stawia znak równości między morderstwem a przerwaniem ciąży – także w przypadku usunięcia płodu skazanego na śmierć. Ci, którzy nie podzielają ich poglądu, są traktowani jako zwolennicy rzezi niewiniątek. Chodzi tu zresztą nie tylko o dopuszczalność przerywania ciąży. Kościół, stając na czele krucjaty, piętnuje również używanie środków antykoncepcyjnych w celu regulacji urodzeń. To żądania tyleż kategoryczne, co nieuwzględniające realiów współczesnego świata.

Obrońcy bezwzględnego zakazu przerywania ciąży całkowicie lekceważą też fakt, że kobieta może bez większego problemu przerwać ciążę, wyjeżdżając za granicę lub korzystając z usług aborcyjnego podziemia – oczywiście pod warunkiem posiadania odpowiedniej kwoty pieniędzy.

Polskie regulacje prawa dotyczące przerywania ciąży są restrykcyjne. Powszechnie w Europie ograniczenia nie idą tak daleko. Prawie wszędzie dopuszcza się przerywanie ciąży „ze wskazania społecznego", czego nie można utożsamiać z przerwaniem ciąży na życzenie. Kościół, krytykując prawo przerywania ciąży w minionych latach, przyczynił się do przesunięcia opinii w tej sprawie. Obecnie chyba większość Polaków jest przeciwna przerywaniu ciąży na życzenie.

To sukces i tak pewnie sądzą również ci, którzy stanowiska Kościoła w tej sprawie nie podzielają. Ale dziś Kościół podejmuje poważną próbę narzucenia swojego doktrynalnego stanowiska wszystkim obywatelom. Hierarchowie nie zawahali się przed wsparciem prof. Chazana, choć przecież jego zachowanie nie tylko nosiło znamiona czynu naruszającego prawo, ale w stosunku do kobiety było po prostu okrutne.

Również w sprawie podsłuchów kluczową osią różnic wydaje się spór o wartości. Środowiska liberalne domagają się właściwie bezwarunkowej ochrony prywatności. Nie chcą zgodzić się z twierdzeniem, że ochrona życia prywatnego może nieraz znaleźć się w kolizji z ważnym interesem publicznym. Dopuszczają oczywiście sięgnięcie po instrument podsłuchu przez organy ścigania, zakładając de facto, że instytucje te działają w interesie publicznym. Ważnym uwarunkowaniem tej oceny jest stosunek do demokracji. Uznanie, że zwykli ludzie (wyborcy) nie powinni zaglądać za kulisy politycznej sceny.

Większość tych, którzy w mediach piętnują podsłuchanych, skłonna jest interpretować to zdarzenie po prostu jako ujawnienie nagannych postaw polityków z wrogiego obozu – ludzi PO. Oczywiście i wśród „liberałów" nie brak tych, których opinie są zwykłą (by nie powiedzieć prymitywną) pochodną ich politycznych sympatii.

Znamienne było zachowanie – i jednych, i drugich, gdy przed kilku laty udostępnione zostało nagranie rozmowy posła Adama Lipińskiego z PiS z posłanką Samoobrony Renatą Beger. Choć treść (tym bardziej forma) nie była tak drastyczna jak w obecnych nagraniach, choć przedsięwzięcie było organizowane bezpośrednio przez telewizyjnego nadawcę, to nie potrafię sobie przypomnieć pochodzących z liberalnego środowiska pryncypialnych głosów potępienia. Z kolei zwolennicy PiS bagatelizowali zdarzenie.

Jacek Żakowski napisał w „Polityce" („Jak ze sobą wytrzymać", nr 29 z 2014 r.): „Korupcja, nepotyzm, awantury, nadużycia władzy, oszczerstwa, błędy, przeoczenia, nieporadność władzy, karierowiczostwo, wiarołomstwo i inne paskudztwa stanowią nieodłączny element wszelkiego rodzaju realnych demokracji...  To wszystko demokracji szkodzi, ale jej nie zagraża". Mówiąc trywialnie: Polacy, nic się nie stało. Ba, nawet więcej, tak jak u nas (a może gorzej) dzieje się w każdej „realnej demokracji". Jesteśmy w Europie.

W rzeczy samej, można przytoczyć długą listę skandali z krajów Unii, ale warto zauważyć, że w niektórych jest ich więcej (np. we Włoszech), a w innych są czymś nadzwyczajnym (np. w krajach skandynawskich). Jednak ważniejsze jest coś innego: patologii (także europejskich) nie można uznać za normę. I jeszcze jedno: patologie – które Żakowski trafnie identyfikuje – niosą u nas szczególnie destruktywne następstwa.

W minionym ćwierćwieczu nie powiódł się nam proces budowy demokratycznej sceny politycznej. To nie jest porażka spektakularna, ale nie ukształtowały się wiarygodne i „programowe" ugrupowania, spośród których obywatele mogliby swobodnie wybierać, kierując się swoimi interesami i przekonaniami. Powstał polityczny oligopol chroniony za pośrednictwem ordynacji wyborczej i uprzywilejowanego finansowania.

Wiele znanych postaci sceny politycznej przemieszcza się między partiami w poszukiwaniu biorącego miejsca. „Rynek" polityków przypomina rynek piłkarzy, a partie piłkarskie kluby. No i kluczowe są posady i pieniądze. Przykłady: Joanna Kluzik-Rostkowska, Michał Kamiński, Tomasz Nałęcz, Jarosław Gowin, Zbigniew Ziobro, Ludwik Dorn...

Kościół podejmuje próbę narzucenia swojego doktrynalnego stanowiska wszystkim obywatelom

Wejście na ten oligopolistyczny rynek polityki partii „programowej" jest prawie niemożliwe. Wtargnięcia są możliwe pod warunkiem pojawienia się silnej frustracji wyborców. Przydatne są skandaliczne zachowania. To nie przypadek, że powiodło się to partiom Leppera, Palikota i Korwin-Mikkego.

Nie jest też przypadkiem niska frekwencja: na poziomie nieco ponad 40 proc. Nie wydaje się, by była ona po prostu rezultatem lenistwa obywateli. Odzwierciedla zniechęcenie wyborców do klasy politycznej, rozpowszechnione przekonanie, że kartka wyborcza nie jest skutecznym instrumentem wpływania na polityczną rzeczywistość. Nieraz więcej: obrzydzenie do klasy politycznej.

Publikacja podsłuchów nie pozostawia wątpliwości: rządzą nami ludzie, którzy – właściwie bez wyjątku – posługują się rynsztokowym językiem, bez zahamowań korzystają z materialnych przywilejów, załatwiają sobie bezkarność, knują na wpół mafijne spiski, kłamią. Jak na ten komunikat zareagują wyborcy? Na pewno wzrostem poparcia dla opozycji, ale – widać to z ostatniego sondażu – przede wszystkim wzrostem niechęci do całej klasy politycznej. PiS – pierwszy raz od kilku miesięcy – odnotowuje dużą przewagę nad PO, ale poparcie dla wszystkich partii było mniejsze (oczywiście najbardziej w przypadku PO). Jak odbije się to na frekwencji wyborczej? Czy istotnie nie zagrozi to polskiej demokracji? Obawiam się, że optymizm Żakowskiego jest na wyrost.

Potencjalnie niska frekwencja już wpływa na strategie polityczne. W cenie są grupy zdeterminowanych wyborców. Dla nich ważna jest konsolidacja, a mało istotne programowe orientacje. Na znaczeniu zyskują też instytucje apolityczne, ale zdolne do oddziaływania na niektóre grupy wyborców – przede wszystkim Kościół.

Konsolidacja już się więc dokonuje, zarówno po prawej, jak i po lewej stronie. W obydwu też przypadkach to konsolidacja o charakterze polityczno-personalnym, która pewnie będzie jednoznaczna z zepchnięciem na margines kluczowych problemów społeczno-gospodarczych.

Przyjęcie na pokład PiS Gowina i jego przyjaciół nie może pozostać bez wpływu na społeczno-gospodarczą orientację tej partii. Jarosław Gowin twierdzi, że na serio traktuje liberalną tożsamość swojego ugrupowania, a ponieważ jest dość pryncypialnym politykiem, to przyjąć trzeba, że ewentualny przyszły rząd prawicy może zrezygnować z zapowiadanego przez PiS socjalnego zwrotu. Spodziewać się natomiast można wsparcia skonsolidowanej prawicy dla radykalnego stanowiska Kościoła. Pierwszy raz po roku 1990 realne wydaje się całkowite zdelegalizowanie przerywania ciąży.

Połączenie Millera z Palikotem nie ma w zasadzie żadnego znaczenia dla programowej orientacji tych środowisk, bo zawsze ich programy pełniły tylko propagandową funkcję. Ale oczywiście spodziewać się trzeba wyeksponowania kwestii obyczajowych. Jest prawdopodobne, że spór prawicy z „lewicą" nie będzie sporem o podatki, bezrobocie czy „umowy śmieciowe", ale o aborcję, środki antykoncepcyjne i małżeństwa jednopłciowe.

Chrześcijańska tradycja

Tworząc prognozę dla Polski, trudno dziś o optymizm. Ewentualne zwycięstwo prawicy (mimo wszystko niepewne) nie stwarza wielkich nadziei na zasadniczy zwrot w polityce społecznej i gospodarczej. Postulat PiS sprzed kilku lat – Polska solidarna – nie będzie pewnie wyznaczać polityki rządu.

Po prawej stronie spodziewać się można raczej wewnętrznych sporów i polityki niespójnej, odzwierciedlającej doraźne kompromisy. Tylko w kwestiach politycznych prawica może podejmować decyzje bardziej radykalne i uzgodnione, ale będzie to polityka ze słabym mandatem, ponieważ trudno się spodziewać, że wyborcze rozstrzygnięcie dokona się w warunkach wysokiej frekwencji wyborczej. To oznacza silną pozaparlamentarną kontestację rządowej polityki. W każdym razie nie ma powodów, by przewidywać, że w Polsce powtórzony zostanie węgierski scenariusz.

Zwycięstwo Platformy wydaje się bardzo mało prawdopodobne, choć niewykluczone. Natomiast nie ma powodu oczekiwać, że polityka rządu takiej liberalnej koalicji (zdominowanej przez dwu bardzo pragmatycznych liderów oraz politycznego skandalistę) w kwestiach społecznych i gospodarczych istotnie różniłaby się od polityki rządu prawicowego (może poza kwestią europejskiej integracji).

I w tym przypadku spodziewać się trzeba niespójności i decyzji generowanych przez koniunkturalne uwarunkowania. Oczekiwać za to należy realnego umocnienia nieformalnych układów, które tak spektakularnie ujawnione zostały w podsłuchach.

Polska scena polityczna coraz słabiej odzwierciedla główne podziały społeczne, a także generalną mapę orientacji w kwestiach wartości. Polacy nadal w sprawach obyczajowych – w swej dużej większości – są umiarkowani. To pewnie rezultat sporego nadal znaczenia tradycji ukształtowanej przez chrześcijaństwo. Jednocześnie zdają się silnie sympatyzować z uregulowaniami przyjaznymi egalitaryzmowi i solidarności.

Tymczasem właściwie żadne ugrupowanie nie jest postrzegane jako wiarygodne i sprzyjające zarazem wartościom egalitarnym i umiarkowane w kwestiach obyczajowych. Paradoksalnie, ale wydaje się, że większość wyborców nie ma swojej politycznej reprezentacji i – zrezygnowana lub wściekła – w dniu wyborów zostaje w domu. To stan wysoce niepokojący.

Autor w latach PRL był działaczem opozycji demokratycznej, a po 1989 roku liderem Unii Pracy

Od kilku tygodni jesteśmy pod ciśnieniem dwu wydarzeń: podsłuchów i sprawy Chazana. Obydwie te kwestie są ostrym sygnałem świadczącym o stanie państwa i jego elit – politycznych, medialnych i intelektualnych. To właśnie elity zasadniczo podzieliły się w obydwu tych sprawach zarówno na płaszczyźnie etycznej, jak i politycznej. Doświadczamy pęknięcia znamionującego różnice tak wielkie, że skłaniającego do postawienia pytania, czy wspólnota narodowa może oprzeć się na uzgodnionym fundamencie choćby nielicznych powszechnie podzielanych przekonań.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką