Czy Niemcy są naszym najbliższym sojusznikiem w Europie? Do niedawna mogłoby się wydawać, że tak, ale po agresji Rosji na Ukrainę oraz po ostatnich oświadczeniach rządu niemieckiego, który przyznał, że nie jest w stanie zrealizować wszystkich zobowiązań wobec sojuszników z NATO, wiarygodność Niemiec jako jednego z filarów bezpieczeństwa na kontynencie zmalała. Niemcy tłumaczą, że ich problemy mają wymiar wyłącznie ekonomiczny, chodzi o to, że w ostatnich kryzysowych latach zbyt mocno cięli wydatki na obronę. Złośliwi jednak twierdzą, że w rzeczywistości Berlin próbuje usprawiedliwić w ten sposób swoją ugodową politykę wobec Rosji.
Demokracje ?niegotowe na wojnę
W istocie, gdyby uwierzyć Niemcom, że mają dziś do dyspozycji raptem niecałą setkę zdolnych do lotu samolotów bojowych, to Polska jawi się na tym tle niemal jako równorzędna siła militarna. Ale w odróżnieniu od Niemców nie mamy na swoim terytorium rozbudowanej infrastruktury sojuszu ani znaczących sił amerykańskich, które mogłyby – w razie zagrożenia – wzmocnić obronę i odstraszyć agresora. Niemcy nie chcą też się zgodzić na to, aby część amerykańskich sił rozmieszczonych w Republice Federalnej przenieść do Polski. Powód? Oficjalnie znów ten sam. Nie należy drażnić Rosjan.
Jednocześnie zwolennicy „opcji amerykańskiej" (głównie część prawicy w Polsce) nie zauważają najwyraźniej, że i Amerykanom wcale się nie śpieszy do Polski. Nie jesteśmy raczej dla nich strategicznym sojusznikiem, tzn. takim, za którego warto umierać. Jednak trzeba przyznać, że Amerykanie rzeczywiście są zaniepokojeni agresywną polityką Kremla i z tego powodu nasze interesy wydają się bardziej zbieżne. Na razie jednak tę wspólnotę interesów dostrzegają przede wszystkim koncerny zbrojeniowe, które na polskim rynku upatrują potencjalnych zysków. To oczywiście ma swoje dobre strony, bo dzięki temu polska armia ma szanse się dozbroić, kupując nowoczesne systemy obronne, ale w dalszym ciągu nie daje odpowiedzi na podstawowe pytanie: czy w przypadku zagrożenia możemy liczyć na coś więcej?
Gdyby sięgnąć do historycznej perspektywy, obecna sytuacja przypomina nieco tę sprzed II wojny światowej, gdy Niemcy i Sowieci szykowali się do ataku, a zachodnie demokracje całkiem nieprzygotowane do wojny robiły wszystko, by nie drażnić agresorów i odwlec w czasie moment wybuchu konfliktu. Nie chcę oczywiście twierdzić, że w tej chwili zagraża Polsce i Europie konflikt na skalę II wojny światowej. Twierdzę jedynie, że demokracje z natury rzeczy nie uwzględniają zazwyczaj wojny w swoich planach budżetowych.
Dlatego kryzys ekonomiczny to z punktu widzenia Kremla doskonały moment na przetestowanie spójności NATO. Można być niemal pewnym, że strategia Putina zakładać będzie dalsze próby wbijania klina między sojuszników. Polska musi więc odpowiedzieć działaniem dokładnie odwrotnym, czyli obroną integralności NATO.