Sygnały z Kremla pokazują, że Putin chciałby zejść z linii bezpośredniej konfrontacji ekonomiczno-politycznej z Zachodem i będzie szukał drogi wyjścia z impasu, w jakim się znalazł. Po pierwsze, przez przymuszenie Ukrainy do przyjęcia modelu federacyjnego, po drugie, przez rozbicie jedności Unii Europejskiej oraz USA w kwestii polityki rosyjskiej. W żywotnym interesie Polski leży zablokowanie i jednego, i drugiego.
Codziennie doniesienia o nurkującym kursie rubla, wzrastających cenach detalicznych, wyzerowaniu wzrostu PKB, spadku poziomu życia itp. pokazują, że sankcje w połączeniu z załamaniem cen ropy działają, Rosja płaci wysoką cenę za ekspansję, której nie wkalkulowała w bilans zysków i strat. Gdy dodamy do tego koszty utrzymania Naddniestrza, Osetii Południowej, Krymu, Abchazji, plus dotacje dla Białorusi i Armenii, wydatki na zbrojenia i prowadzenie wojny, można pokusić się o tezę, że Moskwa konsumuje swoje głębokie rezerwy. Teraz chciałaby odwrócić ten proces i stanęła przed dylematem, jak tego dokonać bez otrąbienia odwrotu z Krymu oraz ze wschodniej Ukrainy.
Gdzie ta droga wyjścia?
Pierwszym sygnałem świadczącym o zahamowaniu ekspansji i szukaniu dróg wyjścia było powstrzymanie ofensywnych działań wojsk rosyjskich oraz separatystów. Od porozumienia w Mińsku próbowały one tylko lekko wyrównać na swoją korzyść linię demarkacyjną oraz ostrzeliwały siły rządowe, nie prowadziły jednak operacji mających na celu podbicie kolejnych terytoriów. Nie było ataku na Mariupol ani szerszej próby przebicia korytarzy do Krymu i Naddniestrza, czego się spodziewali ukraińscy oraz natowscy planiści.
Kolejnym sygnałem było zaniechanie przez propagandę rosyjską używania terminu „Noworosja" na określenie ziem wyrwanych spod kontroli ukraińskiej i tych, które miałyby być potencjalnie zajęte. Wreszcie sam Putin, a potem jego minister spraw zagranicznych Ławrow, ku rozpaczy separatystów uznali publicznie Donbas i obwód ługański za część Ukrainy. To wstęp do realizacji planu federalizacja.
Dalsza ekspansja zbrojna Rosji na Ukrainie mogłaby się zakończyć katastrofą. Zachód z pewnością wprowadziłby wówczas kolejne sankcje, chodzi głównie o odcięcie Rosji od rynków finansowych i obostrzenia w transferze wysokich technologii. Ponadto, w przeciwieństwie do początków konfliktu, gdy Rosjanie zajmowali bez walki Krym, Ukraina jest teraz gotowa do wojny; zarówno zmobilizowane ideowo społeczeństwo, jak i armia.