Racja Stanu i Zbyszka Gluzy (na Jego 60—tkę)

Gdy w 2002 roku Rzeczpospolita uznała Gluzę i Kartę za najgodniejszych – po Jerzym Kłoczowskim - nagrody za działalność w imię racji stanu, będąc w służbie zagranicznej III RP apologetycznie dzieliłem się (Rz. 6 grudnia) przekonaniem o wiecznej młodości ordynansów w służbie Państwu jako zbiorowej pamięci o losie w nim - bądź przeciw niemu - pojedynczego Człowieka, jego podmiotu. Dziś wybrzmi to jeszcze mocniej.

Aktualizacja: 15.05.2015 13:19 Publikacja: 15.05.2015 12:44

Zbigniew Gluza

Zbigniew Gluza

Foto: Fotorzepa/Dominik Pisarek

Gluzowie (Zbyszek - politechnik informatyk, Alicja – uniwersytecka polonistka) przyciągając kolejne przypływy podobnie wrażliwych entuzjastów rzucali wyzwanie historykom. Na wzór poli-techniki laboratorium Karty stawało się naturalnym środowiskiem poli-historów. Poza i ponad doktoratami, nie tylko publikacjami i dyskusjami Karta i dsh stawały się „metrem z Sevres", narzucając co najmniej normę zmniejszania zanieczyszczania naturalnego środowiska pamięci.

Nie przypadkiem wybrzmiał francuski metr. Wszak swego czasu Zbyszek mianował mnie ambasadorem Karty w tym kraju dość wybiórczej Pamięci (dyplom w domowym archiwum). Godzi się przypomnieć homofonicznie jego pisownię maître, słownikowo mistrz, znany też we włoskiej wersji maestro, uosobienie dyrygenckiej maestrii, oraz w niemieckiej maister, synonimie rzetelnego gospodarowania i samorządności. Oba pasują jak ulał do Gluzy. W realiach francuskich maître przynależy ekskluzywnie notariuszom i adwokatom jako szczególnym osobom zaufania publicznego, którą de facto jest Zbigniew Gluza, zarazem maestro i maister.

Tu należy wspomnieć dramatyczny moment z mimowolnym udziałem Rzepy i t. zw. listy Wildsteina. Przypadek zdarzył, że widziałem na ekranie podenerwowanego Zbyszka dowodzącego czystości „swoich teczek" (wówczas w godnym towarzystwie jeszcze bardziej zdenerwowanej p. Jadwigi Staniszkis) właśnie w imię nieskazitelności osoby zaufania publicznego. Miał rację, i to rację Stanu właśnie: gdyby Gluza zawiódł, naruszono by jakiś – może jedną z ostatnich - fundamentów mitycznej „Solidarności". Zbyszek nie zawodził. Człowiek – Instytucja. Jest. Trwa. Jak Bartoszewski, dla pokolenia wojennego.

Jednym z parametrów Jego niezawodności jest zachowanie podmiotowej polityczności w połączeniu z krytycznie życzliwą niezależnością względem polityków m. in. dzięki którym jednak możliwe było comiesięczne i ponad ćwierćwiekowe utrzymanie Ośrodka i jego programowych ambicji, wypłacanie pensji itd. Niejedna rada towarzyszyła niedawnemu trzydziestoleciu Karty w kolejnym dramatycznym momencie zmagań z wyrachowanym pragmatyzmem decydentów bardziej niż neoliberalnie „agresywnym" rynkiem, który – chociażby zarobkami – wsysa już przyuczonych czeladników. Po prawdzie, jak tu radzić komuś kto i tak haruje 24 godziny na dobę i wiosłuje do wyczerpania, aby nie utonąć. I żyć sto lat, co mu 15 maja wyśpiewa chór przyjaciół.

A jednak... Zachowanie przebogatej substancji Karty jest dla wszystkich zainteresowanych przejawem i wyzwaniem racji Stanu. Jednym z (ustawowych ?!) umocowań byłoby, moim zdaniem, statutowe partnerstwo publiczno - prywatne Instytutu Pamięci Narodowej, w którym mieściłyby się samodzielne podmioty takie jak Ośrodek Karta. Przecież od zarania – tj. od sejmowych dyskusji nad projektem ustawy Gluza był - niestety, do czasu – jednym z oczywistych promotorów (tu moje sformułowanie) Państwowej Instytucji Pamięci, co nie jest tożsame z urzędową Pamięcią Narodową. Nie tylko dla mnie i nie tylko wówczas ten do bólu niezależny tytan pracy zespołowej był jedynym kandydatem na znakomitego szefa takiej Instytucji.

Inna podpowiedź, stowarzyszeniowa, byłaby zaledwie kroczkiem dalej w ściślejszym powiązaniu z Kartą (tysięcy?) osób dotychczas współdziałających. Ilu w całej Polsce i w świecie wirtualnych członków Stowarzyszenia Przyjaciół Karty? Spośród dorocznych setek nastoletnich uczestników konkursu Historia bliska, imponujących rozmiarami, pomysłami i wykonawstwem? Pośród płatników jednego procenta oraz spadkobierców darczyńców, którzy ekskluzywnie w Karcie widzieli godne zaufania miejsce zdeponowania pamiątek osobistej i rodzinnej przeszłości? Pojedynczych świadków najnowszej historii, którzy przyjaźnie reagują na samo hasło Karta; ot, Wojciech Czech, pierwszy wojewoda śląski Trzeciej RP, w dalekim Siedmiogrodzie, na widok egzemplarza Karty wyznaje: nie wiedziałem, że współpracujesz z Kartą, toś mi brat...

Jeszcze inna dotyczyłaby międzynarodowej pozycji Gluzów i Karty. Od moskiewskiego Memoriału poprzez licznych partnerów we wszystkich prawie krajach europejskich samo hasło Karta niewiele ustępuje Solidarności, nb. której ludziom i faktom Zbyszek oddał znaczną część Kartowej działalności. Czas najwyższy - tu apel do polskich unijnych reprezentantów - ustabilizować tę notoriété na odpowiednim poziomie instytucjonalnym i finansowym.

Na solidnym fundamencie tytani (powiada się też autorytety) tacy jak Gluza przez pół życia układają kolejne warstwy i dbają o trwałe spoiwo kolejnych cegieł demokracji, banalnie zwanej oddolną. Żyjący laureaci wspomnianej nagrody stanowią godny poczet kandydatów na ponadpartyjne urzędy RP w tym głowy Państwa. Świadczy o tym niedawne poparcie dla prezydenckiej kandydatury Andrzeja Nowaka. Zasadności takich wyborów dowodzą tak zacne postacie jak śp. Ryszard Kaczorowski, prezydent na uchodźstwie, przez ponad trzydzieści lat zajmujący się harcerstwem z dala od jałowych londyńskich swarów politycznych oraz JE Joachim Gauck, prezydent Niemiec, pastor niemieckiej Pamięci.

Trzecia młodość przed Tobą, Zbyszku... Ad multos annos!

Gluzowie (Zbyszek - politechnik informatyk, Alicja – uniwersytecka polonistka) przyciągając kolejne przypływy podobnie wrażliwych entuzjastów rzucali wyzwanie historykom. Na wzór poli-techniki laboratorium Karty stawało się naturalnym środowiskiem poli-historów. Poza i ponad doktoratami, nie tylko publikacjami i dyskusjami Karta i dsh stawały się „metrem z Sevres", narzucając co najmniej normę zmniejszania zanieczyszczania naturalnego środowiska pamięci.

Nie przypadkiem wybrzmiał francuski metr. Wszak swego czasu Zbyszek mianował mnie ambasadorem Karty w tym kraju dość wybiórczej Pamięci (dyplom w domowym archiwum). Godzi się przypomnieć homofonicznie jego pisownię maître, słownikowo mistrz, znany też we włoskiej wersji maestro, uosobienie dyrygenckiej maestrii, oraz w niemieckiej maister, synonimie rzetelnego gospodarowania i samorządności. Oba pasują jak ulał do Gluzy. W realiach francuskich maître przynależy ekskluzywnie notariuszom i adwokatom jako szczególnym osobom zaufania publicznego, którą de facto jest Zbigniew Gluza, zarazem maestro i maister.

Pozostało 81% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Adam Lipowski: NATO wspiera Ukrainę na tyle, by nie przegrała wojny, ale i nie wygrała z Rosją
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Polska nie powinna delegować swej obrony do mało wiarygodnego partnera – Niemiec
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Koszmar Ameryki, czyli Putin staje się lennikiem Chin
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Czy Rafał Trzaskowski walczy z krzyżem?
"Rz" wyjaśnia
Anna Słojewska: Bruksela wybierze komisarza wskazanego przez Donalda Tuska, nie przez prezydenta