Kuźniar: Memento dla populistów

Porażka Donalda Trumpa pokazuje, że populizm jako socjotechnika ma swoje granice, wypala się i z czasem okazuje się przeciwskuteczny – przekonuje politolog i dyplomata.

Publikacja: 11.11.2020 18:29

Roman Kuźniar

Roman Kuźniar

Foto: materiały prasowe

Wprawdzie przekaz amerykańskich wyborców dla Donalda Trumpa nie był tak radykalny jak jedenaście gwiazdek młodych Polaków do rządzących w naszym kraju, ale wspólny mianownik obu zjawisk jest znacząco podobny.

W grudniu 2016 roku, w kilka tygodni po wyborczym zwycięstwie Trumpa, „Rzeczpospolita" zamieściła mój tekst pt. „Autokraci, radujcie się!". Chodziło o autokratów w tych krajach na świecie, w których już rządzili lub próbują dojść do władzy. I potwierdziło się. Autokraci, od Putina, przez Kim Dzong Una, po Muhammada ibn  Salmana, cieszyli się zrozumieniem, a nawet otwartą sympatią Trumpa. W ich towarzystwie czuł się najlepiej. Choć sympatyzuje z autokratami, sam Trump jest przede wszystkim populistą. Autokraci nie zawsze nimi są, choć niektórzy łączą jedno z drugim.

Trumpowi w urzeczywistnieniu zdradzanych niekiedy autokratycznych ciągot stanęła na przeszkodzie specyfika amerykańskiej demokracji, w której władza jest rozproszona i zdecentralizowana, a sami Amerykanie są przywiązani do wolnościowego aspektu demokracji prawdopodobnie bardziej niż jakikolwiek inny naród na świecie. Jego porażka jako podręcznikowego populisty powinna być jednak sygnałem dla innych populistów na świecie. Tym razem można powiedzieć: populiści wszystkich krajów świata, uważajcie!

Władza dla władzy

Dotyczy to także polskiego obozu władzy, który wykazuje wiele podobieństw do Donalda Trumpa i jego stylu w polityce. Można przy tym powiedzieć, że nasi populiści są mądrzejsi od Trumpa, bo też w Polsce było im łatwiej przeprowadzić takie zmiany w naszym systemie politycznym, który upodabniają go pod względem istoty do autokracji, to znaczy daje większe gwarancje sprawowania władzy dłużej i bezkarnie, przynajmniej tak długo, jak żyje twórca systemu. Polscy populistyczni autokraci nie różnią się specjalnie od swoich odpowiedników w innych częściach świata. Do tej chwili różnica była jedynie taka, że nie zdołali w pełni zrealizować swojego czytelnego planu przeobrażenia Polski w państwo autokratyczne. I już im się nie uda, bo zniknęły przyzwolenie lub bierność znaczącej części zwłaszcza młodych Polaków. To, co się stało w ostatnich tygodniach, jest jak polski Sierpień 1980 – doszło do bezpowrotnej utraty jakiejkolwiek ideowej legitymizacji władzy. Zostało tylko jej kurczowe trzymanie się i niezdarne rządzenie tak długo, jak się da. Już o nic więcej nie chodzi. Kratokracja w czystej postaci.

Nasz polski Trump

Doświadczenie porażki Trumpa pokazuje, że populizm jako socjotechnika, a to jest także przypadek PiS, ma swoje granice, wypala się, okazuje się w końcu przeciwskuteczny. Nasi populiści mogli być bardziej skuteczni od Trumpa i wygrać powtórnie wybory, ponieważ w przeciwieństwie do niego mogli zaprząc cały aparat przejętego państwa i jego zasoby, aby zapewnić sobie, choć z trudnościami, przedłużenie władzy. Ale i to nie działa wiecznie i w tej chwili to widzimy. Warto w tym miejscu wskazać na wspólne cechy obu populizmów, które pomogły w dojściu do władzy, sprzyjały jakiś czas jej sprawowaniu, lecz ostatecznie prowadzą do ich upadku. Polski zbiorowy Trump (PiS) może się przejrzeć jak w lustrze w swym amerykańskim jednoosobowym odpowiedniku.

Kłamstwa i nihilizm

Po pierwsze, silna obecność kłamstwa i oszczerstwa nie tylko w retoryce przedwyborczej, ale też w codziennej narracji, która ma uzasadniać własne postępowanie i dezawuować krytyków i opozycję. To się zużywa jako instrument, a sam homo menditas staje się śmieszny. Tak jest tu i tam. Po drugie, brak akceptacji dla innego rozwoju wydarzeń i postaw niż ten, który służy naszej władzy. I Trump, i PiS uznają za uczciwy i akceptują tylko taki wynik wyborów, który daje im zwycięstwo, inny natychmiast ogłaszają za sfałszowany, a nawet ostrzegają, że uznają przegraną za efekt fałszerstwa. To się może udać raz, ale kolejny już nie bardzo. Manifestacje sprzeciwu nigdy nie są w oczach populistów naturalną reakcją na jakiś problem stworzony przez władzę, tylko są efektem spisku, wpływu zagranicy albo określonych sił (w szeptanej propagandzie polskich populistów najchętniej Żydów, którym na prowincji przypisuje się inspirowanie manifestacji przeciw zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego). Po trzecie, wspólna PiS i Trumpowi jest walka z „elitami", które obwiniane są za wcześniejsze zło i obecne trudności władzy. To zjawisko dobrze znane i opisane. Po czwarte, nihilizm moralny władzy, której wolno wszystko, bo przecież jest „dobra" dla ludu, więc lud jej wszystko wybaczy. I to założenie zadziwiająco długo sprawdza się w obu przypadkach. Po piąte, koncentracja na sprawowaniu władzy. Całe działanie władzy, wszystkie inicjatywy są tylko temu podporządkowane. Oczywiście w retoryce chodzi o naród, suwerena, kraj, uciśnionych, i to jakiś czas działa, bowiem populiści są sprawni propagandowo, a PR mają niezrównany. Po jakimś czasie rzeczywistość zaczyna przeczyć propagandzie, na jaw wychodzą afery i prywata, traktowanie przez władzę publicznych pieniędzy jak własnych, karmienie nimi rodzin i kolesiów, pompowanie tych pieniędzy do tworzonych naprędce fundacji i stowarzyszeń, które są towarzysko-finansowym zapleczem władzy. Władza staje się rodzinnym biznesem, tak działa Biały Dom Trumpa, tak to rozumieją rządzący Polską. Wreszcie związany z tym, po szóste, egoizm, który nierzadko ma nacjonalistyczny koloryt. Teraz, k..., my, tu i teraz, po nas choćby potop. Tak jest w kraju i tak jest w stosunkach zagranicznych. Trumpa nie interesują Zachód czy wspólnota atlantycka, nas nie interesuje stan UE, raczej przykładamy rękę do jej destrukcji, choć nie gardzimy jej pieniędzmi. Ale populista nie rozumie związku dobra indywidualnego z dobrem bardziej ogólnym, a już altruizm jest nie z jego świata.

Elity nie są bez grzechu

Tych podobieństw jest więcej, choć są też i różnice. Te drugie są mniej ważne. I żeby nie było wątpliwości – populiści, jak wiadomo, wskazują nierzadko na prawdziwe schorzenia społeczne czy wady polityki, ignorowane wcześniej przez polityczny mainstream czy ideowe elity, które podobnie jak politycy nie są bezgrzeszne. Zadufanie liberałów, w tym ignorowanie pewnych oczywistych problemów, a także wartości społecznych, w ostatnich kilku dekadach nieraz prowadziło do błędów czy tworzyło sytuacje, które pomagały takim jak Trump w dochodzeniu do władzy. To wiemy. Lecz populizm udziela fałszywych odpowiedzi i dla całych społeczeństw jest z reguły syrenim śpiewem, zwłaszcza że motywują go głównie głód władzy i leczenie kompleksów. Tak jest dzisiaj w Polsce. I to jest przypadek Trumpa, choć jemu akurat nie można odmówić trafionych ruchów, jak choćby zmiana podejścia do Chin czy niechęć do interwencji militarnych. Jednak populiści nie potrafią współpracować, bo nie tylko są „jedynie mądrzy" i żadnej rady nie potrzebują, ale też wiedząc, jacy sami są, nikomu nie ufają. Dlatego chaos i brak współpracy z sojusznikami nie może przynieść pożądanych rezultatów w stosunku do Chin. Joe Biden ma szansę to zmienić.

Skazani na porażkę

Zwycięstwo Bidena jest złą wiadomością dla populistów i  autokratów. Także tych w Polsce. My tutaj będziemy jednak mieli z nimi większy problem. Mając wady Trumpa, nie mają jego zalet, na przykład szacunku dla konstytucji czy respektu dla niezawisłych sądów. On nie mógł skolonizować systemu państwa, im się to udało. Dlatego leczenie Polski z wad, które zaszczepili systemowi władz publicznych, będzie trudniejsze, zwłaszcza że są one dzisiaj po to, aby PiS mógł rządzić długo i bezkarnie. Niech polscy populiści o silnych autokratycznych instynktach potraktują jednak porażkę Trumpa jako memento dla siebie. Populizm jest skazany na porażkę. Pytanie, w jakim stylu się to stanie. Jaką cenę obecny obóz władzy każe zapłacić Polsce i Polakom za powrót do normalności. Historia im to zapamięta. Samo zwycięstwo Bidena jest zaś dobrą wiadomością dla Polski. Joe Biden będzie z polskiej perspektywy przynajmniej tak samo dobrym prezydentem, jak był nim Trump dla PiS.

Autor jest politologiem, profesorem nauk humanistycznych, w latach 2010–2015 był doradcą prezydenta RP Bronisława Komorowskiego ds. międzynarodowych. Jest wykładowcą na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego

Wprawdzie przekaz amerykańskich wyborców dla Donalda Trumpa nie był tak radykalny jak jedenaście gwiazdek młodych Polaków do rządzących w naszym kraju, ale wspólny mianownik obu zjawisk jest znacząco podobny.

W grudniu 2016 roku, w kilka tygodni po wyborczym zwycięstwie Trumpa, „Rzeczpospolita" zamieściła mój tekst pt. „Autokraci, radujcie się!". Chodziło o autokratów w tych krajach na świecie, w których już rządzili lub próbują dojść do władzy. I potwierdziło się. Autokraci, od Putina, przez Kim Dzong Una, po Muhammada ibn  Salmana, cieszyli się zrozumieniem, a nawet otwartą sympatią Trumpa. W ich towarzystwie czuł się najlepiej. Choć sympatyzuje z autokratami, sam Trump jest przede wszystkim populistą. Autokraci nie zawsze nimi są, choć niektórzy łączą jedno z drugim.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem