Wśród kwestii, którymi zajmujemy się w publicznej debacie, są takie, których znaczenie jest rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, ale są i imponderabilia. W przypadku tych ostatnich ich waga bywa na ogół niewidoczna dla większej części publiczności, mimo że faktycznie jest ogromna. To jedna z takich spraw. W istocie nie jest to – jak twierdzą niektórzy – kwestia „tylko słów”, ponieważ słowa mają ogromne znaczenie. Język kształtuje naszą świadomość, siatkę pojęć, a co za tym idzie – to, jak myślimy o świecie. Nie jest to żadne odkrycie – rozumieli to doskonale filozofowie, przez wieki zajmujący się kwestią realności bytów, a więc sporem o uniwersalia, czy filozofią języka. Rozumieli to politycy, którzy wprowadzanie totalitaryzmów zaczynali często od języka. Manipulacje językiem zajmowały jedno z głównych miejsc w ideologiach narodowego socjalizmu (deprecjonowanie Żydów czy Słowian poprzez odmawianie im określeń dotyczących ludzi) oraz komunizmu („kułacy”, „prywaciarze”, „towarzysz” zamiast „pan”). Twierdzić, że używanie wobec zwierząt określeń zarezerwowanych dla ludzi nie ma znaczenia, może jedynie ktoś pozbawiony świadomości językowej.