Od czasu kryzysu w strefie euro jesteśmy świadkami wielu tendencji dezintegracyjnych w UE. Najbardziej spektakularną jest brytyjskie referendum mogące doprowadzić do opuszczenia Wspólnoty przez pierwsze państwo. Niektórzy specjaliści dowodzą, że jedynym sposobem opanowania kryzysu migracyjnego jest przywrócenie kontroli granic, a więc odejście od układu z Schengen.
Już obecnie kryzys spowodował wprowadzenie kontroli m.in. w Austrii, Danii, we Francji, w Niemczech, Szwecji i na Słowacji. Węgry i inne kraje dodatkowo zbudowały zasieki na granicach. Toczy się dyskusja o tym, że strefa euro nie ma zdolności politycznych do przeprowadzenia niezbędnych reform. Dlatego pojawiają się głosy wycofania się i z tego projektu lub przynajmniej jego ograniczenia tylko do najbardziej konkurencyjnych państw. W Wielkiej Brytanii i w Niemczech mamy debatę nad ograniczeniem unijnej swobody przepływu osób. Nie brak także głosów o potrzebie wycofania się z innej swobody UE, tj. przepływu kapitału, czemu ostatnio dał wyraz Wolfgang Münchau na łamach „Financial Times". Coraz więcej analityków powątpiewa w korzyści integracji lub nie ma nadziei na jej dalszy rozwój.
Nasila się dezintegracja
Być może największym skutkiem kryzysu strefy euro jest zmiana mechanizmów funkcjonowania UE. Dostrzegają to naukowcy z najlepszych ośrodków akademickich na świecie. Ich zdaniem polega ona na wzroście znaczenia instytucji międzyrządowych w stosunku do pozostałych instytucji unijnych, a także wzmocnieniu roli największych państw. Instytucje wspólnotowe, zwłaszcza Komisja Europejska, nie zawsze uosabiają dobro całej Unii lub kierują się nadrzędnym interesem europejskim. Przestają być oparciem dla podmiotów słabszych, które przejawiało się m.in. w naturalnej tendencji do hierarchii między państwami większymi i bogatszymi a tymi mniejszymi. Kryzys upolitycznił te instytucje w ten sposób, że zmniejszyła się ich autonomia wobec najbardziej wpływowych rządów.
Wszystko to ma poważne konsekwencje dla praktyki funkcjonowania UE. Prawo i procedury unijne są w większym stopniu podatne na wpływy państw, zgodnie z ich interesami i adekwatnie do ich siły politycznej. Przykładem są choćby trzy kolejne prolongaty dostosowań fiskalnych udzielanych przez Komisję Francji, w sytuacji kiedy słabsze państwa nie zawsze mogą liczyć na podobną życzliwość. Instrumenty europejskie są częściej narzędziem hierarchicznej władzy jednych państw nad drugimi, zwłaszcza nad tymi słabszymi lub mniej pokornymi politycznie. Tak było w przypadku Grecji wobec rządu Syrizy mającego opinię eurosceptycznego, a także ostentacyjnie krytycznego wobec niemieckiej polityki oszczędności. Musiał on w końcu przełknąć drakoński pakiet reform narzucony przez stronę europejską, a w istocie forsowany przez wierzycieli na czele z rządem w Berlinie.
Nasilają się więc tendencje dezintegracyjne w Europie, a także pogarszają warunki dla prowadzenia polityki europejskiej przez państwa mniejsze lub słabsze gospodarczo. Rozpoczęcie procedury naruszenia wartości UE zainicjowane z początkiem nowego roku przez Komisję dodatkowo utrudni polskiemu rządowi działania na arenie unijnej. Zdaniem specjalistów jest to procedura w dużym stopniu upolityczniona, na co wskazuje to, że na żadnym etapie nie uczestniczy w niej Trybunał Sprawiedliwości UE. Najważniejsze decyzje podejmują za to politycy najwyższego szczebla – szefowie rządów lub głowy państw członkowskich. Procedura pozostawia też duże pole do interpretacji i jest nietransparentna – w większości odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Daje więc okazję do gry politycznej, w tym również wywierania nacisków przez aktorów najbardziej wpływowych w UE.