Gdyby wierzyć w przekaz większości polskich mediów, można by sądzić, że bracia Ukraińcy za chwilę zdobędą Moskwę. Bombardują budynki w Rosji, atakują okręty, zdobywają przyczółki, stawiają warunki (że rozpoczną rozmowy z Putinem, kiedy ten wycofa się z terenów okupowanych). Muszę przyznać, że przez długi czas i ja w to wierzyłem. Żółte światło zapaliło mi się, kiedy w polskich omówieniach raportów zachodnich think tanków zaczął wybrzmiewać wątek ukraińskich porażek. Czerwone zaświeciło niedawno, kiedy dopiero z artykułu „New York Timesa” dowiedziałem się, że wielka ofensywa sił zbrojnych Ukrainy ugrzęzła na polach minowych. Gdybym ufał polskim przekazom, dalej żyłbym w przekonaniu, że dosłownie chwila dzieli ludzi Wołodymyra Zełenskiego od ostatecznego zwycięstwa nad armią Putina.

Co do zasady podstawową funkcją mediów jest informowanie. Niestety, nie w Polsce. U nas najważniejsza jest funkcja perswazyjna. Złożyło się na to wiele przyczyn. Podstawowa ma swoje korzenie jeszcze w czasach ustrojowego przełomu. Dziennikarze gremialnie opowiedzieli się wtedy po stronie „solidarnościowej” opozycji, co jest w pełni zrozumiałe. Zwłaszcza że znaczna część liderów środowiska pracowała wcześniej w podziemnej prasie i wydawnictwach. Młodzi adepci, którzy w tym czasie wchodzili do zawodu, chcieli być tacy jak oni i stać po właściwej stronie. To z tego bierze się nieznośne moralizatorstwo sporej części polskich mediów, które nieustannie przypominają, co jest godne, a co nie. Tyle że narzucenie tego samego podziału na dobry anty-PiS i zły PiS (albo odwrotnie) w demokratycznej już Polsce jest nie do przyjęcia. Bo przecież PiS nie został nam narzucony przez Związek Sowiecki. Na partię Jarosława Kaczyńskiego głosuje większość Polaków i należałoby to uszanować. Większość dziennikarzy tego jednak nie potrafi. Jedni nie znają umiaru w krytyce, inni w chwaleniu PiS i potępianiu opozycji (włącznie z oskarżeniami o zdradę). Fakty w takiej sytuacji nie mają znaczenia, opinie są traktowane jak informacje, bo wszystkim rządzą emocje.

I podobnie jest dziś w kwestii wojny w Ukrainie. Większość dziennikarzy tak bardzo chce, żeby Rosja przegrywała, że selekcjonuje pod tym kątem informacje i bierze własne życzenia za rzeczywistość.