PiS kontra najmniejsi

W „orędziu” Elżbiety Witek o Janie Pawle II nie brakło fałszów. Brakło zaś szacunku dla osoby ludzkiej – pisze publicysta.

Publikacja: 14.03.2023 03:00

PiS kontra najmniejsi

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Wielu dziennikarzy i publicystów twierdzi na podstawie licznych świadectw, że Karol Wojtyła jako kardynał i papież nieraz pobłażał przestępstwom seksualnym księży. Myśl o tym może wstrząsnąć także niewierzącym. Kanonizowany później Polak potrafił przecież fascynować choćby jako człowiek. Jego słowa mogły mieć znaczenie ponad granicami światopoglądów. A kiedy ucierpi wiarygodność kogoś takiego, wydaje się ubożeć cały świat.

Gdy jest tak z Janem Pawłem II, trudno też nie przeżywać tego ciężko w Polsce. W i tak już niebezpiecznie podzielonym kraju słabnie teraz autorytet, który przez lata wyrastał ponad podziały i pozwalał o nich zapominać. Na dodatek każdy z nas jest winien polskiemu papieżowi wdzięczność za jego udział w odzyskaniu niepodległości. A szczególnie trudno dzisiaj tym, którym jako wzór pomagał żyć.

Czytaj więcej

Brak zgody na kamienowanie

Ale obok tego dramatu, aż nadto nagłośnionego przez władze, rozgrywa się dramat przez nie przemilczany. To ciche cierpienia ludzi wykorzystanych seksualnie przez księży i okaleczonych tym psychicznie na resztę życia. Należy się im pociąganie krzywdzicieli do odpowiedzialności, nazywanie krzywd po imieniu, rozliczanie hierarchów na nie przyzwalających, ale też alarmowanie opinii publicznej po to, by się nie powtarzały. Należy się to w imię wrażliwości, prawa i etyki – także chrześcijańskiej.

Wiele szlachetnych pobudek może zatem skłaniać do drążenia spraw nawet tak bolesnych jak postawa Karola Wojtyły wobec takich przestępstw. Upubliczniają te kwestie także publicyści religijni, których to musi niemało kosztować. Jednak marszałek Witek zarzuciła im oraz innym podejmującym temat, że jako „spadkobiercy komunistów” chcą zniszczyć Jana Pawła II. Insynuacja i obelga z tak wysokiego urzędu może zdumiewać – a przy tym świadczy o nieczułości na los wykorzystanych.

Czytaj więcej

Witek: Spadkobiercy komunistów niszczą Jana Pawła II po śmierci

Kuriozum, nie orędzie

Uchwała Sejmu zawierała z kolei słowa o „haniebnej medialnej nagonce”. Kontekst wydarzeń i słowa Elżbiety Witek wskazują, że chodzi o reportaż telewizyjny „Franciszkańska 3” wyświetlony w TVN. Najwyższe gremium ustawodawcze zajęło się nagle recenzowaniem medialnej publikacji – kuriozum nie mniejsze niż forma wystąpienia pani marszałek. Transmitowane przez media publiczne, nazwane „orędziem”, w istocie bowiem było raczej spotem. Towarzyszyły mu (rzecz przy takim przemówieniu bodaj bez precedensu) rzewna muzyka i dokumentalne migawki: sceny z papieżem, archiwalia z powstania warszawskiego i demonstracji z flagami Solidarności.

Pisowska retoryka

Wszystko to miało manipulować emocjami odbiorców – zwłaszcza kiedy mówczyni porównała krytykę Jana Pawła II z niegdysiejszym zamachem na jego życie. Zaraz pokazano pamiętne nagranie, w którym postrzelony papież słabnie w papamobile, a pod to podłożono słowa o materiale „jednej z zagranicznych stacji telewizyjnych”. Była to wyjątkowo nieetyczna gra na skojarzeniach i uczuciach – firmowana przez drugą konstytucyjnie osobę w państwie.

Nieuczciwy był także sam tekst pani Witek. Mowa była w nim tylko o materiale nadanym przez TVN. Ani słowo zaś nie padło o tym, czego dotyczą zarzuty wobec Karola Wojtyły; ani to, że niejeden autor stawiał podobne kwestie w rozmaitych mediach nie od dzisiaj. Pochodzą ze „spreparowanych komunistycznych donosów” – powiedziała marszałek Sejmu, choć autorzy „Franciszkańskiej 3”, traktując te raporty z dystansem, przytaczali też inne dokumenty, relacje świadków i poszkodowanych.

Pani marszałek straszyła próbami „zniszczenia” Jana Pawła II. „Chce się nam zabrać jeden z symboli” – w tych słowach i całym wystąpieniu skupiła jak w soczewce pisowską retorykę, wizję świata i psychologię rządzenia. Zakłada ona biegunowe przeciwieństwa. Albo mamy symbol bez skazy (rodacy bez wyjątku ratujący Żydów, Jan Paweł II niepodlegający krytyce i inne), albo pierwsze zastrzeżenie do symbolu, jak rzekłaby pani Witek, podważa „nasze fundamenty”. Marszałek podzieliła też rzeczywistość na bezosobowe, groźne „się” czy wręcz cały „dzisiejszy świat” z jednej strony, a z drugiej nasz „dumny i mądry” naród. Ten okazuje się jak zwykle najważniejszy dla złowrogiego świata. Miliony albo miliardy ludzi na kuli ziemskiej nie mają pilniejszych zajęć, niż odbierać nam tożsamość.

Nam znaczy komu? Polakom? Niby tak – ale marszałek zdefiniowała naród po swojemu. To już nie, jak w preambule konstytucji, wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga, jak i niepodzielający tej wiary. To ci, którzy za „insygnia tożsamości” uznają nie tylko, jak art. 28 konstytucji, orła białego i biało-czerwoną flagę, lecz także obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i portret Jana Pawła II.

Rodakom choćby tylko obojętnym wobec jego postaci, obywatelom innych wyznań i narodowości oraz niewierzącym Elżbieta Witek, nie wiedzieć jakim prawem, wskazała, z czym powinni się odtąd identyfikować. Autorów biorących Karola Wojtyłę pod lupę z założenia wykluczyła spośród Polaków. Jan Paweł II był „naszą tożsamością” – powiedziała.

Po stronie dobra

Z samych słów jej wystąpienia nie dałoby się zgadnąć, że poza tym był... papieżem. Ale to chyba nie przypadek. Według pisowskiej retoryki religia zdaje się nie istnieć samodzielnie. Jawi się raczej jako narzędzie do umacniania zbiorowości, w której jednostka ma się zatracić.

W istocie też Elżbieta Witek i posłowie głosujący za uchwałą opowiedzieli się po stronie zbiorowości, hierarchiczności i symboli. „Po stronie dobra” – nazwała to marszałek. Tylko czyjego? Na pewno nie dobra wykorzystanych seksualnie. Ci ludzie, zwykle anonimowi, niemający publicznego głosu ani rozgłosu, w drabinie społecznej stoją nisko. Solidarność z takimi jak oni znalazła najdobitniejszy chyba wyraz – jeśli niewierzącemu wolno o tym wspomnieć – w słowach Ewangelii o sądzie ostatecznym (Mt 25, 31-46). „Cokolwiek uczyniliście najmniejszemu z moich braci, mnieście uczynili” – powiada Jezus. O tych słowach PiS wyraźnie zapomniał.

Autor jest poetą, tłumaczem, eseistą

Wielu dziennikarzy i publicystów twierdzi na podstawie licznych świadectw, że Karol Wojtyła jako kardynał i papież nieraz pobłażał przestępstwom seksualnym księży. Myśl o tym może wstrząsnąć także niewierzącym. Kanonizowany później Polak potrafił przecież fascynować choćby jako człowiek. Jego słowa mogły mieć znaczenie ponad granicami światopoglądów. A kiedy ucierpi wiarygodność kogoś takiego, wydaje się ubożeć cały świat.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił