Dzisiejsza opozycja to cztery ugrupowania parlamentarne i kilkoro partnerów spoza Sejmu, m.in środowiska samorządowe. Łączy je ostry sprzeciw wobec polityki prowadzonej od dwóch kadencji przez obóz Zjednoczonej Prawicy i niewiele więcej. Dzieli – nie tylko wewnętrzna konkurencja, ale też – a może przede wszystkim – poglądy i interesy wyborców.

Pochłonięci polityczną walką, która z niezwykłą intensywnością toczy się w Polsce od kilku lat, zapominamy o istocie sporu w polityce. A jest nią przecież reprezentowanie różnych grup społecznych przez partie o różnych obliczach ideowych. Minęły czasy ostrej walki klas, bo zmieniły się stosunki pracy i struktura społeczna. Ale to wcale nie znaczy, że sprzeczność interesów między przedsiębiorcami, pracownikami czy rolnikami – zniknęła. Nałożony na tę sprzeczność wielki spór o obecność Polski w Unii Europejskiej, praworządność czy przestrzeganie praw człowieka jest dla polityków dość wygodną areną. Zwalnia bowiem z odpowiedzi na pytania o to, kto ma korzystać ze wzrostu gospodarczego, jaki poziom rozwarstwienia społecznego jest w nowoczesnym państwie dopuszczalny i jak budować społeczną spójność, której warunkiem jest sprawiedliwy podział dóbr. W Polsce o tym się nie rozmawia publicznie.

W efekcie mamy szerokie pole dla prostych haseł o socjalnym wydźwięku, które nie niosą żadnej realnej treści. Najnowsze, to „Tusk premierem bezrobocia” lansowane przez PiS. Patrząc na realia ekonomiczne i demograficzne oraz fakt, że spadek bezrobocia zaczął się w 2012 roku, kiedy rządził właśnie Tusk, trudno w tym haśle znaleźć sens. Ale trudno też nie zauważyć, że ten straszak powstaje dzięki ogromnej pustej przestrzeni, którą w swoim programowym przekazie zostawia Platforma Obywatelska. Na to samo pole wszedł już przecież PiS w roku 2015, wykorzystując głuchotę wówczas rządzących na problemy społeczne. Nie wystarczą deklaracje dotyczące np. dopuszczalności aborcji do 12 tygodnia, potrzebny jest spójny plan tworzący odpowiednie warunki do rodzenia dzieci.

Czytaj więcej

Sondaż: Kto był „premierem polskiej biedy”? Morawiecki: Tusk. Polacy: raczej Morawiecki

To powinna być dla liderów opozycji lekcja nakazująca stworzenie spójnej wizji tego, jakim krajem po wyborach ma się stać Polska „dzień po”. Tusk chce znów być premierem, Czarzasty wicepremierem, podobnie jak Kosiniak-Kamysz, którego ambicją jest też wprowadzenie PSL do rządu po raz kolejny. Hołownia marzy o zbudowaniu chadeckiej formacji, której zostanie ojcem założycielem. Samorządowcy chcą być głosem Polski lokalnej na poziomie państwa. To normalne polityczne ambicje. Ale nie do zrealizowania w pojedynkę. Trzeba się więc dogadać nie tylko, jak walczyć z PiS o prawo, ale też wiedzieć, o jakiej sprawiedliwości społecznej marzą wyborcy.