Wojna zimna czy gorąca

Z historii wiemy, że Zachód może wygrać taką konfrontację, jeżeli będzie zjednoczony. Zwłaszcza że dziś jest silniejszy – pisze były szef MSZ.

Publikacja: 23.12.2022 03:00

Wojna zimna czy gorąca

Foto: AFP

W głośnym artykule na łamach „Foreign Affairs” kanclerz Olaf Scholz przestrzega przed nową „zimną wojną”. Czy jest to jednak właściwe rozeznanie stojących przed Unią Europejską wyzwań? Niektóre tezy postawione przez niemieckiego kanclerza są oczywiste. Unia Europejska powinna być zjednoczona wobec zagrożenia, jakie stanowi Rosja. Zrozumiałe są także aspiracje Niemiec do bycia liderem. Przyjęły 1 mln uchodźców z Ukrainy, inwestują w obronność 100 mld euro, planują osiągnąć poziom 2 proc. PKB wydatków na obronę. Zwiększają obecność wojskową na wschodniej flance NATO, wspierając Litwę, Słowację, a ostatnio także Polskę, oferując jej swoje patrioty. To skierowanie uwagi na Wschód budzi pewne obawy Francji.

Jednak ocena sytuacji i proponowane działania mogą budzić wątpliwości państw środkowoeuropejskich. Dla nich stawką wojny Rosji z Ukrainą są zasady, na jakich będzie zbudowany świat, w tym niezależność i suwerenność państw w Europie. Niemcy nie widzą tego w ten sposób, obawiają się obniżenia poziomu życia, naruszenia możliwości prowadzenia handlu, co uosabia właśnie zimna wojna.

Dla państw środkowoeuropejskich wyzwaniem nie jest zimna wojna, lecz wojna jak najbardziej gorąca. Wojna, w której giną ludzie, popełniane są zbrodnie, niszczona infrastruktura i mienie. Zimna wojna, będąca wynikiem zjednoczenia Zachodu wokół USA, nałożenia sankcji i izolacji Rosji na scenie międzynarodowej nie byłaby opcją najgorszą. Do tego przecież wezwał prezydent Joe Biden w swoim przemówieniu w Warszawie. Więcej, zimna wojna wydaje się wręcz być warunkiem uniknięcia w przyszłości wojny gorącej.

Z historii wiemy, że Zachód może wygrać zimną wojnę, jeżeli będzie zjednoczony. Zwłaszcza że dziś jest silniejszy, po jego stronie są bowiem państwa należące wcześniej do bloku wschodniego.

Wielobiegunowość

Pożądanym światem dla kanclerza Scholza jest świat wielobiegunowy, w którym Unia Europejska pod przywództwem Niemiec odgrywa rolę jednego z biegunów. Dokładnie taki sam świat wyobraża sobie Władimir Putin. Być może jest on w przyszłości nieunikniony, jednak wezwaniem chwili jest zjednoczenie Zachodu wokół Stanów Zjednoczonych. Amerykanie mają bowiem największe możliwości militarnego wsparcia Ukrainy i ponoszą największe tego ciężary. Pomożemy Ukrainie, gdy będziemy demonstrować jedność z naszym transatlantyckim sojusznikiem.

Nie będą temu służyć telefony do Władimira Putina i zapewnienia go o „zachowaniu twarzy” oraz gwarancjach bezpieczeństwa. Także nadmierne zainteresowanie porozumieniem pokojowym po zakończeniu wojny w sytuacji, gdy nie wiadomo, jak ona się skończy. To jest dziś dzieleniem skóry na niedźwiedziu. Nie służy też podtrzymaniu ducha walki wśród Ukraińców.

Nakazem chwili jest dostarczenie Ukrainie broni, w tym czołgów Leopard, które mogą pomóc jej wyprzeć agresora ze swego terytorium. Niemcy wspierają militarnie Ukrainę, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że mogłyby robić więcej.

Odejście od konsensusu

Kanclerz Scholz po raz kolejny proponuje odejście od konsensusu i podejmowanie decyzji w unijnej polityce zagranicznej większością kwalifikowaną. Wprowadzony w traktacie z Lizbony system podwójnej większości, który zakładał równowagę między państwami dużymi, został jednak wypaczony przez wystąpienie Zjednoczonego Królestwa z UE. Dziś siła głosu mieszkańca Austrii, Belgii czy Czech jest mniejsza niż mieszkańca Niemiec. Rozszerzenie zakresu spraw rozstrzyganych większością kwalifikowaną wymagałoby najpierw reformy samego systemu tak, aby był on zgodny z zasadami demokracji i sprawiedliwości, co wymagało zmian traktatowych.

Czy jednak Holandia, która dopiero co zawetowała członkostwo Bułgarii w strefie Schengen, zaakceptowałyby zmianę traktatu? Podobnie Austria, która zawetowała także członkostwo Rumunii? Czy Francja, która odrzuciła w referendum traktat konstytucyjny, jest gotowa rozpocząć debatę na temat zmian traktatowych? A Włochy? Myślę, że szereg państw zgłaszałby swoje uzasadnione postulaty zrównania siły głosu obywateli UE zgodnie z zasadami demokracji.

O błędnej polityce wobec Rosji zadecydował przecież nie sposób podejmowania decyzji w UE, lecz ich treść. Dużo już napisano o uzależnieniu Europejczyków od Rosji w zakresie dostaw surowców energetycznych. Istotną rolę odegrał też tzw. format normandzki, powołany przez Francję i Niemcy w 2014 r.

Format ten powstał – parafrazując znane powiedzenie o NATO – by trzymać „the Russians in, the Americans out and the Ukrainians down” (Rosjan przy sobie, Amerykanów z daleka, a Ukraińców pod kontrolą). Umożliwił on Niemcom i Francji współpracę z Rosją ponad głowami innych, w tym budowę Nord Stream 2 i współpracę wojskową. Jeszcze w czerwcu 2021 r. Francja i Niemcy forsowały zaproszenie Władimira Putina na szczyt UE. Gdyby obowiązywał postulowany przez kanclerza Scholza system większościowy, zapewne dopięłyby swego. Uratowała nas zasada konsensusu, która umożliwiła zablokowanie tej błędnej decyzji.

System większościowy obowiązywał natomiast przy ustalaniu kwoty uchodźców dla poszczególnych państw w czasie kryzysu migracyjnego. Państwa środkowoeuropejskie, które były temu przeciwne, zostały przegłosowane, a później bez pardonu zaatakowane za rzekomy nacjonalizm i brak europejskiej solidarności. Wprowadzenie wówczas rozwiązania są dziś powszechnie uważane za błąd. Nikt nie proponuje wprowadzania kwot dla uchodźców z Ukrainy, którzy mają prawo wybrać, dokąd chcą jechać. Została przyjęta proponowana przez Polskę zasada, że każde państwo robi to, co w jego mocy, by pomóc uchodźcom z Ukrainy, a Unia Europejska pomaga finansowo.

Przytoczone przykłady wskazują, że większościowy sposób podejmowania decyzji nie musi być dobrym rozwiązaniem. Wyzwania, przed jakimi stoi dziś Unia Europejska, nie są bowiem konsekwencją określonego sposobu podejmowania decyzji, lecz ich kierunku i treści. Powinniśmy się zatem skoncentrować na tym, jak możemy zapobiec złym decyzjom w przyszłości. Nie jestem przekonany, czy propozycje kanclerza Scholza przybliżają nas do tego.

W głośnym artykule na łamach „Foreign Affairs” kanclerz Olaf Scholz przestrzega przed nową „zimną wojną”. Czy jest to jednak właściwe rozeznanie stojących przed Unią Europejską wyzwań? Niektóre tezy postawione przez niemieckiego kanclerza są oczywiste. Unia Europejska powinna być zjednoczona wobec zagrożenia, jakie stanowi Rosja. Zrozumiałe są także aspiracje Niemiec do bycia liderem. Przyjęły 1 mln uchodźców z Ukrainy, inwestują w obronność 100 mld euro, planują osiągnąć poziom 2 proc. PKB wydatków na obronę. Zwiększają obecność wojskową na wschodniej flance NATO, wspierając Litwę, Słowację, a ostatnio także Polskę, oferując jej swoje patrioty. To skierowanie uwagi na Wschód budzi pewne obawy Francji.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?