Reklama

Marek Migalski: Co wojna mówi nam o słupkach

PiS zyskuje w sondażach, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze.

Publikacja: 08.03.2022 21:00

PiS może słusznie argumentować, że od lat alarmowało o możliwości agresji ze strony Federacji Rosyjs

PiS może słusznie argumentować, że od lat alarmowało o możliwości agresji ze strony Federacji Rosyjskiej

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Coraz częściej w mediach pojawiają się głosy, by obecnie – w obliczu wojny na Ukrainie – nie tylko porzucić nasze wewnątrzpolskie spory, ale nawet przestać je analizować i rozważać wpływ konfliktu za naszą wschodnią granicą na rodzimą scenę partyjną. Celują w tych apelach wieloletni propagandyści PiS, którzy – jak widać – nadal ochoczo spełniają oczekiwania władzy. Wszak taka rezygnacja nie tylko z uprawiania polityki wewnętrznej, ale nawet z jej opisywania, byłaby na rękę obecnie rządzącym.

Odrzucając jednak ich marzenia, warto zastanowić się nad tym, jak agresja rosyjska wpłynie na naszą politykę. Pierwszym wnioskiem – dość zresztą banalnym – jest wzrost popularności Zjednoczonej Prawicy. Pisałem o tym przed dwoma tygodniami na łamach „Rzeczpospolitej” i przewidywałem, że tak właśnie się stanie. Kilka sondaży opublikowanych w ostatnich dniach pokazało, że to łatwe do przewidzenia zjawisko rzeczywiście miało miejsce. We wspomnianym artykule tłumaczyłem powodujące to mechanizmy społeczne i psychologiczne, ale każdy może sobie wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje i dlaczego w obliczu zewnętrznego zagrożenia społeczeństwa skupiają się przy przywódcach.

Sondaże po nowemu

Dziś warto pokusić się o inną prognozę – jak będzie wyglądać rywalizacja polityczna (oraz ostatecznie kampania wyborcza) w najbliższych miesiącach. I pierwszym wnioskiem, jaki się nasuwa jest ten, że im dłużej będzie trwała wojna na Wschodzie, tym bardziej wpływać ona będzie na naszą politykę i słupki poparcia dla partii. Drugim, że może to skłonić obóz władzy do rozpisania przedterminowych wyborów, by to „polityczne złoto” (mówiąc językiem Mateusza Morawieckiego) przetopić na kolejne procenty poparcia społecznego. Trzecim, że kwestie bezpieczeństwa, zwłaszcza w kontekście dotychczasowej polityki zagranicznej wobec Rosji oraz Zachodu, mogą stać się kluczowym podziałem i głównym polem starcia.

Pierwszy wniosek wydaje się oczywisty i nawet nie ma sensu go uzasadniać. Jeśli dotychczasowy konflikt prawie całkowicie zdominował debatę publiczną, spowodował praktycznie zniknięcie innych tematów (z Covid-19, inflacją, drożyzną oraz łamaniem przez ZP zasady praworządności), to gdy zaostrzy się on oraz będzie pochłaniał jeszcze więcej ofiar, to jeszcze bardziej obecny będzie w świadomości Polek i Polaków. I choć pewnie nastąpi pewien efekt znużenia i przyzwyczajenia, to jednak trwanie wojny u naszych granic na pewno znacząco będzie oddziaływać na nasze postawy polityczne.

Drugi wniosek jest mniej oczywisty – bo to, czy Jarosław Kaczyński zdecyduje się na ryzyko przedterminowej elekcji parlamentarnej nie jest jasne. Zyski są oczywiste, ale przeprowadzenie całej operacji – zwłaszcza w obliczu wojny na Wschodzie – może nie być łatwe. Ale to, że prezes PiS o tym myśli, jest oczywiste (może nie dla wspomnianych na wstępie prorządowych propagandystów, którzy nie dopuszczają pewnie do siebie, że ich idol może tak cynicznie traktować tragedię Ukrainy).

Reklama
Reklama

Polityka się nie kończy

Czy jednak tak się stanie i rzeczywiście za kilka miesięcy pójdziemy do lokali wyborczych nie jest przesądzone, choć z całą pewnością czołowi politycy (zarówno z obozu władzy, jak i z opozycji) o tym myślą. Warto także, by takie scenariusze zaczęły być rozważane przez analityków. Wbrew nadziejom niektórych polityka się nie skończyła. Ona nigdy się nie kończy – o czym wie każdy, kto czytał materiały historyczne o sporach na szczytach polskich władz nawet w czasie drugiej wojny światowej.

Wreszcie wniosek trzeci – o tym, że sprawy bezpieczeństwa staną się kluczowe w nadchodzących miesiącach w polskiej polityce. Bez względu na to, kiedy pójdziemy do urn wyborczych, spostrzeżenie, że walka polityczna będzie się odbywać wokół tej tematyki wydaje się uzasadnione. Wszystkie prace neurobiologów, kognitywistów czy prymatologów świadczą o tym, że właśnie sprawy bezpieczeństwa są kluczowymi dla ludzi, dla ich mózgów, dla ich zachowań. To podstawa naszej człowieczej i przedczłowieczej egzystencji. Większość innych potrzeb psychologicznych wydaje się wtórna wobec walki o przetrwanie, o zachowanie zdrowia i życia. Wojna może jedynie jeszcze bardziej wyeksponować tę tematykę. I właśnie wokół niej rozegra się najważniejszy spór kampanijny. Tym bardziej, że obie strony polskiego sporu mają w tej materii mocne karty.

PiS może słusznie argumentować, że od lat alarmowało o możliwości agresji ze strony Federacji Rosyjskiej. Nawet wykorzystywanie katastrofy smoleńskiej może w tym kontekście wybrzmieć na korzyść partii Kaczyńskiego. Także powołanie do życia WOT, obsesja na punkcie wojskowości, walka z NordStream 2 oraz antyrosyjskie filipiki i inne rodzaje politycznej ekspresji podkreślające przywiązanie do ducha bojowego. I nie będzie miało specjalnego znaczenia, że duża część wydatków na zbrojenia była robiona bez ładu i składu (co w mailach przyznawał nawet Michał Dworczyk), a działania Antoniego Macierewicza oceniane były przez wielu jako de facto obniżające wartość bojową naszej armii oraz wywiadu wojskowego – ważne będzie, że politycy ZP będą mogli wykrzyczeć głośne: „A nie mówiliśmy?!”.

Korzenie we Wspólnocie

A opozycja? W tej konfrontacji nie jest bez szans, bo jej linią obrony (oraz ataku) może być to, że nasze względne bezpieczeństwo nie jest wynikiem siły Trójmorza czy innych bajek, w które wierzyli rządzący, ale naszego członkostwa w EU i NATO. Gdybyśmy nie byli częścią Zachodu, w Polsce Putin mógłby postępować podobnie, jak robi to na Ukrainie. To nie muzea wyklętych i nie lekcje HiT chronią nas przed rosyjską agresją, lecz fakt, iż jesteśmy zakorzenieni we wspólnocie euroatlantyckiej. Tej wspólnocie, którą politycy PiS określali jako zepsutą, jako „okupanta” lub jako wyimaginowaną. Tej wspólnocie, którą wraz z najbardziej proputinowskimi i de facto faszystowskimi ugrupowaniami Kaczyński chciał „reformować” i rozluźniać.

Wojna na Wschodzie bardzo zmieniła naszą politykę – tak bardzo, że ponad sto tysięcy polskich ofiar Covid-19 jakby przestało się liczyć. Ale to zmiana polityki, a nie jej zawieszenie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że rosyjska agresja bardziej sprzyja PiS-owi. I tak jest w istocie. Od 2014 roku, od kryzysu uchodźczego, sprawy międzynarodowe pomagają Kaczyńskiemu i jego ludziom. Bez wcześniejszego kryzysu na granicy z Białorusią oraz obecnej wojny w Ukrainie rozmawialibyśmy dziś o degeneracji obozu władzy, pośle Mejzie, drożyźnie i inflacji, ale dzięki temu, co Putin zafundował światu, nasza uwaga skupiona jest na czymś zupełnie innym.

To punkt dla władzy. Ale opozycja nie jest bez szans na to, by właśnie na tle tej tragedii pokazać, jak błędna była polityka zagraniczna RP po 2015 roku, jak wiele popełniono błędów w naszych relacjach z sojusznikami i jak niezwykle osłabiono Polskę, inwestując w przedsięwzięcia, które służyły jedynie propagandowym lub ideologicznym obsesjom ludzi ZP. I choć PiS wyraźnie zyskuje politycznie na wojnie rosyjsko-ukraińskiej, nie jest przesądzone, że dzięki tej tragedii zdoła utrzymać władzę na następną kadencję.

Reklama
Reklama

Autor jest politologiem, profesorem UŚ

Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Karol Nawrocki musi szybko dojrzeć po reakcji Donalda Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Polska potrzebuje tarczy wymierzonej w dezinformację. PAP ma na to pomysł
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Od reparacji mogą zależeć relacje między Polską i Niemcami
analizy
Marek Kozubal: Alert RCB o zagrożeniu uderzeniem z powietrza. To dopiero początek
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Dziedzictwo Jerzego Giedroycia
Reklama
Reklama