Reklama

Łukasz Warzecha: Nie tracić rozsądku

Polski interes w tej wojnie jest inny niż Ukrainy.

Publikacja: 08.03.2022 21:00

Z rachub Zełenskiego wyniknąć może III wojna światowa

Z rachub Zełenskiego wyniknąć może III wojna światowa

Foto: AFP PHOTO / PRU

Jednym z najgorętszych pytań w ostatnich dniach jest to o ustanowienie przez NATO nad Ukrainą strefy zakazu lotów. Wybrzmiał ten postulat mocno, kiedy nastąpił atak na elektrownię jądrową Zaporoże. Obserwowałem rozwój wypadków. Widziałem dramatyczne tweety prezydenta Zełenskiego o potencjalnej katastrofie, dziesięć razy większej niż ta w Czarnobylu, informacje o jego telefonach do przywódców Zachodu, filmy z ostrzału. Potem zacząłem czytać wypowiedzi ekspertów na temat konstrukcji elektrowni i zrozumiałem, że zagrożenia właściwie nie było.

Wołodymyr Zełenski doskonale musiał wiedzieć, że elektrownia jest zbudowana w technologii, która daje niemal 100-proc. odporność na działania, jakie miały tam miejsce. Skąd zatem skrajnie alarmistyczny ton i opowieści o grożącym wybuchu? To jasne: w interesie Zełenskiego jest jak najgłębsze wciągnięcie Zachodu i NATO w konflikt. W kolejnych dniach ta presja ze strony Ukrainy się zwiększyła. Sięgnięto po wszystkie standardowe instrumenty oddziaływania na nastroje. To zrozumiałe i dla Zełenskiego oraz jego ekipy chwalebne.

Pamiętajmy jednak: choć Polska ma w tym konflikcie ogromną część interesów zbieżnych z Ukrainą, to jednak nie w 100 proc. Ukraina chce jak największego zaangażowania Zachodu i z jej punktu widzenia nie ma nic złego ani we włączeniu się sojuszu czynnie w działania wojenne, ani w rozlaniu się konfliktu. Do tego by doprowadziło starcie myśliwców NATO z rosyjskimi, nieuchronne w wypadku ustanowienia strefy zakazu lotów.

Jednak – trzeba to powiedzieć wprost – polski interes jest inny. Z rachub Zełenskiego wyniknąć może III wojna światowa. Polska byłaby na pierwszej linii. To nasz dorobek ostatnich kilku dekad byłby puszczany z dymem i nasi obywatele zabijani. Rosyjskie rakiety rujnowałyby Rzeszów, Białystok, Lublin czy Warszawę, nie Londyn, Berlin czy Paryż.

Realizm nakazuje osłabić teraz Rosję jak tylko się da poprzez różnego rodzaju pomoc dla Ukrainy i to już następuje. Ale nakazuje też absolutnie unikać czynnego udziału w tym konflikcie. Nie jest tu żadnym argumentem, że „Rosja i tak może zaatakować”. To nie znaczy, że sami mamy jej dostarczać kolejnych pretekstów. Słaba Rosja to dla nas czas na zbrojenie się, a dla Rosji, która będzie lizać rany po wojnie, może na wewnętrzną zmianę, która da lidera o bardziej pragmatycznym podejściu.

Reklama
Reklama

Fałszywe jest twierdzenie, że musimy działać, bo jesteśmy „następni w kolejce”. Kolejka Putina to najpierw zapewne Naddniestrze, potem prawdopodobnie Gruzja, dopiero ewentualnie później członkowie NATO i to też nie najpierw my. Ale po ukraińskim blamażu nawet to może być już nieaktualne, a na pewno bardzo odsuwa się w czasie. Nie mamy żadnego interesu w tym, żeby ten proces przyspieszać. Gdybyśmy zaś naprawdę mieli być następni, powinniśmy go wręcz za wszelką cenę spowolnić. Sympatia wobec walczącej Ukrainy nie może nam odbierać rozsądku.

Autor jest publicystą „Do Rzeczy”

Opinie polityczno - społeczne
Były szef Agencji Wywiadu: Pierwsza linia obrony przed dronami powinna być daleko od Polski
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Karol Nawrocki musi szybko dojrzeć po reakcji Donalda Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Polska potrzebuje tarczy wymierzonej w dezinformację. PAP ma na to pomysł
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Od reparacji mogą zależeć relacje między Polską i Niemcami
analizy
Marek Kozubal: Alert RCB o zagrożeniu uderzeniem z powietrza. To dopiero początek
Reklama
Reklama