„Zdumiał mnie fakt, że w demokratycznym państwie dziennikarz piszący w niebrukowym przecież piśmie nie przyjmuje oświadczenia obywatela Henryka Muszyńskiego do wiadomości. Przecież gdy ktoś coś mówi publicznie, to tak długo, jak nie udowodniono mu, że kłamie, przyjmuje się jego słowa za prawdziwe” – pisze o. Dostatni. A ja nie wiem, czy to naiwność prawdziwa, czy chwyt erystyczny.
Jeśli jednak to pierwsze, to należałoby wyjaśnić dominikaninowi, że procedura procesu karnego nie jest tożsama z oceną społeczną, publicystyczną czy polityczną. Rygorystycznie stosowana zasada domniemania niewinności potrzebna jest właśnie w procesie karnym, dla zabezpieczenia tej właśnie sfery, w której efekty ewentualnej pomyłki mogą być dla podsądnego najbardziej dramatyczne, a wręcz tragiczne. Dlatego uznano, że tu – ale właśnie tylko tu – potrzebna jest nierównowaga na rzecz osoby o coś oskarżanej. W innych sferach taka zasada już nie obowiązuje.
I bardzo dobrze, prowadziłoby to bowiem do patologii i zagrożeń, których efekty byłyby znacznie gorsze. Jest prawem człowieka mieć gwarancję nie zostania skazanym za przynależność do mafii, jeśli prokuratura nie jest w stanie przedstawić sądowi wystarczających dowodów winy. Jest jednak prawem decydentów – czyli sprawujących władzę polityków albo wyborców – nie powoływać tego samego człowieka na jakieś stanowisko w sytuacji, w której utrzymują się wokół niego wątpliwości. Jest również prawem publicysty przypominać o takich wątpliwościach.
[srodtytul]But is he kosher? [/srodtytul]
W slangu amerykańskich służb specjalnych istnieje, zapożyczone z jidisch, słowo „kosher”. Używane jest w sytuacji np. takiej: ktoś ma być użyty do szczególnie wrażliwej misji, związanej z dużym prawdopodobieństwem rozmaitego rodzaju podejść ze strony przeciwnika. Grupa oficerów sprawdza, czy temu komuś można ufać. W końcu pada konkluzja: he is clean, jest czysty, nic na niego nie mamy, nie wiadomo nam o niczym złym z nim związanym. I wtedy ktoś mówi: OK., he`s clean, but is he kosher? „Kosher” w tym rozumieniu to więcej niż „clean”. „Kosher” to nie tylko brak świadectw o czymś tę osobę kompromitującym (tym mniej: sytuacja, w której takie świadectwa są, tylko niewystarczające w sensie sądowym). „Kosher” to stan pozytywnej pewności, że nie tylko nie mamy takich świadectw, ale że ich być nie może, że będący przedmiotem procedury człowiek z całą pewnością nic takiego nie popełnił i nie popełni w przyszłości.
Procedura „kosher” jest więc w sensie swej filozofii odwrotnością procedury, kierującej się zasadą domniemania niewinności. Stosowana jest wobec bardzo ograniczonej liczby osób i stanowisk.