Kto ponosi odpowiedzialność? Krótko: globalni finansiści, którzy stając się nową klasą rządzącą, dzielili i rządzili jak planeta długa i szeroka. Żyli w przekonaniu, że świat leży u ich stóp, a jedynym zajęciem, jakim oddawali się w czasie, kiedy nie grali na giełdach, zarabiając krocie, była niekończąca się orgia zaspokajania swoich najwymyślniejszych potrzeb. Polityka szybkiego zysku przy maksymalnym ryzyku pociągnęła za sobą także zmiany w mentalności światowej kadry finansowej. Protestancki etos pracy i uczciwości, który budował potęgę Ameryki, poszedł w zapomnienie. Dziś cnota, bez której praktykowania nowoczesny bankowiec nie wyobrażał sobie życia, to chciwość. Chciwość jest dobra.
Ale rękę do deregulacji rynku zaczynającego przypominać mętną wodę, w której doskonale poczuli się rozmaitej maści spekulanci, przyłożył też amerykański rząd. Szczególnie w osobie nieomylnego – jak do niedawna sądzono – byłego szefa Fedu Alana Greenspana. Dopiero zeznając przed Kongresem, czyli po tym, jak finansowe mleko się już rozlało, przyznał, że jego wiara w wolny rynek okazała się naiwna. Że inwestowanie i udzielanie kredytów wysokiego ryzyka, które – co prawda przynosiły szybkie zyski i dawały poczucie, że kapitalizm to najlepsza rzecz, jaka się człowiekowi przydarzyła na tym świecie – doprowadziły ostatecznie do finansowej zapaści.
Rynki nie mogły dalej działać na dotychczasowych zasadach, gdyż zaczęło na nich po prostu brakować pieniędzy. A gdzie znajdowały się pieniądze, skoro zabrakło ich w sejfach największych światowych banków i instytucji finansowych? Miało jej państwo, które z kolei zdobyło je, ściągając od nas podatki. Publiczne pieniądze okazały się więc dla finansistów nie tylko łakomym kąskiem, ale ostatnią deską ratunku, jeśli myśleli o przeżyciu. Rodziło się tylko jedno "ale" – jak położyć na nich łapę?
[srodtytul]Szok wśród klientów [/srodtytul]
Było jasne, że masy powstaną z kolan, kiedy faceci z Wall Street zażądają tych pieniędzy jak swoich. Trzeba było więc stworzyć choćby pozory, że przelewanie na konta prywatnych instytucji finansowych publicznych pieniędzy dokonuje się w imię "wyższej konieczności". Jak zatem doszło do operacji, która sprowadziła się do logiki "sprywatyzować zyski i uspołecznić straty"?
Amerykanie, a w ślad za nimi obywatele innych demokratycznych państw bez walki oddali ciężko składane do wspólnej, państwowej kasy grosze. Dlaczego? Jak pamiętamy, sekretarz skarbu w rządzie G.W. Busha Henry Paulson pokazowo dopuścił do upadku Lehman Brothers – jednego z czołowych banków inwestycyjnych w USA. Upadek Lehmana miał wywołać szok pośród klientów wszystkich banków. I wywołał. Światowa publiczność, widząc, jak z dnia na dzień zamykany jest Lehman, miała zrozumieć (i zrozumiała!), że to rzeczywiście nie przelewki. Kryzys jest realny.