Nazwijmy go pisowcem

Żeby uderzyć skutecznie w Michała Karnowskiego, musielibyście mu panie i panowie udowodnić wysługiwanie się partyjnym politykom. A to akurat byłoby wyjątkowo trudne – pisze publicysta

Aktualizacja: 19.02.2010 13:38 Publikacja: 18.02.2010 19:08

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

W aferze hazardowej uderzał mnie od początku jeden nieco poboczny wątek. Oto biznesmeni tej branży zastanawiali się, jak zrobić krzywdę wiceministrowi Jackowi Kapicy, który forsuje przepisy niesprzyjające ich zyskom. Więc wymyślili koncept: powiemy, że jest PiS-owcem. To wszak najgorsza obelga. To go skompromituje. W kraju, gdzie mamy partię mainstreamową, i partię "gorszą", bardziej plebejską, radykalną czy antyestablishmentową, to rzeczywiście groźna broń.

Przykro mi, ale podobnie instrumentalne wydają mi się argumenty organizacji związkowej radiowej Trójki, gdy zapowiada wejście w spór zbiorowy z własnym kierownictwem dlatego, że nowa dyrekcja zaproponowała prowadzenie porannych radiowych rozmów z politykami i komentatorami Michałowi Karnowskiemu. Nie chcę być niesprawiedliwy, rozumiem nerwowość związaną z kolejną wymianą radiowej władzy. Ale zarzut wobec Karnowskiego poraża równie małą subtelnością jak tamten hipotetyczny, przeciw Kapicy: ma wyraziste poglądy, występuje jak komentator, jest sympatykiem PiS.

[srodtytul]Sympatie dziennikarzy[/srodtytul]

Bardzo ciężko prowadzi się debatę o cudzych poglądach i sympatiach. Prawdę mówiąc, nie istnieją precyzyjne kryteria pozwalające stwierdzić, że ktoś jest (bądź nie jest) sympatykiem jakiejś partii, poza jego własnymi jednoznacznymi deklaracjami. W Polsce są dziennikarze, którzy się na takie deklaracje zdecydowali, choć raczej nieliczni, na przykład Jacek Żakowski, który notabene nie tylko nie stracił, ale wręcz zyskał na opinii niezależnego dziennikarza po tym, jak ogłosił, że głosował na SLD.

Ktoś, kto na temat swoich partyjnych sympatii milczy, ma do tego prawo, i nie powinien być wciągany w upokarzającą debatę mającą mu wykazać, że jest wielbłądem, gdy twierdzi, że nie ma garba. Owszem, jeśli dziennikarz komentuje, można zdefiniować jego ideowe sympatie (prawicowy, lewicowy, liberalny, katolicki). Ale to wcale nie musi oznaczać chęci obsługiwania doraźnych interesów partyjnych liderów. Przekonania nie tylko nie hańbią publicysty, ale są dla niego czymś naturalnym.

Czy publicysta o wyraźnych poglądach powinien moderować telewizyjne debaty? Może jest to temat do sporu, ale życie trochę go już rozstrzygnęło. W pierwszym programie publicznego radia prowadzącym rozmowy z politykami został właśnie Wojciech Mazowiecki, jeden z najbardziej wyrazistych, by nie rzec wojownicznych liberalno-lewicowych publicystów, który w niedawnym tekście w "Gazecie Wyborczej" atakował Jacka Żakowskiego i Tomasza Lisa za to, że w sprawie afery hazardowej byli zbyt krytyczni wobec PO.

Czy to oznacza, że jest on zanadto upolityczniony? Że za bardzo się odsłonił ze swoimi sympatiami? Nie mnie to oceniać. Konstatuję tylko, że jego obsadzenie w tej roli nie budzi niczyich zastrzeżeń.

Podobnie jak wieloletnia komentatorska rola samego Tomasza Lisa moderującego główny program polityczny w TVP, i to za czasów kilku ekip. O czołowych gospodarzach różnych audycji z prywatnych stacji radiowych i telewizyjnych już nie wspomnę, bo ich status jest nieco inny. Ale tak się składa, że komentują jeden w drugiego i jedna w drugą – politykę. Czy zasługują na etykietkę stronniczych? Partyjnych?

[srodtytul]Standard Trójki[/srodtytul]

Oczywiście dziennikarze Trójki mogą powiedzieć, że ich otoczenie zewnętrzne kompletnie nie interesuje. Oni chcą ustanowić standard tylko i wyłącznie dla siebie samych. Rzecz w tym, że nikt z kolejnych rządców Trójki, łącznie z właśnie odwołaną Magdą Jethon, nie był produktem jakiegoś abstrakcyjnego medialnego obiektywizmu ani nie został wybrany przez zespół, lecz wypadł z kapelusza w następstwie politycznych konfiguracji.

W tym ostatnim przypadku cokolwiek dziwacznych i przypadkowych (dawni ludzie Samoobrony skłaniający się ku SLD). Notabene czy tę właśnie linię prezentowali za czasów Magdy Jethon prowadzący polityczne audycje w Trójce do zeszłego tygodnia? Stosując logikę zbuntowanej załogi, należałoby twierdzić, że tak.

Rozumiem rozgoryczenie wobec partyjnego mechanizmu obsady kierowniczych stanowisk w publicznych mediach, które trwa jednak od wielu lat. Gdy w radiu i telewizji dominował SLD, obsadzano, w Trójce według politycznego klucza, nie tylko dyrektorów, ale i szefów redakcji. Nikt nie wie o tym lepiej niż Jerzy Sosnowski, który prowadził w tamtych czasach bardzo długo swoje, skądinąd świetne, audycje, a dziś przewodzi związkowcom.

Jacek Sobala, nowy dyrektor Trójki, może się okazać szefem lepszym lub gorszym. Mając polityczny stempel koalicji PiS-SLD, powinien być maksymalnie ostrożny i dyplomatyczny, także wobec własnych dziennikarzy. Ale nie rozumiem pretensji, gdy zaprasza do prowadzenia audycji doświadczonego dziennikarza, którego newsy stają się co kilka dni tematem doniesień wszystkich serwisów, a w przeddzień powrotu do radia prowadził w swojej gazecie prestiżową rozmowę z Radosławem Sikorskim, szefem MSZ i kandydatem na prezydenta. To miara dziennikarskiej sprawności i doświadczenia, a nie politycznych łokci.

Żeby uderzyć skutecznie w Karnowskiego, musielibyście mu panie i panowie udowodnić wysługiwanie się partyjnym politykom. To akurat wyjątkowo trudne, bo w wywiadach jest na mój gust aż do przesady przezroczysty i zdystansowany wobec różnych stron, a zarazem traktowany jako godzien szacunku partner przez polityków, nie tylko z prawicy.

Na razie ze strony związkowców z Trójki padł jeden zarzut – gdy poprzednim razem przez dwa lata prowadził radiowe rozmowy, miał zbyt często cytować własną gazetę. To akurat (piszę to jako słuchacz tych rozmów) zarzut wyjątkowo niesprawiedliwy. Michał Karnowski równie często cytował "Dziennik" co "Gazetę Wyborczą" lub "Rzeczpospolitą". Ale nawet w tym oskarżeniu, gdyby traktować je serio, coś się nie zgadza. Świętej pamięci "Dziennik" to dla prezesa Jarosława Kaczyńskiego był "biuletyn Platformy", a dla radykalnie prawicowych internautów liberalna i niemiecka szmata "Der Dziennik". Nie wprowadza to niejakich komplikacji w wasz uproszczony obraz świata?

Nie, bo o tym, kto jest PiS-owcem, decydujecie wy? Niedługo doczekamy się pisowskości bezobjawowej, tym groźniejszej, że przecież jej nosiciele się maskują.

[srodtytul]Smutna wizja [/srodtytul]

Piszę o tym z pewną emocją, bo Michał Karnowski jest moim przyjacielem. Ale jest moim przyjacielem między innymi dlatego, bo zachował wyjątkową dziennikarską uczciwość. Nie uległ żadnej z pokus: ideologicznego fanatyzmu lub plastikowego karierowiczostwa. Uznanie, że nie ma on prawa prowadzenia audycji w publicznym radiu (służę długą listą wyrazistych, ba, zaangażowanych dziennikarzy, którzy robią to samo), oznacza, że ktoś, kto ma poglądy na lustrację, aborcję, politykę zagraniczną czy historię PRL, jest objęty swoistym zakazem wykonywania pewnych funkcji. A raczej, że ktoś, kto ma określone poglądy, bo jeśli miałby inne, byłby tam mile widziany. Smutna to wizja.

Myślę z pełną sympatią o zawodowej pasji i talentach ciekawego zespołu Trójki, zwłaszcza w tych trudnych czasach, gdy publicznymi mediami miotają finansowe kłopoty i polityczne burze. Ale dedykowałbym Wam koledzy pewną anegdotę, która jest prawdziwa, bo znam ją z autopsji. Pewien ważny polityk Unii Wolności przekonywał mnie kiedyś, że znany dziennikarz jest uosobieniem obiektywizmu. Spytany, na jakiej podstawie tak sądzi, odrzekł: - No przecież mówi z reguły to co ja.

[i]Autor jest publicystą dziennika "Polska. The Times"[/i]

W aferze hazardowej uderzał mnie od początku jeden nieco poboczny wątek. Oto biznesmeni tej branży zastanawiali się, jak zrobić krzywdę wiceministrowi Jackowi Kapicy, który forsuje przepisy niesprzyjające ich zyskom. Więc wymyślili koncept: powiemy, że jest PiS-owcem. To wszak najgorsza obelga. To go skompromituje. W kraju, gdzie mamy partię mainstreamową, i partię "gorszą", bardziej plebejską, radykalną czy antyestablishmentową, to rzeczywiście groźna broń.

Przykro mi, ale podobnie instrumentalne wydają mi się argumenty organizacji związkowej radiowej Trójki, gdy zapowiada wejście w spór zbiorowy z własnym kierownictwem dlatego, że nowa dyrekcja zaproponowała prowadzenie porannych radiowych rozmów z politykami i komentatorami Michałowi Karnowskiemu. Nie chcę być niesprawiedliwy, rozumiem nerwowość związaną z kolejną wymianą radiowej władzy. Ale zarzut wobec Karnowskiego poraża równie małą subtelnością jak tamten hipotetyczny, przeciw Kapicy: ma wyraziste poglądy, występuje jak komentator, jest sympatykiem PiS.

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką