Wybielanie donosiciela

Czemu część mediów próbuje przekonać, że ten Włodek nie taki zły, że Słomczyński trochę sam sobie winien i nie był lepszy? Czy to idea nazwana panświnizmem? Pokażmy, że wszyscy to łajdacy, wtedy nikt nie będzie miał prawa atakować „naszego" łajdaka – pisze publicysta

Aktualizacja: 07.01.2013 18:57 Publikacja: 07.01.2013 18:48

Wybielanie donosiciela

Foto: archiwum prywatne

Red

Kiedy pięć lat temu w filmie o Macieju Słomczyńskim zacytowałem donos do Urzędu Bezpieczeństwa autorstwa Adama Włodka, krakowskiego poety znanego szerzej głównie z małżeństwa z Wisławą Szymborską, spodziewałem się burzy. Noblistka miała wokół siebie krąg przyjaciół i wielbicieli, którzy z oburzeniem przyjmowali jakąkolwiek informację kojarzącą się z okropnym dla nich słowem „lustracja". Robiąc film, bezskutecznie próbowałem uzyskać jakieś wspomnienie Poetki dotyczące środowiska literackiego przełomu lat 40 i 50. Już wtedy znajomi Szymborskiej mówili, że chce ona upamiętnić swojego byłego męża jakąś nagrodą. Po emisji filmu dyskusji nie było, nikt sprawy dalej nie badał.

Czy informacja o przeszłości Włodka dotarła wówczas do Szymborskiej? Wydaje się, że nie. Po jednym z publicznych spotkań byłem mimowolnym świadkiem rozmowy grupy jej przyjaciół i bliskich znajomych, podczas której dyskutowano, czy powiadomić ją o tym. Ogólna konkluzja była taka, że nie należy Noblistki denerwować, że w ostatnich latach często wspomina ciepło Włodka i byłoby świństwem informowanie o jego donosicielstwie.

Wiadomo, że zapis testamentowy ustanawiający Fundację i zobowiązujący ją do uruchomienia stypendium im. Włodka pochodzi z 2004 roku. Czy gdyby Poetka wiedziała o ujawnieniu dowodów przeciw Włodkowi, to utrzymałaby tę wolę? Czy nie jest to wystarczająca podstawa do zmiany patrona nagrody?

Niestety, Michał Rusinek, prezes Fundacji Wisławy Szymborskiej, nie wyjaśnił dotychczas tej podstawowej kwestii.

Patron młodych

Po śmierci Wisławy Szymborskiej uroczyście ogłoszono w lutym zeszłego roku jej ostatnią wolę, zgodnie z którą działać ma Fundacja. „Jej zadaniem będzie też utworzenie i dysponowanie funduszem nagród literackich. Ich forma nie została przez Szymborską jasno określona" – głosiła depesza Polskiej Agencji Prasowej. „To my, jako fundacja, będziemy się zastanawiać, jak nagrody będą wyglądać" – mówił Michał Rusinek.

Zapis w pierwszym statucie Fundacji Wisławy Szymborskiej, zarejestrowanym sądownie, mówił o „organizowaniu i finansowaniu konkursu na pracę literacką, w którym będzie przyznawana Nagroda im. Adama Włodka". Nie było określone, że ma to być nagroda dla młodych literatów i krytyków. Pod koniec roku okazało się, że nagroda im. Włodka ma być dla młodych, a jej współorganizatorem będzie państwowy Instytut Książki. Po uruchomieniu przeze mnie strony na portalu społecznościowym Facebook protestującej przeciw udziałowi państwowej instytucji w przydzielaniu nagrody imienia donosiciela UB, rozpętała się burza. W ciągu doby w proteście wzięło udział ponad tysiąc internautów. Dyrektor Instytutu Grzegorz Gauden szybko zdecydował o wycofaniu się z przedsięwzięcia.

Życie intymne literatów

Po kilku dniach zupełnej dezorientacji do walki ruszyli w mediach obrońcy Adama Włodka. Wszyscy od tego czasu powtarzają, że Włodek pomagał młodym poetom, czego nikt przecież nie kwestionuje, tylko jaki to ma związek z haniebnymi donosami na kolegów literatów?

Z relacji telewizyjnej Panoramy można zrozumieć, że wszystkiemu był winien... Maciej Słomczyński! Godny potępienia jest on, a nie człowiek, który na niego donosił. Użyto nawet „argumentu", że Słomczyński prawdopodobnie romansował z Szymborską, więc donos jej męża do UB jest jakoś rozgrzeszony. Oczywiście nie ma na ten romans żadnego dowodu – listu czy choć świadectwa któregoś ze znajomych, ale jakie to ma znaczenie?

Pisarz i poeta Tomasz Jastrun powiedział to w wywiadzie dla telewizji i napisał w swoim blogu: „Włodek w czasach stalinowskich złożył donos na Maćka Słomczyńskiego, którego bodaj podejrzewał o romans z żoną". Ogromne zdumienie wśród znajomych i rodziny Słomczyńskiego wzbudziło użycie przez Jastruna formy „Maciek" sugerującej jakąś zażyłość z 30 lat starszym literatem i tłumaczem. Jak twierdzą – więcej poufałości niż znajomości...

Skąd Jastrun wie o rzekomym romansie, o życiu intymnym krakowskich literatów w czasach, kiedy był niemowlęciem? W blogu pisze: „Wcześniej [przed wizytą ekipy TVP – przyp. mg] dzwonię do Michała Rusinka, by poznać szczegóły".

W materiale „Panoramy" wystąpił też inny ekspert – od moralności literatów. Jego towarzystwo rozsierdziło Jastruna: „Ze zdumieniem widzę się w „Panoramie" m.in. obok pisarza Marka Wawrzkiewicza, który mówi o agenturalnej przeszłości Włodka i ocenia, a sam był przecież agentem".

Dla obrony autora donosów do UB poświęca się nawet dobre imię i cześć Noblistki. Czym innym jej wymyślenie historii jej pozamałżeńskiego romansu?

Gdyby nawet Słomczyński romansował z Szymborską, to czy rozgrzesza to Włodka z denuncjowania go do UB? Zdaniem Jastruna częściowo tak: „Z zazdrości robi się straszne rzeczy, ale jeśli tak, to na Sądzie Ostatecznym będzie to zakwalifikowane jako działanie w afekcie". Dziennikarz innego kanału, TVP Info, powtarza tę „romansową" wersję z wypiekami na twarzy: „Smaczku sprawie dodaje plotka, że Włodek doniósł na Słomczyńskiego z zazdrości".

Odwrócenie ról

Kolejnym „smaczkiem" ma być współpraca ofiary donosu Włodka z Urzędem Bezpieczeństwa: „On też był agentem. Agenci donosili na siebie nawzajem, nie wiedząc, że są agentami" – napisał Jastrun, podobne stwierdzenia padły w jego wywiadzie dla Panoramy i TVP Info. Cóż z tego, że to perfidne kłamstwo? Dobrze brzmi i jest argumentem, że wcale ten Włodek najgorszą świnią nie był. Wątku romansowego nie pociągnęła Katarzyna Kolenda-Zaleska w Faktach TVN. Tu metoda była inna. W całym materiale groźnie brzmiąca nazwa UB została zastąpiona lepiej – zapewne – kojarzącym się skrótem SB, choć w 1953 roku tej formacji jeszcze nie było. Donos Włodka nazwany zostaje „obywatelskim", co ujmuje mu cech negatywnych, a występująca w materiale współautorka biografii Szymborskiej Joanna Szczęsna „nie zgadza się na nazywanie go konfidentem i przypomina, że w 1957 roku wystąpił z partii". Znów nie wiadomo, co ma piernik do wiatraka i czemu konfident nie mógł później wystąpić z partii. Nie jest też jasne, czemu autora donosów do UB nie można nazwać konfidentem.

Po telewizji przyszedł czas na „Gazetę Wyborczą", a w niej „Historia jednego donosu" - tekst Małgorzaty I. Niemczyńskiej. Jednego donosu, bo pewnie jak mawiają Niemcy „Einmal ist keinmal". Autorka chyba nie zadała sobie nawet trudu przeczytania tego jednego donosu, bo jest w nim wzmianka o donosie poprzednim, który Włodek złożył na Stefana Kisielewskiego.

Pisze Niemczyńska: „Czy Włodek jest zazdrosny? I czy ma podstawy? Trudno powiedzieć. Wiadomo natomiast, że Słomczyński zostaje tajnym współpracownikiem UB w styczniu 1952 roku i przyjmuje pseudonim „Włodek". Sam Włodek rok później składa na niego ośmiostronicowy jawny donos obywatelski". Poza sugestiami romansu (to już chyba obowiązująca wersja?) mamy tu do czynienia z odwróceniem ról donosiciela i ofiary.

W rzeczywistości Słomczyński nie zostaje żadnym współpracownikiem UB w styczniu 1952 roku, bo UB zaczyna się nim bliżej interesować dopiero w grudniu. Dwa tygodnie później Adam Włodek składa na niego obszerny donos, co skutkuje kolejnym kontaktem Słomczyńskiego z UB. Pisarz pod groźbą sprawy karnej o współpracę z imperialistycznym wywiadem podpisuje współpracę z bezpieką i przyjmuje pseudonim „Włodek". W tym samym roku udaje mu się wyrwać z ich rąk – wyjeżdża z Krakowa i zrywa kontakty. O tym, jak cenne w osaczaniu Słomczyńskiego były doniesienia Włodka, świadczy zachowana notatka oficera UB.

Diabelski chichot

Czemu część mediów próbuje przekonać, że ten Włodek nie taki zły, że Słomczyński trochę sam sobie winien i nie był lepszy? Czy to idea nazwana panświnizmem? Pokażmy, że wszyscy to łajdacy, wtedy nikt nie będzie miał prawa atakować „naszego" łajdaka.

W takim duchu wypowiedział się o sprawie Włodka poeta Jacek Dehnel w jednym z internetowych wpisów: „Włodek – konfident stalinowski, Słowacki – narkoman, Witkacy – oficer rosyjski walczący przeciwko Legionom Piłsudskiego, Jarosław Marek Rymkiewicz – komunista chadzający z czerwonym sztandarem po Łodzi i wiwatujący Stalinowi, Gombrowicz – pederasta, Schulz – sadomasochista, Herbert – plagiator i zmyślacz, który najpewniej wyssał z palca swoją przynależność do AK. (...) W okolicach mojego mieszkania stoi kilka pomników: jeden upamiętnia polityka, który obalił prawomocny rząd polski i wprowadził dyktaturę, drugi – zaciekłego antysemitę, przywódcę ugrupowania, które faktycznie przyczyniło się do zamordowania polskiego prezydenta, trzeci – patentowanego antysemitę, przedwojennego piewcę metod Hitlera i rasizmu, czwarty – człowieka, który dla własnej ambicji utopił Europę we krwi. Ich nazwiska: Piłsudski, Dmowski, Wyszyński i Napoleon".

No tak, z tej perspektywy patrząc, Włodek powinien być wzorem dla młodzieży, bo można trafić znacznie gorzej, choćby na kardynała Wyszyńskiego...

Sławomir Mrożek w autobiografii wspomina, jak został wciągnięty przez Adama Włodka do pisania propagandowego reportażu z Nowej Huty na 22 lipca 1950 roku. Włodek postanowił, że tekst ukaże się w „Przekroju", a miał tak mocną pozycję partyjną, że Eile, redaktor naczelny, nie mógł mu się przeciwstawić.

Dla dwudziestoletniego Mrożka, który jeszcze nigdy w życiu nawet nie napisał żadnego reportażu, była to ogromna pokusa. Pokusa sławy i pieniędzy. Tak o tym napisze w 1987 roku: „Mistrzowie doskonale o tym wiedzieli. Manipulowanie młodością należało do ich rutyny. (...) miałem szczęście, że nie urodziłem się Niemcem, rocznik – powiedzmy – 1913. Byłby ze mnie hitlerowiec, bo technika werbunku była taka sama".

Dziś żyjemy w wolnej Polsce. Inne czasy, inne pokusy. Mimo to słyszę diabelski chichot i widzę Adama Włodka kuszącego zza grobu młodych literatów nagrodą swego imienia – 50 tysiącami złotych, uznaniem postępowych kręgów i szansą literackiej kariery. Stawka tradycyjnie jest wysoka.

Autor jest reporterem i publicystą, producentem telewizyjnym. Ma na swoim koncie wiele reportaży telewizyjnych, m.in. „Drugi szereg" (1992 r.), „Fachowcy" (2007 r.) oraz filmów dokumentalnych, m.in.: „Zastraszyć księdza" (2006 r., współpraca: Ewa Nowicka), "Maciej Słomczyński" (2007 r.), „Władysław Broniewski" (2008 r.), „Pod prąd" (2009 r.). Publikował m.in. w „Newsweeku", „Tygodniku Powszechnym", „Pressjach". W PRL działał w opozycji antykomunistycznej

Kiedy pięć lat temu w filmie o Macieju Słomczyńskim zacytowałem donos do Urzędu Bezpieczeństwa autorstwa Adama Włodka, krakowskiego poety znanego szerzej głównie z małżeństwa z Wisławą Szymborską, spodziewałem się burzy. Noblistka miała wokół siebie krąg przyjaciół i wielbicieli, którzy z oburzeniem przyjmowali jakąkolwiek informację kojarzącą się z okropnym dla nich słowem „lustracja". Robiąc film, bezskutecznie próbowałem uzyskać jakieś wspomnienie Poetki dotyczące środowiska literackiego przełomu lat 40 i 50. Już wtedy znajomi Szymborskiej mówili, że chce ona upamiętnić swojego byłego męża jakąś nagrodą. Po emisji filmu dyskusji nie było, nikt sprawy dalej nie badał.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę