Dobrze już było. Teraz będzie tylko gorzej. Strach w Europie wydaje się dziś powszechny, dotyka i młodych, i starych, wchodzących w nowy, 2013 rok. Strach przed tym, co przyniesie przyszłość nadchodzących miesięcy, daje się posłyszeć na ulicach i placach miast Starego Kontynentu: od Warszawy po Lizbonę, od Aten po Berlin. I nie trzeba czytać analiz ośrodków europejskich badających społeczne nastroje, by wszędzie w tych miastach, jeśli tylko dobrze ucho przyłożyć, posłyszeć: „lękam się o jutro".
Rynek wszechmocny
Uczucie lęku nie jest tylko wiernym towarzyszem zwykłych zjadaczy chleba. Dziś jest on również wiernym kompanem europejskich polityków – Merkel, Hollande'a, Camerona, Montiego czy Tuska. Już dawno wszyscy nie czuli się tak bezsilni, gdy są pozbawiani mocy wobec otaczającej rzeczywistości. Od dawna politycy nie mieli tak znikomego poczucia, że przyszłość kraju czy pomyślność współobywateli w jakimkolwiek stopniu zależą od ich zdolności: inteligencji i politycznej wyobraźni.
Politycy, którzy wczoraj mając do dyspozycji państwo i związane z tym wszystkie narzędzia posiadające moc, by kolonizować naszą niepewną rzeczywistość, systematycznie się ich pozbywali, zostawiając całe życie społeczne, od edukacji poprzez służbę zdrowia na pastwę mechanizmów rynkowych. Te jednak, jak doskonale wiemy, są nieznośne i kapryśne. Działają tylko tam, gdzie ich mocodawcy osiągają zyski. Kiedy zysków brak, w mgnieniu oka przenoszą się w inne, jeszcze dziewicze dla rynkowych łowów terytoria. To nie Bóg, jak sądzą ludzie religijni, jest wszechmocny. Dziś wszechmocny jest rynek.
Przebiegłość tej nowej wszechmocnej siły, w wyniku której to rynek stanowi o naszym być albo nie być, jak odnotował amerykański konserwatywny filozof z Harvardu Michael Sandel, polega na tym, że „nawet nie zauważyliśmy, kiedy z gospodarki rynkowej przeistoczyliśmy się w społeczeństwo rynkowe". Inaczej: już dawno przestaliśmy być społeczeństwem obywatelskim, gdzie zbiorowym wysiłkiem realizujemy dobro wspólne. Staliśmy się natomiast społeczeństwem rynkowym, w którym liczy się tylko pieniądz i indywidualne zadowolenie.
Deficyt nadziei
Lecz mimo to rynek nie uchronił nas przed kryzysem. Przeciwnie: rynek w doskonały sposób potrafi stwarzać problemy, ale za żadne skarby nie wie, jak je rozwiązać. To dlatego, jak Unia Europejska długa i szeroka, słowo kryzys należy do jednego z najważniejszych pojęć używanych przez polityków, ekonomistów, badaczy społecznych, a nawet duchownych.